Cześć cześć czeeść! :3
Wybaczcie, że tak długo nie dodałam nic nowego. Za wyjaśnienie podam tylko jedno słowo - szkoła. Z czasem jest kiepsko, oj kiepsko...
Udało mi się coś napisać. Przepraszam za długość rozdziału, wiem, że nie jest powalająca. ;-;
Mozliwe, że w rozdziale są jakieś błędy, literówki. Śpieszę się, żeby dodać Wam tą notkę, bo dzisiaj wieczorkiem mam chwilę czasu; nawet za bardzo nie sprawdzam tesktu. Przymknijcie na to oko, ewentualnie oba, okey? :D
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnią notką. Dały mi porządnego kopa, naprawdę! :3
Proszę Was o wyrażanie swojej opini także i przy tym rozdziale, zwłaszcza, że zbliżamy się do końca opowiadania.
Czytam - komentuję!
Dla Was to jest tylko minutka, nie musicie się rozpisywać. Po prostu dajcie mi znać, czy się podobało, czy nie. xD
Zapraszam do czytania ^^
PS. Nie bijcie za dramy na początku, dobrze?
PS2. Przepraszam, że to takie słabe.
Dla M. Bo... w sumie dlatego, że jest i poświęca swój niemiecki, żeby ze mną pisać, a potem zarywa nocki. XDDD Kochana jest, głupol jeden.
Słowa potrafią ranić. Potężniej
niż nóż, mocniej niż jakiekolwiek fizyczne uderzenie. Kilka zdań
wypowiedzianych w gniewie, kłótni, potrafi przekreślić wieloletnią przyjaźń,
zniszczyć zaufanie. Czemu nie doceniamy potężnej mocy słów? Ranimy. Zabijamy.
Cierpimy.
Harry nie wyobrażał sobie, jakie
uczucia w szatynce wzbudziły te dwa słowa „przykro mi”. Strach, przenikający
każdą, najmniejszą komórkę jej ciała. Niedowierzanie, nie zaakceptowanie tego
faktu. On nie mógł zginąć, Malfoy to… Malfoy. Ten wiecznie irytujący,
egoistyczny, narcystyczny mężczyzna. Ból, najprawdziwszy, najszczerszy ból
spowodowany stratą kogoś bliskiemu jej sercu.
Bo tak, Malfoy mógł być sobą,
mógł mieć setki wad, ale czy ona ich nie miała? Czy jakikolwiek człowiek na
świecie składał się wyłącznie z zalet? Miłość nie polega na tym, żeby nie
dostrzegać wad drugiej osoby, tylko by ją zaakceptować taką, jaką jest. Pogodziła
się z nieustannymi humorkami arystokraty, jego docinkami czy ciągłymi
podtekstami. Jego żarty zaczęły ją śmieszyć, na kaprysy blondyna przestała
zwracać uwagę. Był przy niej, troszczył się o nią. To było ważniejsze niż kilka
jego wad, które naprawdę, zaakceptowała.
A teraz, on miał tak po prostu
odejść? Zostawić ją samą, samiuteńką? Niby odzyskała pamięć, lecz po co jej
było zdrowie, skoro nie miała jego?
Po jej policzkach spłynęły
pierwsze łzy, już miała odejść od Harry’ego, gdy ten złapał ją za rękę:
- Musimy tam wrócić, Hermiono. Ktoś
musi zidentyfikować ciała, potwierdzić nazwiska zmarłych…
- D… jego
wszyscy znają. – głos jej się trząsł, a na policzki wstępowały kolejne słone
krople. Nie mogła uwierzyć. Straciła go…
- Taka jest
procedura, przecież wiesz. Poza tym, on nie ma rodziny, więc ten przykry
obowiązek spada na nas – Wybraniec schował twarz w dłoniach. To nie miało się
tak skończyć! Tuż przed akcją Draco wyznał mu uczucia, którymi darzył Granger.
Prosił, by w razie, jeżeli coś mu się stanie, to Hermiona odziedziczyła cały
jego dobytek. Minister magii zamierzał dotrzymać obietnicy złożonej
szarookiemu.
Teraz... Malfoy odszedł. Kiedyś był jego
wrogiem, ale to było dawno, dawno temu. W ciągu tych kilku lat, gdy blondyn
pracował z Hermioną jako auror, Harry zdążył go polubić. Oczywiście, często
miał wrażenie, że Draco nadal jest zarozumiałym, zakochanym w sobie egoistą. To
nie było jednak tak, to była po prostu jedna z masek, którą przybierał Malfoy,
by nie dać się zranić, by ukryć swoje prawdziwe uczucia.
Patrzył ze współczuciem na swoją
przyjaciółkę. Nie wyobrażał sobie, jak wielkie cierpienie musiała przeżywać.
Spędziła z Malfoy’em ostatni miesiąc, był pewien, że ten okres czasu odcisnął
na niej trwałe piętno. W końcu Ślizgon nie był taki zły, jak się wszystkim
wydawało. Był po prostu zagubiony we własnym życiu. A przy Granger odnajdywał
swoje prawdziwe „ja”. Był sobą.
- Musimy, Hermiono – wyciągnął
ręki w stronę drobnej, kruchej kobiety. Ta zacisnęła oczy, próbując powstrzymać
spływanie łez. Po chwili skinęła powoli głową, chwytając rękę przyjaciela i
mocno wtulając się w jego umięśnione ciało. Razem przenieśli się do
ministerstwa.
***
Widok był okropny. Przypominał on
Hermionie chwile, o których wolałaby zapomnieć – Wielka Sala, zaraz po Ostatecznej
Bitwie. Stosy ciał, ułożone na prowizorycznych łóżkach. Całe rodziny,
opłakujące bliskich zmarłych. Ból. Cierpienie. Śmierć. Żałoba.
Tak było i tutaj. Co chwila
donoszone było kolejne ciało, następnie kładzione zostawało w głównym holu
ministerstwa, by potem oddać je bliskim. Wszędzie widziała zapłakane twarze.
Hermiona potrząsnęła głową. Nie
chciała tu być. Nie chciała być nigdzie. Nie chciała żyć. Draco zginął.
Straciła go, na zawsze. Zniknął, w momencie, kiedy najbardziej go potrzebowała.
Nie mogła teraz po prostu spojrzeć na jego ciało, potwierdzić tożsamość,
popłakać dwa dni i żyć dalej, jakby nic się nie stało, jakby nie odeszła
najważniejsza, najcenniejsza dla niej osoba.
Harry
pociągnął ją w stronę łóżek, ciągle obejmując ramieniem. Przechodzili od łóżka
do łóżka, patrząc na twarze ludzi, którzy zasnęli już wiecznym snem. Na jednych
malował się smutek, na innych szok, a na kolejnych wyraźnie było widać
nieśmiały uśmiech. Wierzyli, że umierają w słusznej sprawie? Walczyli o lepszy
świat?
- Nie ma go
tutaj – szept Harry’ego brzmiał w panującej dokoła ciszy niczym głośny krzyk.
To była prawda – nie było tutaj ciała zmarłego Malfoy’a. Miała się cieszyć,
wierzyć, że jest jeszcze nadzieja, że odnajdzie się cały i zdrowy? A może
rozpaczać, że nie będą w stanie zapewnić mu nawet godnego pochówku? Myśli panny
Granger były chaotyczne. Ręce nadal się trzęsły, a serce pikało w nerwowym
rytmie…
On odszedł.
Zniknął.
- Hermiono,
tam – Potter wskazał ręką ciało leżące na oddalonym od innych łóżku. Blond
włosy, blada cera… Nie.
Nie.
To nie mógł
być Draco.
On nie mógł
zginąć.
- Nie mogę,
Harry. Nie mogę tam iść – cofnęła się w pół kroku. Nie chciała widzieć jego
martwego ciała. To oznaczałoby koniec złudnej nadziei, że może to wszystko
tylko jakaś mało zabawna pomyłka, że niedługo wszystko się wyjaśni i będą
razem. Nareszcie, tylko we dwoje.
Wybraniec
posłał jej pokrzepiający uśmiech, za którym wyraźnie malowało się przygnębienie
i zmęczenie. Sam podszedł do śniącego wiecznym snem mężczyzny.
- Hermiono?
– rzekł po chwili, uważnie przypatrując się ciału. – To nie on.
***
Draco
otworzył najpierw jedno, później drugie oko. Żył. Naprawdę żył. Zdziwiony swoim
odkryciem, spróbował usiąść i poczuł dotkliwy ból w lewej nodze.
Gdzie on
był? Co się stało? Pamiętał atak na ministerstwo, mknące w jego stronę zaklęcie
i… pustka.
- Już
wiesz, jak czuła się Granger, idioto – mruknął sam do siebie, pomału wstając. Na
myśl o Hermionie poczuł dziwną obojętność. Był pusty, odebrano mu zdolność
odczuwania. Uczuciami darzył tylko jedną kobietę, a skoro ona go nie chciała,
wolał nic nie czuć.
Ciekawe, co
czuła? Zaniepokoiła ją wiadomość o jego zniknięciu czy też ucieszyła się, że
wreszcie dał jej spokój?
Wstał,
krzywiąc się. Rozejrzał się wokoło. Nie znał tego miejsca. Był w ciemnym,
głuchym lesie. Był sam. Nad jego głową błyszczały gwiazdy na nieskalanym żadną
chmurą niebie.
Usłyszał
huk i dziwne terkotanie. Skierował swoje
kroki ku źródle hałasu. Jego oczom ukazał się doprawdy przeciwny widok.
Wielkie, blaszane COŚ przejeżdżało właśnie ulicą, głośno przy tym warcząc i
zostawiając za sobą smużkę dymu. Co to było, do cholery? Jakieś zwierzę? Czy te
stworzenia były niebezpieczne, a on cudem uszedł z życiem?
Westchnął. Nie
miał pomysłu, co zrobić dalej, więc powoli, uważając na zranioną nogę,
pokuśtykał w stronę, gdzie za horyzontem zniknął ten przedziwny stwór.
***
Gdy
pierwsze dziwne, blaszane stworzenie zatrzymało się, a jego kierowca
zaproponował mu podwiezienie, chciał odmówić. Jednak ból w nodze nasilał się, a
on sam, zmęczony pojedynkiem, nie miał ochoty na dłuższe spacery.
Ukłonił się
przed niebezpiecznym stworzeniem, które chwilowo grzecznie stało i czekało na
dalsze polecenia swojego właściciela. Mężczyzna siedzący za kierownicą
wybuchnął głośnym śmiechem, zastanawiając się, co tak dobry aktor robi w środku
jakieś głuszy! Ten blondyn wyglądał na autentycznie zdziwionego faktem, że samochodowi
nie trzeba było się kłaniać!
Droga do
najbliższego miasteczka mijała im w przyjemnej ciszy. Draco zamknął oczy,
próbując pozbierać myśli. Musiał dostać się do ministerstwa, odnaleźć Hermionę,
dać kopa w tyłek Potterowi (nie wiedział za co, ale musiał).
- Ma pan
zapasową różdżkę? – spytał grzecznie, powodując, że mężczyzna siedzący za
kierownicą, John, praktycznie stracił kontrolę nad pojazdem i nie wiele
brakowało, by podróż zakończyła się w jakimś przydrożnym rowie.
Malfoy
westchnął w duchu.
- Mugole to
idioci – szepnął w powietrze, wymawiając cichą prośbę do Merlina, by dał mu
cierpliwość.
***
Minęły trzy
dni. Trzy dni spędzone w dziwnej zadumie, melancholii, samotności. Hermiona nie
była w stanie rozmawiać z ludźmi. Chciała być sama, by móc w samotności wylewać
łzy. Nie chciała fałszywego współczucia. Ludzie nie rozumieli…
Nie rozumieli, jak można w ciągu
niecałego miesiąca pokochać osobę, którą wcześniej się nienawidziło. To było
niezwykłe, ta zażyłość, która powstała mimo różnic między Gryfonką a Ślizgonem.
Byli swoimi przeciwieństwami, a jednak zdołali się pokochać. Hermiona darzyła
go uczuciem tak szczerym, tak prawdziwym… A jednak zepsuła sprawę i blondyn już
nigdy miał się nie dowiedzieć prawdy.
Od trzech dni na jej twarzy nie
zagościł uśmiech. Nie potrafiła szczerze się zaśmiać. Czuła, że jej radość
byłaby w pewnym sensie obrazą pamięci Draco.
Dzień
wcześniej odbył się symboliczny pogrzeb. Mimo że ciała Malfoy’a nie
odnaleziono, został on oficjalnie uznany za zmarłego. Pusta trumna została
spuszczona w dół, a kwiaty złożono na symbolicznym grobie. Po wszystkich
sztucznie zasmuconych twarzach spłynęły sztuczne łzy. Ludzie wcale go nie
żałowali. Dla nich był wyłącznie zdrajcą. Kto raz był Śmierciożercą, w ich
oczach na zawsze już nim pozostanie. Nawet śmierć nie odkupiła jego win. A
Hermiona? Granger widziała w Malfoy’u wspaniałego, choć irytującego mężczyznę,
z którym chciałaby związać swoje dalsze życie.
Pogoda
towarzyszyła jej w utrapieniu – tak jak po policzkach Gryfonki spływały łzy,
tak i krople deszczu powoli spływały po szybach…
***
Harry
Potter siedział właśnie przy biurku, gdy do jego gabinetu wtargnęła osoba
oficjalnie uznana za martwą.
Draco Malfoy był w końcu mistrzem wielkich
wejść, prawda?
- Potter,
uduszę cię, miałeś mnie ochraniać, a przez ciebie wylądowałem na jakimś zadupiu,
bez różdżki! – wykrzyknął blondyn, krzywiąc się lekko. W
małym mugolskim miasteczku opatrzono mu nogę, jednak jego rany nadal pozostały
nie zagojone. Ciągle czuł przeszywający ból.
- Ty żyjesz
– wyszeptał minister– Ty naprawdę żyjesz – powiedział już głośniej. Nie mógł
uwierzyć. Po Malfoy’u wszystkiego można było się spodziewać, naprawdę – ciągle miał
nadzieję, że uda się odnaleźć żywego blondyna, jednak nie myślał, że
poszukiwany sam wtargnie do jego gabinetu!
Draco
uśmiechnął się swoim typowym, szyderczym uśmiechem. Uwielbiał być w centrum
uwagi. Już widział te nagłówki gazet: „Zmartwychwstały – czyli o cudownym
odnalezieniu Draco Malfoy’a”.
Wywiady
jednak później. Teraz miał do załatwienia ważniejsze rzeczy.
- Potter,
co z Hermioną? – spytał cicho, poważniejąc.
- Lepiej
sam zobacz. Od trzech dni nie miałem z nią kontaktu, odpychała nas wszystkich
od siebie. Malfoy, nie wiem, jak to możliwe, ale ona naprawdę cię kocha. Nie
zepsuj tego. – Harry schował twarz w dłoniach, jednak po chwili podniósł ją i
lekko się uśmiechnął. Teraz, gdy zguba odnalazła się, Hermionie na pewno się
poprawi. Zauważył zdziwienie, ale też coś jakby… czułość? na twarzy aurora. Już
po krótkiej chwili Draco zniknął z cichym trzaskiem, pewnie kierując się do niewielkiego
domku, w którym mieszkała obecnie szatynka.
Minister
magii westchnął cicho. Teraz mógł jedynie życzyć Hermionie, by nie zemdlała,
gdy zobaczy Draco w swoim salonie.
***
Draco
patrzył ze zdziwieniem na Hermionę. Ona go nie widziała, zbyt zajęta bezcelowym
wpatrywaniem się w krople deszczu, spływające po szybie.
Nie była
smutna. Ona była zrozpaczona.
Nienawidził
patrzeć na jej łzy, a teraz sam był ich powodem.
- Granger –
szepnął, najciszej jak mógł.
Widział,
jak głowa szatynki odwraca się i jak w jej oczach pojawia się niedowierzanie. Po
chwili Hermiona uśmiechnęła się, tak pięknie, jak to tylko ona umiała i rzuciła
mu się w ramiona.
Trzymał ją
przytuloną, jakby od tego zależało ich życie. Wdychał delikatny zapach jej
perfum, podczas gdy ona moczyła jego koszulę słonymi kroplami. Teraz jednak
płakała ze szczęścia. Jej największy skarb odnalazł się.
-
Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, kocham cię, nie zostawiaj mnie więcej –
powtarzała w kółko, przytulona do mężczyzny najciaśniej, jak tylko się dało. Swoimi
dłońmi przeczesywała jego brudne, blond włosy. Draco podniósł jej podbródek i
spojrzał w ukochane, brązowe oczy.
- Też cię
kocham – odpowiedział, muskając jej wargi swoimi. Pocałunek był delikatny,
pełen miłości. Potem tylko patrzyli na siebie w ciszy, lekko się uśmiechając.
Na słowa, wyjaśnienia, przyjdzie czas potem.
Teraz
liczyli się tylko oni.
Wreszcie
mogli być razem, bez żadnych przeszkód i niedomówień.
Slicznie :)
OdpowiedzUsuńJaki czadowy rozdzialik *-*
OdpowiedzUsuńCudeńko.
Ech ten Dracze, zawsze musi mieć efektowne wejście :D
Ściskam, em.
Po prostu dzieło. Poryczałam się. Jest mi wstyd. Jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńRozpacz Hermiony była taka realna...
OdpowiedzUsuńHahaha, Malfoy w wielkim świecie - czyli co to są samochody? :D
I wielkie wejście Malfoy'a, szok Harrego xD
Przepiękny koniec *.*
ciemneijasnekoloryswiata.blogspot.com
Nie wiem co mam napisać...
OdpowiedzUsuńNo wspaniałe, no!
Wszystko, co chciałabym powiedzieć jest zawarte w moim komentarzu do II cz. miniaturki Look After You *-*
Piszesz świetnie i za każdym razem gdy czytam twój tekst mam w oczach łzy i uśmiech na twarzy. AMEN <3
WENY WENY WENYYYY! :*
//Lav.
Le pociąganie nosem.
OdpowiedzUsuńTo takie piękne ! *.*
Mad.
Jak słodkoo :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam, Dramione True Love :)
Rozdział jest magiczny, piękny, zniewalający, niesamowity, pełen emocji, napięcia... Jeszcze chwila i się poryczę, no!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, ja od początku wiedziałam, że on będzie żył, a tam jego ciała nie będzie, no wiedziałam, no! ^^ Poza tym, tylko byś spróbowała go uśmiercić! Już ja bym się z Tobą policzyła. :P xD
A ile jeszcze będzie rozdziałów? :)
Już nie mogę się doczekać następnego! ;3
Życzę duuużo weny, słońce. :**
Ana M.
JA CI KURDE NIE DAM ZAKOŃCZYĆ TEGO OPOWIADANIA SMUTNO, BO TO KUŹWA BĘDZIE RYK PONAD WSZYSTKO. Łeeee, sama nie wiem co myśleć o tym :C
OdpowiedzUsuńNa początku to miałam ochotę Cię udusić. Dodałaś rozdział bez mojej zgody! :o
Ale, ale, złość przeszła, przecież ja nie umiem się na Ciebie gniewać XD
Jaka piękna dedykacja dla mnie, bsdckiiduscoiawgvdcwecawiuecviuawkeb <3 :3
No, a sucz mnie nie zapytała. Wiesz, jak mam wybierać między niemieckim a rozmową z Tobą, to wybieram zawsze to drugie XD
I taki piękny rozdział dla mnie, oł oł.
Jeej, za tą dramę to powinnaś dostać... w twarz... :D Ale nie dostaniesz :3 W sumie mam okres, to przecież wszystko mi wolno.
Mój Draco kochany żyje <3 Wiedziałam, że Malfoy'a, to przecież nie da się łatwo zabić.
Płakałam, cioto.
Jak Hermiona musiała iść zidentyfikować ciało Draczego :c Łeeeee ;___;
Rozdział jest cbdfvhselcvkgbxweuibdcwub cudowny, genialny, uroczy, kochany <3333
Oni się kochają! I będą segzy! UŁA.
I JESZCZE RAZ POWIESZ, ŻE ROZDZIAŁ JEST SŁABY TO DOSTANIESZ... PATELNIĄ! A WIESZ, ŻE JAK MAM OKRES TO JESTEM ZŁA. NO.
czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, Słońce :3
Pozdrawiam M.
No i czemu wczoraj, jak przyszłam z kąpu, kąpu, Ciebie nie było, ja się pytam?
UsuńWłaź mi tu na gg, moja mamusia wraca o 20 z pracy, i będę musiała oglądać z nią Mam Talent. XD
M.
Boski rozdział.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Draco żyje. Nareszcie nasi kochani bohaterowie będą mogli rozpocząć wspólne życie.
Pozdrawiam
Hermione Granger
popłakałam się, serio!
OdpowiedzUsuńrozdział jest... wow. naprawdę niewiem czemu piszesz, że jest słaby , bo jest CUDOWNY ;-)
uwierz w siebie, dziewczyno, bo masz talent!!!!
Suuuuper!!!! Nie wiem co jeszcze miałabym napisać xd.
OdpowiedzUsuńPiękne zakończnenie!
OdpowiedzUsuńCieszę się że nie zabiłaś Dracona i dałaś mu szansę bycia z Hermioną.
Jest dokładnie tak jak się spodziewałam.
Czy mówiłam Ci że jesteś niesamowita?
Bo jesteś!
Naprawdę i to bardzo.
Będę czekać na kolejną część.
Aby nie tak długo i przepraszam że tak późno komentuje;)
I ile mi wyszło z komentowania? Nic xd
OdpowiedzUsuńAle oczywiście teksty są fajne. Tylko to opo wygląda tak, że dla mnie mogłabyś teraz dac epilog <3 mmm... To by było fajne ;D
Kiedy kolejny, niesamowity rozdział?? :)
OdpowiedzUsuńJesteś tam? :((
OdpowiedzUsuńpiekny happy end
OdpowiedzUsuńPopłakałam się..
OdpowiedzUsuńCudownie piszesz i masz niesamowite pomysły!
Zakochałam się w Twoich opowiadaniach! <3
GENIALNE!
OdpowiedzUsuńNiesamowicie piszesz i masz jeszcze cudowniejsze pomysły!
Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania i oficjalnie jestem ogromną fanką Twojej twórczości! ;D
Popłakałam się <3 :'c
OdpowiedzUsuńJak Ty to robisz?! Przecież ja (prawie) nigdy nie płaczę, jak czytam albo oglądam coś! ;o
Uwielbiam to, jak piszesz <3 *o*
/~Olga