środa, 1 lutego 2017

Let me fix you - rozdział V

Cześć Kochani!


 Aplikacja na studia wysłana, okrążenia na jednej nodze wokół popiersia Adama Mickiewicza w czasie studniówki zaliczone, a więc wszystkie obowiązki tegorocznego maturzysty chyba wypełniłam! I nareszcie, gdy zaczęły się ferie, znalazłam czas, by na spokojnie usiąść i dokończyć piąty rozdział Let me fix you. 

Blaise i Pansy powracają! Jeżeli zapomniało Wam się już, jak wygląda relacja naszych ulubionych Ślizgonów w tym opowiadaniu, odsyłam Was do prologu. (http://nie-pytaj-mnie-o-jutro.blogspot.com/2015/01/let-me-fix-you-prologue.html)

Następny rozdział pojawi się w ciągu miesiąca (najpóźniej 1 marca 2017 roku)

Czekam na Wasze komentarze i opinie. Jesteście tu, Kochani? :)

Miłego czytania! 

PS. Po prawej stronie pokazała się nowa zakładka - INFORMOWANI. Bardzo proszę wszystkie osoby, które chciałyby być powiadamiane o nowych rozdziałach o pozostawienie tam swoich namiarów! :)



            Blaise naprawdę próbował odpuścić. Wypierał uczucia kotłujące się w jego wnętrzu wszystkimi możliwymi sposobami. Wmawiał sobie, że to tylko faza, że to przecież minie. Taka miłość nie może trwać wiecznie, czyż nie?
            Gówno prawda.
            Westchnąwszy ciężko, Zabini nalał sobie do szklanki szczodrą ilość Ognistej Whiskey. Zatapiając się w fotelu w swoim niewielkim, ale przytulnym salonie, wpatrzył się w iskry tańczące w kominku. Skrzywił się, próbując trunku. Nigdy nie przepadał za alkoholem. Nie lubił tracić trzeźwości umysłu ani kontroli nad czynami i słowami wydobywającymi się z jego ust.       
            Tego wieczoru nie miał jednak nic do stracenia.
            Nie sądził, że można żyć, kiedy serce rozrywa się na pół, kiedy ból jest tak silny, że aż zwyczajnie przestaje się go odczuwać. Nie przypuszczał, że można kochać tak mocno, że nie widzi się na swoim horyzoncie nikogo innego, tylko tę jedną, jedyną osobę.
Zawsze śmiał się z ludzi mówiących, że miłość to umiejętność pozwolenia komuś odejść. Wydawało mu się to śmieszne - przecież gdy darzy się kogoś uczuciem, to się o niego walczy, robi co tylko w swojej mocy, by ukochana osoba nigdy nie znikła z naszego życia.
Zaśmiał się gorzko, dopijając ostatni łyk palącego napoju. Zignorował drżenie swojej dłoni, gdy dolewał więcej trunku.
Jego wzrok padł ponownie na bladą, kremową kopertę leżącą na niewielkim stoliku.
Zaproszenie na ślub.
Schował twarz w dłoniach, nie mogąc opanować emocji. Od dawna wiedział, że związek Pansy z tym mugolem jest poważniejszy, niż jakakolwiek relacja z innym mężczyzną, którą wcześniej nawiązała Pansy. Cieszył się jej szczęściem, naprawdę. Joe wydawał się pogodnym, odpowiedzialnym mężczyzną, z którym Parkinson mogła ułożyć sobie przyszłe życie, zbudować dom, założyć rodzinę.
Blaise nie mógł walczyć z takim konkurentem.
Nie chciał walczyć z takim konkurentem.
Ale mimo to on pragnął za miesiąc stać przy ołtarzu, by pojąć Pansy Parkinson za żonę.

*

Pansy nerwowo tupała lewą nogą, stojąc przed drzwiami rezydencji Blaise’a. Miała szczerą nadzieję, że zastanie przyjaciela w domu. Joe uparł się, by rozesłać zaproszenia dzień wcześniej i była pewna, że do Zabiniego dotarła już wiadomość o zbliżającym się ślubie. Na samą myśl o uroczystości uśmiechnęła się szeroko.
Joe był wspaniałym mężczyzną. Był przystojny, czuły, kochający, a w jego obecności czuła się jak najpiękniejsza kobieta na świecie. Traktował ją jak księżniczkę. Mogła wyobrazić ich sobie za kilka, kilkanaście lat, jak razem wychowują pociechy, stoją na dworcu King’s Cross machając dzieciakom, gdy te zaczynają swoją podróż do Hogwartu, siedzą razem na kanapie, a Joe, jako jej mąż, przeczesuje palcami jej, już lekko siwe, włosy.
Problem był tylko jeden.
Choć Joe był wspaniały i nie mogła wyobrazić sobie lepszego kandydata na męża, w jej sercu szczególne miejsce od wielu lat zajmował pewien mulat o głupiutkim, szerokim uśmiechu, który rozświetlał cały jej świat.
Wiedziała, że Zabini postrzega ją wyłącznie jako przyjaciółkę. Wyleczyła się więc z dziecinnego zauroczenia przyjacielem i ruszyła dalej. Nie mogła czekać wiecznie. Zdawała sobie sprawę, że taki mężczyzna jak Joe to skarb. Nie chciała przegapić szansy na szczęśliwy związek, fantazjując o kimś, kogo nie mogła mieć.
Pokręciła głową, nie rozumiejąc, dlaczego rozważania o  słuszności jej decyzji powróciły. Klamka zapadła, a ona stała pod drzwiami swojego przyjaciela, pragnąc poprosić go, by stał się świadkiem na jej ślubie.
Zapukała, czekając aż brunet jej otworzy. Gdy drzwi nie uchyliły się, zrozumiała jednak, że coś jest nie tak, jak być powinno. Zmarszczyła brwi. Zabini na pewno był w domu – światła w salonie świeciły się, a okno w sypialni było uchylone.
- Blaise? – spytała, popychając drzwi i dostając się do środka. Słysząc gorzki śmiech dochodzący z salonu, skierowała się w tamtą stronę.
- Hej – powiedziała cicho, wchodząc do pomieszczenia. Gdy zobaczyła mulata, stanęła jak wryta, nie rozumiejąc sytuacji. Pokręciła głową, nie wierząc w widok, który miał miejsce na jej oczach. Doskonale wiedziała, że Blaise nie pije alkoholu. Dlaczego więc leżał na środku własnego salonu, ściskając w jednej ręce opróżnioną prawie w całości butelkę whiskey, a w drugiej…
Doskonale kojarzyła tę kopertę. Jeszcze tydzień temu kłóciła się ze swoim narzeczonym o jej kolor…
- Cześć Pansy! Patrz, dostałem zaproszenie na twój ślub! Czyż to nie zabawne? – brunet zachichotał, powodując, że Parkinson mimowolnie się uśmiechnęła. Merlinie, dlaczego on miał na nią taki wpływ?
- Pora zacząć szukać smokingu, Blaise – mruknęła, podchodząc do mulata i odbierając od niego butelkę. Zignorowawszy krótki pomruk niezadowolenia, postawiła ją na stole.
- Nie możesz mi jej zabrać! Ona pomaga! Pansy, to boli – o, tutaj – szepnął Zabini, pokazując na swoją klatkę piersiową. Wyglądał w tej chwili tak bezbronnie, z rozczochranymi włosami, wpatrując się w nią swoimi wielkimi, ciemnymi oczami. Brunetka zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, co się dzieje, ale ta sytuacja zdecydowanie jej się nie podobała. Nigdy nie widziała Blaise’a tak bezbronnego, otwartego, podatnego na zranienia. Od kiedy pamiętała, mulat był ostoją spokoju, oparciem zarówno dla niej, jak i dla Draco, promykiem rozświetlającym ich ponure dni. Patrzenie na niego w takim stanie było dla niej torturą.
- Co się dzieje? – usiadła koło przyjaciela na podłodze, ujmując jego dłoń, tak ogromną w porównaniu do jej, w swoje.
- Przepraszam, Pansy. Nigdy nie chciałem. Błagam, wybacz mi – nie mogąc wytrzymać bólu w jego głosie, przytuliła się do niego, a z jej oczu spłynęła jedna, jedyna łza.
- Za co przepraszasz, głupku? – mruknęła, całując go w policzek. Chciała by wiedział, że jest dla niego i że zawsze będzie. Na tym polegała przyjaźń, prawda?
Spojrzał jej w oczy i w tych brązowych tęczówkach, z których zawsze biło wsparcie i troska, dostrzegła zawahanie. Wypity alkohol musiał dodać mu jednak odwagi, gdyż chwilę później odpowiedział jej cichym, zrezygnowanym tonem.
- Za to, że nie umiem przestać cię kochać.

*

- Hermiono, mógłbym zamienić z tobą słowo? – Thomas spojrzał nad nią spod okularów, posyłając jej nieśmiały uśmiech. Granger odpowiedziała tym samym gestem, posłusznie wchodząc do gabinetu starszego doktora i zamykając za sobą drzwi.
- Jak ma się twój ulubiony pacjent? – spytał Waitson, przerzucając strony swojego czarnego notesu. Gdy odnalazł jakąś poszukiwaną notatkę, mruknął zwycięsko, zaginając róg strony i przenosząc wzrok na szatynkę. Granger tymczasem zarumieniła się, słysząc zadane pytanie. To wcale nie było tak, że faworyzowała Draco. Oczywiście, spędzała z nim więcej czasu niż z innymi podopiecznymi, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że blondyn przeżywał najcięższe chwile i potrzebował najwięcej jej uwagi.
- To nie jest mój ulubiony… - zaczęła, jednak widząc uniesione brwi i porozumiewawczy uśmiech doktora, zamilkła. Była na straconej pozycji. Nie było sensu się tłumaczyć. – Jest lepiej. Wreszcie zaczyna być sobą. Powróciły kpiące docinki, półuśmiechy.  I, och, Thomasie, jego oczy w końcu nie mają tego smutnego, pustego wyrazu!
Uśmiech starszego mężczyzny poszerzył się. Po chwili jednak zmarkotniał, wiedząc, że musi poruszyć pewien temat, który od dawna krążył mu po głowie.
- Hermiono, wiesz, że związki pomiędzy pacjentem a lekarzem nie są legalne? Byłbym gotów przymknąć na to oko, gdyż widzę, że i tobie ten blondyn nie jest obojętny – mrugnął tu do szatynki znacząco, a rumieniec na twarzy kobiety powiększył się. Wydawało jej się, że dobrze maskuje uczucia, których zaczęła doświadczać, gdy przebywała w towarzystwie byłego Ślizgona. – Chcę jednak, żebyś pamiętała, jak bardzo kruchy jest w tym momencie Draco. Jakakolwiek relacja może mieć na niego dramatyczny wpływ. W każdym związku, nawet najlepszym, między dwoma połówkami, osobami, które dogadują się w wielu aspektach, pojawiają się jakieś kłótnie, spory, nieporozumienia. Pan Malfoy nie jest na tyle silny, by dać sobie z tym radę.
- Ale on.. – Hermiona przypomniała sobie wszystkie zdarzenia, których była świadkiem, odkąd została psychologiem blondyna. Jej ramiona opadły, wiedząc, że Thomas ma rację. Dopóki stan Draco był niestabilny, nie mogli pozwolić sobie na cokolwiek więcej, a ich relacje musiały pozostać czysto profesjonalne. – Masz rację, doktorze – szepnęła zrezygnowana. Pamiętała, jakie to uczucie, gdy blada dłoń Malfoy’a dotykała jej, a przez ciało kobiety przechodziły dreszcze. Czy to miało się już więcej nie powtórzyć?
Thomas musiał zauważyć jej posępny wzrok, gdyż szturchnął ją żartobliwie w ramie.
- Hej, nie smuć się. Stan Draco jest z dnia na dzień coraz lepszy. Już niedługo opuści nasze mury, a ty będziesz mogła stać się jego prywatną, całodobową pielęgniarką – zaśmiał się głośno, a Hermiona jęknęła zażenowana. Nigdy nie rozmawiali z Draco na temat uczuć  ani tego, co będzie, gdy blondyn opuści budynek szpitala. Przecież ona nawet nie wiedziała, czy jej odczucia są odwzajemnione! – Póki co bądź dla niego wsparciem, przyjaciółką, powiernikiem sekretów. Już niedługo wszystko będzie łatwiejsze, moja droga.
Granger zerwała się ze swojego krzesła, przytulając z wdzięcznością starego doktora. Jego rady zawsze były niezawodne.

*

Draco wydawał się osobą otwartą. Jego charyzmie ulegało wielu ludzi, nabierając się na fałszywe uśmiechy, nieszczere, lecz słodkie słówka. Wszystko to było jednak fasadą, za którą krył się mężczyzna, któremu zawieranie prawdziwych znajomości nigdy nie przychodziło łatwo. Odkąd znalazł się w ośrodku, spędzał czas głównie w swoim niewielkim pokoju, wychodząc jedynie do gabinetu Granger i do jadalni, gdzie siadał samotnie przy stoliku w kącie.
Lubił ten stan rzeczy i choć Hermiona wielokrotnie sugerowała mu zawarcie nowych znajomości, wolał spędzać swój czas bez innych osób, trajkoczących mu nad głową. Niestety, odkąd do szpitala przybyła Jude, cierpiąca na schizofrenię młoda dziewczyna z rudymi lokami, rzadko kiedy udawało mu się rozkoszować ciszą i samotnością.
- Draco! – przewrócił oczami na widok rudowłosej, przeklinając w duchu swój pech. Chciał tylko przejść ze swojego pokoju do gabinetu Hermiony, czy naprawdę musiał w ciągu tego krótkiego odcinka natknąć się na Jude? – Czyżbyś znowu szedł do gabinetu doktor Granger? – uśmiech dziewczyny poszerzył się i poruszyła porozumiewawczo brwiami.
- Mam sesję terapeutyczną Switch, nie ekscytuj się tak – czy wszystkie kobiety były takimi romantyczkami i doszukiwały się w niewinnych akcjach drugiego dna? Granger była jego psycholog. To nie tak, że nagle zaczął darzyć ją jakimiś szczególnymi uczuciami i szedł do jej gabinetu z zamiarem zaproszenia ją gdzieś na randkę.
Nie, to nie tak, wcale tego nie chciał…
Odchrząknął znacząco, gdy Jude stanęła na jego drodze, tarasując mu przejście i gniewnie zaplatając ramiona na piersi.
- Kiedy w końcu przyznasz, że między wami jest coś więcej niż tylko relacja doktor-pacjent?
- Switch, przestań układać w swoim małym, rudym móżdżku jakieś romantyczne scenariusze i zajmij się zdrowieniem. W końcu ile można siedzieć w tym ośrodku? – mruknął cicho, przeczesując dłonią jasne włosy.
- Aha! – dziewczyna krzyknęła triumfalnie, a w jej oczach pojawiła się dzika iskra, która sprawiła, że Malfoy odsunął się o krok. – To o to chodzi! Ty się po prostu boisz, że zainteresowanie Hermiony tobą pryśnie, jak tylko wyjdziesz z tego pieprzonego szpitala!
- Cicho, Switch! – syknął, rozglądając się wokół. Świetnie, brakowało jeszcze tego, by cały ośrodek usłyszał o jego problemach. Choć nie dał tego po sobie poznał, był zaskoczony jak szybko Jude udało się go przejrzeć.
Uczucia były słabością, na którą on, jako Malfoy, nie mógł sobie pozwolić. Prychnął w duchu, myśląc o tym, o ile silniejszy, a jednocześnie słabszy i bardziej podatny na zranienie się stał, odkąd w jego życiu ponownie pojawiła się Granger. Była dla niego oparciem – wspierała go, rozjaśniała jego ciemne dni, wywoływała uśmiech na twarzy. Uczucie, które między nimi się narodziło, było  jednak tykającą bombą, która, gdy wybuchnie, zniszczy wszystko w promieniu wielu kilometrów. A przede wszystkim roztrzaska jego samego, resztki własnej osobowości, którym udało się powrócić dzięki terapii szatynki.
Z tej sytuacji nie było wyjścia.
Nie mógł odejść, gdyż wiedział, że bez Granger nie ma dla niego przyszłości. Bał się, że wyjście ze szpitala urwie ich znajomość i miał pełną świadomość tego, że to go zniszczy. Hermiona w ciągu tak niedługiego okresu czasu stała się najważniejszą osobą w jego życiu.
 Nie mógł też pozwolić swoim uczuciom się rozwijać. Co, jeżeli szatynka wcale nie czuła tego samego? Jeżeli był dla niej po prostu pacjentem i jej troska wynikała jedynie z czystego profesjonalizmu?
Cholera, już po nim.
- Halo, ziemia do Malfoy’a? Nie każ swojej księżniczce czekać, biegnij do jej gabinetu! – prychnęła Jude, ale jej wzrok złagodniał. Draco jedynie pokiwał jej w odpowiedzi głową. Switch westchnęła przeciągle. Chciała, by kiedyś na dźwięk jej imienia w oczach jakiegoś mężczyzny pojawiała się taka iskra, jak u blondyna, gdy tylko ktoś wspomniał Granger…

*

Nie chciała tej sesji. Nie była gotowa stawić czoła temu mężczyźnie, wiedząc, że choć poprzedniej nocy ich relacje były więcej niż przyjacielskie, jego dotyk powodował u niej dreszcze, a słowa rumieniec, teraz, dla jego własnego dobra, musieli powrócić na czysto zawodowy grunt.
Ciche pukanie przerwało jej rozmyślania.
- Do cholery, Granger, czemu stawiasz na straży swoich drzwi potwory gorsze od Puszka Hagrida?
Kąciki ust szatynki uniosły się nieznacznie, a wyraz jej oczu rozjaśnił się. Poczuła ciepło w klatce piersiowej na widok prychającego blondyna, przeczesującego dłonią swoje jasne kosmyki włosów. Pamiętała, jak niecały miesiąc temu stawił się w jej gabinecie po raz pierwszy, wyglądając tak podobnie, a jednocześnie tak inaczej.
Podniosła go z samego dna, lecz czy była w stanie dopilnować, by nie upadł ponownie?
- Och, czyżbyś miał na myśli Jude? Właśnie zakończyłam z nią sesję. Masz rację, trzygłowy pies to przy niej nic! – westchnęła ciężko, przewracając oczami. Jej reakcja wywołała na twarzy Draco niewielki uśmiech. - O czym rozmawialiście?
 Malfoy spiął się, słysząc pytanie, lecz zaraz opadł na krzesło w teatralnym geście, machnąwszy dłonią.
- Co mamy w planach na dzisiaj, pani psycholog? – zmienił temat mężczyzna.
- Jesteś tu już od miesiąca, Malfoy – po raz pierwszy zwróciła uwagę na to, że nadal mówi do blondyna głównie po nazwisku. Co dziwne, wydawało jej się to bardziej osobiste i czułe, niż gdyby zaczęła nazywać go Draconem. – Powinniśmy podsumować te kilka tygodni leczenia, porozmawiać o dręczących cię problemach. Czy chciałbyś poruszyć jakiś temat?
Były Ślizgon uniósł brwi w zdziwieniu, a w jego oczach pojawiła się iskra niezrozumienia. Po chwili jego usta rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu.
- Tak. Mam ogromny problem, zagadkę, której nie mogę rozwiązać. Wiesz, Granger, zastanawia mnie, czemu twoja spódnica jest taka długa. Ta wczorajsza – pamiętasz, czarna, przed kolano – była świetna. Dzisiejsza mi się nie podoba. Zdecydowanie za wiele zasłania.
Hermiona jęknęła w rozpaczy, oblewając się szkarłatnym rumieńcem. Draco próbował odgonić od siebie myśl, jak bardzo chciałby właśnie w tym momencie musnąć zaczerwieniony policzek Gryfonki swoją dłonią.
- Albo wiesz co mnie niepokoi? To, że w moim pokoju nie ma miejsca na większe łóżko. Zamówiłem dwuosobowe bo nigdy nie wiadomo, kiedy mogę się spodziewać jakieś kobiety w moim pokoju – jego uśmiech z każdym słowem był coraz szerszy, a spojrzenia, rzucane psycholog, były wyjątkowo sugestywne. Granger nie sądziła, że może spłonąć rumieńcem jeszcze bardziej. Schowała twarz w dłoniach, prosząc w duchu o koniec tych tortur. – Wiesz, że doktor Waitson nie pozwolił przemycić mi go do pokoju? Powiedział, że sale są tutaj za małe na królewskie łóżka. Jestem zdruzgotany. To na pewno odbije się na moim zdrowiu psychicznym.
- Na Merlina, Malfoy… - jęknęła Hermiona. Nie tak wyglądały zazwyczaj jej sesje z pacjentami, ale przecież Draco nie był kolejną, zwykłą osobą potrzebującą pomocy. Był kimś więcej. Zdecydowanie więcej. – Mieliśmy rozmawiać o poważnych problemach. Urazy z dzieciństwa, służba u Czarnego Pana, bitwa o Hogwart, pamiętasz? Wiem, że jest lepiej, ale nadal dręczą cię koszmary, wspomnienia…
            Tylko że Draco wcale nie miał ochoty słuchać o tym, jak bardzo zepsuty był. Wiedział to. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest w kawałkach, ale znał tylko jeden możliwy rodzaj kleju, mogącego scalić je w całość.
            Dlatego właśnie nie czekając, aż Granger zakończy zdanie, podszedł do niej i kładąc dłonie na jej ramionach, przyciągnął ją mocno do siebie i pocałował.
            Pieprzyć zasady.

29 komentarzy:

  1. Hej i wychodzi na to ze jestem pierwsza ;-)
    Czekałam czekałam i się doczekakałam
    Zażalenia: twój Draco w tym rodziale mu się podoba ale nie współpracuje z poprzednim rozdziałem, bo tak załamany i co nagle my się tak poprawia??
    Pochwały: podoba mi się opis bleisa zabiniego, i mam nadzieje ze wszystko się u tej parki ułoży
    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah rozumiem Twoje zażalenia! U ludzi z depresją następują i dobre, i złe dni. Tutaj opisałam akurat jedną z tych "lepszych" chwil. Draco nie wyzdrowiał i obiecuję Ci, że przed Hermioną jeszcze sporo pocieszania naszego ulubionego Ślizgona!

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! 💕
      Vilene

      Usuń
  2. Mi tam się podoba ten lepszy dzień Draco. xD
    Choć liczę na to, że scena kolejnego pocałunku będzie dłuższa. :P
    Nie będę Ci po raz kolejny mówić, że uwielbiam Twój styl pisania, bo wpadniesz w samozachwyt, a to nie jest highly appreciated. xD
    Ale serio uwielbiam.

    Pozdrowionka od Kusie - Twojej najwierniejszej fanki B)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam zbyt wiele czasu (i internetu), więc napiszę szybko, że rozdział bardzo mi się podobał, choć to się chyba dzieje trochę za szybko. Jednak nie narzekam.
    Przepraszam za długość komentarza.
    Pozdrawiam i życzę weny
    DarkRainbow

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdzialik bardzo zaskakujący i bardzo sympatyczny XD

    A oto co Hermiona pisze do Draco:

    "NASZE KONIE

    Ciebie nie zostawię
    Nie bój się
    Piekny powóz sobie sprawię
    Wezmę Cię

    A potem rącze konie
    Powiozą nas na skrzydłach wiatru
    Na kwieciste błonie
    U stóp szpitalnego teatru

    Tam będziemy biegać
    Za ręce jak dzieci -
    Nie bój się ulegać
    Słoneczku, gdy świeci... :* "

    Buziaki
    Pozdrawiam
    Żelka


    OdpowiedzUsuń
  5. hej rozumiem chorobę psychiczną, ale czytałam już niestety tak wiele dobrze zapowiadających się dramione, w których nagle Draco z dnia na dzień, albo w ciągu ułamku sekundy nawet, postanawiał być inny i "olać kanon" ":)
    na szczęście rozwiałaś moje wątpliwości i mogę spokojnie oczekiwać nowego świetnego rozdziału w twoim wykonaniu
    pozdrawiam i weny życzę
    TIRGIS

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze.... przeczytałam wszystko i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, wciągnęło mnie lepiej niż nie jedna książka. Bardzo się cieszę, że kontynuujesz pisanie i że trafiłam na Twojego bloga właśnie teraz. Zyskałaś kolejną wierną czytelniczkę, z niecierpliwością czekam na to, jak dalej pokierujesz tym opowiadaniem! :) Ann.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział <3 Czekam na więcej!!

    OdpowiedzUsuń
  8. KOCHAM, KOCHAM, KOCHAAAAM. Tylko czemu tak krótko, halo? Następny poproszę dłuższy, przecież ja tu umieram. Jeszcze w dodatku skończyć w takim momencie, no uduszę cię chyba. :(
    Aczkolwiek, nie zmienia to faktu, że rozdział bardzo mi się spodobał. Przeczytany już dawno, ale dopiero dzisiaj spięłam się i zaczęłam pisać komentarz.
    Relacja Blaise i Pansy — idealna. Końcówka ich rozmowy: "Za to, że nie umiem przestać cię kochać" — aaaa! Biedny Blaise, biedna Pansy, biedni wszyscy. Na bank nie skończy się to ślubem Pansy z Joe'em. Jestem pewna, halo, przecież Blaise i Pansy muszą być razem. :< Ciekawe, jak to dalej się potoczy, co szykujesz dla tej dwójki w przyszłości. Oboje są tacy uparci! Są dla siebie wszystkim, a tak nie potrafią tego zrozumieć.
    Draco, Draco, Draco... On jest cudowny w sam sobie, gdy po prostu jest. Nie musi nic mówić, kiedy po prostu jest i nic nie robi, to i tak jest wystarczające. Końcówka genialna. I tak, nadal mam ochotę Cię za nią udusić! Draco w tym rozdziale był taki, hm... spokojny? Chyba mogę tak to ująć. Mam nadzieję, że takie chwile będą zdarzały się coraz częściej, chociaż nie da się ukryć, że przed nim i Hermioną jeszcze długa droga.
    Czekam na kolejny rozdział! Nie wątp w siebie, pisz jak najwięcej i bądź po prostu szczęśliwa. <3

    M.

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie przeczytałam wszystkie części opowiadania i nie sądziłam ze jeszcze znajde tak interesujące a tu proszę jaka niespodzianka!😊 juz nie mogę się doczekać na pojawienie sie kolejnego rozdziału. Życzę weny i pozdrawiam😊

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział był cudny, ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy kolejna notka?

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  13. Czekamy cały czas na kolejny rozdział i życzmy duuuuużo weny!! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetne, będzie kontynuacja?

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej :) przepraszam za spam, ale jeżeli interesuje cię tematyka Drarry, to zapraszam na mojego bloga, dopiero zaczynam :)
    https://drarry-unreachable.blogspot.com/
    miłego dnia!♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Jest szansa na zakończenie tego opowiadania?uwielbiam je i poczekam ile trzeba ale będę wdzięczna chociaż za jakąś krótką informację :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Czy będzie kolejny rozdział? Czy to już koniec tego wspaniałego opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  18. Moje pierwsze opowiadanie:'))) mogę prosić o jakiś kontakt do Ciebie? Możesz napisać u mnie pod opowiadaniem, bo nie wiem jak inaczej się tu skontaktować. blaisezabinipmm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja się pytam gdzie jest szósty rozdział i co to za porzucanie tak świetnego opowiadania?! :o

    OdpowiedzUsuń
  20. Cudowne opowiadanie - tak się wciągnęłam, że jak zobaczyłam brak 6 rozdziału to do wieczora czułam, że mój dzień jest niekompletny :( Mam nadzieję, że doczekam się kolejnej części :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nadal mam nadzieję na 6 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Wchodzę tu co jakiś czas z nadzieją, że przeczytam kolejny rozdział, niestety zawsze czeka mnie tylko rozczarowanie, bo go nie ma...
    Kochana wróć do nas, bo to co pisałaś było świetne... Mam nadzieję, że 6 rozdział kiedyś się pojawi :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Nadal czekamy i nadal tutaj zaglądamy!

    OdpowiedzUsuń
  24. Wrróóóć proooszę. Mogę błagać na kolanach ale wróć T^T

    OdpowiedzUsuń
  25. Niektórzy nadal czekają...

    OdpowiedzUsuń
  26. Przyznam, że ja również liczę na to, że opowiadanie zostanie zakończone. Szkoda, by tak dobry tekst nie ujrzał w całości światła dziennego, zwłaszcza że naprawdę jestem ciekawa, jak będzie dalej.
    Mam jednak parę uwag: przede wszystkim, jednym z poprzednich rozdziałów Draco poprosił o tabletki. Jakie tabletki miał na myśli? Nasenne? Bo przy depresji i takich zaburzeniach, jakie ma, leczenie farmaceutyczne jest podstawą (a przypominam, jesteśmy u mugoli). Dwa: Draco nie miał szans zachować różdżki, bo pacjentom zabierają wszystko, czego mogliby użyć w celach skrzywdzenia się, a dłuższy patyk niewiadomego pochodzenia jednak zdecydowanie budzi wątpliwości. Trzy: Hermiona na początku prosi o przydzielenie innego lekarza do Draco i jej szef mimo wszystko w normalnych warunkach powinien się na to zgodzić i przyznać jej rację. Lekarze nie powinni być emocjonalnie związani z pacjentami w żaden sposób, a długotrwała nienawiść może się przekładać na profesjonalizm, więc tutaj realizm nieco leży. Warto więc, żebyś zapoznała się dokładnie z realiami świata, w którym tworzysz.
    Poza tym muszę Ci pogratulować, ponieważ na przestrzeni tych kilku opowiadań i miniaturek, które stworzyłaś, widać, Jak bardzo wiele się zmieniło w Twoim stylu. Na lepsze, zdecydowanie.
    Naprawdę jestem ciekawa kontynuacji i liczę, że jeszcze kiedyś wrócisz do pisania.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Fran

    W razie gdyby, liczę kontakt z Twojej strony: wiktoria.francesca@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  27. Chociaż widzę, że nie odpowiadasz na komentarze od kilku lat to nie zmienia faktu, że ja także nadal mam nadzieję na nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń