Cześć Kochani! ^^
Przybywam z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo długo nad nim siedziałam. Jest to jeden z moich ulubionych, choć najsmutniejszych, odcinków.
Dziękuję za te wszystkie komentarze. Jesteście wspaniali! ;3
Rozdział dedykuję wszystkim, którzy są razem z tym blogiem od początku. Wiecie, że założyłam tego bloga dokładnie 5 miesięcy temu? Mały jubileusz. *o*
Zapraszam do czytania i komentowania. ;)
„Ile dałbym, by zapomnieć cię
wszystkie chwile te, które są na nie,
bo chcę nie myśleć o tym już,
zdmuchnąć wszystkie wspomnienia
niczym zaległy kurz… (…)
Nie pamiętać sytuacji, w których serce klęka… ”
/Jeden Osiem L „Jak
zapomnieć”
Brunetka
siedziała samotnie na schodach swojego rodzinnego domu. Po jej bladych
policzkach spływały łzy. Trzęsącymi się rękami próbowała zapalić papierosa.
Chwilę później odrzuciła używkę daleko od siebie. Nawet taki najprostszy
przedmiot przypominał jej jego… On palił takie same…
Nie umiała
zapomnieć. Próbowała nie myśleć o dniu, kiedy jej świat runął w gruzach,
rozpadając się na maleńkie kawałeczki.
Wpadła do
domu, przewracając po drodze stojący na stoliku wazon. Dźwięk tłuczonego szkła
sprawił, że z jej oczu popłynęły kolejne łzy. Z zapuchniętymi i czerwonymi
oczami pobiegła do swojego pokoju, rzucając się na łóżku. Skulona w pozycji
embrionalnej, próbowała zapomnieć.
- Przestań, Draco! – krzyknęła.
Miała ochotę płakać, słysząc raniące ją słowa, wypowiadane przez blondyna. Nie
wierzyła w nie; lub raczej nie chciała w nie wierzyć.
- Nie kocham cię, Granger. Byłaś
tylko zabawką, a zabawki szybko mi się nudzą – jego twarz zdobił ironiczny
uśmiech, ukazujący kpinę.
- Kłamiesz, Malfoy – wysyczała,
zaciskając oczy. Nie chciała pokazać, że cierpi, że to, co mówi szarooki,
dosłownie rozrywa jej serce.
- Pogódźmy się z prawdą, Granger.
Dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz tylko nic nie znaczącą szlamą…
Uwierzyłaś, że ktoś taki jak ja, mający dosłownie wszystko, mógłby zakochać się
w nic nie wartej mugolaczce?
Słowa jej, byłego już, chłopaka,
powracały do niej niczym bumerang. Jak mogła być tak naiwna? Wierzyła we
wszystkie jego słowa. Była przekonana, że on naprawdę się zmienił.
Znienawidziła
Draco. Znienawidziła jego wredny, paskudny charakter. Znienawidziła jego szare
oczy, w których można było zatonąć. Znienawidziła jego jasne, miękkie włosy.
Znienawidziła sposób, w jaki jego usta wykrzywiały się w ironicznym uśmiechu.
A mimo tego
wszystkiego, nadal go kochała.
„ I hate everything about you,
why do I love you? “
/ Three Days Grace “I hate everything about
you”
***
Draco
siedział na parapecie z butelką Ognistej. W tym momencie była ona jego jedyną
przyjaciółką, towarzyszką trudnych chwil.
Jego szare
oczy beznamiętnie obserwowały otoczenie. Nie interesowało go to, co działo się
na ruchliwej ulicy Londynu.
W jego
myślach istniała tylko ona.
Widział jej łzy, spływające w dół.
Nienawidził się za to, że był sprawcą jej bólu. Chciał ją przytulić i
przeprosić, wyjaśnić, że to wszystko dla jej dobra
Zamiast tego, wysyczał, wkładając w
swój głos jak najwięcej jadu.
- Nigdy nic dla mnie nie znaczyłaś.
Niemalże słyszał trzask jej
pękającego na pół serca.
Odeszła, jak najszybciej uciekając
od jego towarzystwa. Zapłakana, z podpuchniętymi oczami i złamanym sercem.
Nigdy nie
chciał, żeby Hermiona cierpiała. Nienawidził, gdy płakała, ale tak było lepiej.
Pocierpi kilka dni. Czas zagoi rany, a ona ułoży sobie życie z kimś innym. Będzie bezpieczna, nie kochając
Śmierciożercy.
Zaciągnął
się głęboko trzymanym w dłoni papierosem.
Czuł jej
obecność, jej zapach kwiatowych perfum, ciepło jej ciała.
Był od niej
uzależniony, ale przecież z każdym nałogiem można zerwać.
***
Ciemną noc
rozjaśniały tylko nieliczne gwiazdy, świecące na niebie. Ulica pogrążona była w
spokoju.
Ubrany w
ciemną pelerynę, z kapturem zarzuconym na głowę, Malfoy nie zwracał uwagi na
otaczający go krajobraz. Nie obchodziło go, co dzieje się w świecie mugoli.
Jego głowę zawracał chwilowo tylko cel wyprawy.
Stary dwór
należał niegdyś do rodziny któregoś ze Śmierciożerców. Chwilowo,
niezamieszkany, służył za kwaterę Czarnemu Panu.
Draco
zatrzymał się przed starą, omszałą bramą i westchnął. Męczył go ten labirynt
między dobrem a złem. Był szpiegiem wśród Śmierciożerców.
Przypomniał
sobie rozmowę z Dumbledore’m.
- Oni mnie zabiją. Jestem dla nich nic nie
wartościowym tchórzem. – beznamiętnym tonem relacjonował blondyn. – Zdradziłem
Czarnego Pana. Do Śmierciożerców dotarły już pewnie wiadomości o moim
zniknięciu na pół roku. Nie uwierzą, że nagle zechciałem do nich wrócić. Nie
przytulą mnie na powitanie, krzycząc: „ Och Draco, tak się stęskniliśmy!”
Dumbledore spojrzał na niego, marszcząc czoło. Po chwili w jego oczach
pojawił się błysk.
- Powiedz, że byłeś szpiegiem Zakonu. Przekaż im kilka wartościowych
informacji. Przyjmą cię z otwartymi ramionami.
Draco milczał, próbując zebrać myśli. To wszystko było takie
zagmatwane.
Nie chciał być zły. Nie pragnął nigdy być Śmierciożercą, nie on zgotował
sobie taki los. Tylko teraz, stanie po stronie dobra okazało się trudniejsze,
niż mógł przypuszczać. Balansował na granicy życia i śmierci.
W którą stronę przechyli się jego szala…?
Kaptur zsunął mu się z głowy,
odsłaniając platynowe kosmyki jego włosów. Sięgnął po różdżkę. Rozciął nią
skórę na dłoni, upuszczając kroplę krwi na bramę.
Już po chwili furtka otwarła się,
wpuszczając chłopaka do środka. Przeszedł pośpiesznie przez wielki ogród, który
mimo leżącego śniegu wyglądał mrocznie i nieprzystępnie. Draco wzdrygnął się,
czując przenikający go chłód mroźnego, zimowego powietrza.
***
- A któż to zaszczycił nas swoją
obecnością? – w pokoju, do którego wszedł blondyn, zapadła nienaturalna cisza.
Po chwili gdzieniegdzie dały się słyszeć szydercze śmiechy.
- Draco Malfoy… Dawno cię tu nie
widzieliśmy, słońce – syknął Rookwood, zbliżając się do nastolatka z
wyciągniętą różdżką.
Serce arystokraty zabiło
szybciej, jednak podniósł hardo podbródek i odezwał się równie jadowitym i
przesyconym kpiną tonem. .
- Zamknij się, Rookwood.
Augustus roześmiał się prosto w
twarz młodszemu chłopakowi. Był tak rozbawiony, że z jego oczu pociekły łzy.
- Nie bądź taki cwany,
chłopaczku. Nie sądzę, żebyś tak głośno szczekał, gdy Czarny Pan wezwie cię na…
rozmowę. W przeciwieństwie do mnie, nie masz czym się pochwalić przed swoim
mistrzem.
-
To ja, nie ty, słoneczko, byłem szpiegiem Zakonu Feniksa przez ostatnie
pół roku.
W pokoju dało się słyszeć
wyłącznie panującą na zewnątrz wichurę. Śmierciożercy zamarli, niczym spetryfikowani.
- Kłamiesz! – krzyknęła
Bellatrix.
Na twarzy Ślizgona pojawił się
leniwy uśmiech.
- Gdzie jest Czarny Pan?
***
Draco był przerażony. Grał
twardego, nie dając nikomu przeniknąć przez swoją tarczę ochronną, barierę
obojętności. Tylko ona umiała
zobaczyć, jaki jest naprawdę.
Minął już tydzień, odkąd widział
Gryfonkę po raz ostatni. Nadal, zamykając oczy, widział jej łzy, to
rozczarowanie i żal, pojawiające się na jej twarzy. Teraz pewnie go
nienawidziła.
Starał się nie myśleć o
dziewczynie, która jako pierwsza zawróciła mu w głowie. Był zajęty grą
podwójnego agenta. Wiedział, że jest pilnie obserwowany przez Śmierciożerców.
Jeden błąd, a przypłaci swoje przedstawienie życiem.
Czarny Pan leniwie obracał w dłoniach cisową różdżkę.
- Draco, Draco, Draco… - uśmiechnął się szyderczo – Skąd mam wiedzieć,
że historia, którą mi opowiadasz, jest prawdą?
Czarne, puste oczodoły spotkały się z niebieskoszarymi tęczówkami.
- Panie, myślisz, że mógłbym poczuć coś do Granger? Ona była tylko
przepustką do Zakonu. Gdyby nie jej poręczenie, nie mógłbym czuć się tam
bezpieczny. Dzięki niej o nic mnie nie podejrzewają… - zaśmiał się głucho – To
szlama. Nie da się jej kochać.
Voldemort spojrzał na niego przenikliwie.
- Kontynuuj swoją misję, Draco. Chcę cię widzieć z powrotem, gdy
dowiesz się czegoś nowego. I pamiętaj – kolejnej szansy nie dostaniesz.
Ślizgon posłusznie skinął głową i
jak najprędzej wyszedł z pokoju.
Chciał
przytulić Hermionę. Pragnął, by zapewniła go, że wszystko się ułoży. Przy niej
wszystko było o wiele prostsze…
Musiał
wziąć się w garść i pogodzić się z myślą, że stracił to, co cenił najbardziej.
Został sam.
***
Czas
podobno leczy rany. Mimo to, Hermiona skłaniała się bardziej ku myśli, że on
jedynie przyzwyczaja nas do bólu, który nigdy nie zniknie; po prostu zostanie
stłamszony gdzieś w głębi serca. Schowany, lecz nadal odczuwalny.
Zachowywała
się normalnie. Codziennie rano wstawała, jadła śniadanie, czytała, spotykała
się z przyjaciółmi. Rozmawiała z innymi, uśmiechała się, gdy usłyszała kolejny
śmieszny żart wypowiadany przez Rona, z którym udało jej się pogodzić. Spędzała
czas z rodzicami, ciesząc się ich obecnością.
Skoro
wszystko było jak wcześniej, dlaczego czuła się taka… pusta; jakby ktoś zabrał
jej możliwość kochania, radości, śmiechu? Była niczym plastikowa lalka, za
której sznurki pociągali inni, nie pozwalając bezwładnie opaść na dno.
Tylko
wieczorami mogła być naprawdę sobą. Wtedy to siadała na łóżku, zawijając się w
pościel i myśląc o blondynie, patrząc w gwiazdy. Z jej oczu zawsze spływały
wtedy łzy. Uśmiechała się, przypominając sobie piękne chwile, które spędziła z
szarookim. Chwilę później z jej oczu skapywały słone krople, gdy przypominała
sobie, że to wszystko była tylko gra; że on nigdy tak naprawdę jej nie kochał.
Siedziała w
pogrążonej ciemności sypialni. Nagle usłyszała ciche pukanie. Pośpiesznie
otarła łzy dłonią i spróbowała się uśmiechnąć, gdy do sypialni weszła jej
matka.
Jean
Granger obrzuciła córkę przeciągłym spojrzeniem. Już od dawna widziała, że
Hermiona cierpi. Teraz, widząc płacz Gryfonki i sztuczny,
wymuszony uśmiech, po prostu usiadła koło niej i mocno ją przytuliła.
- Och
kochanie… - westchnęła starsza kobieta. – Musisz ruszyć dalej, nie bacząc na
przeszłość.
- Nie umiem
zapomnieć – wychlipała brunetka, szukając oparcia w matce.
- Nie
musisz zapominać – po prostu nie pozwól, by przeszłość cię ograniczała.
***
„Byłaś jak alkohol – raz spróbowałem i chciałem
więcej… ”
Każdy dzień bez niej był pusty.
Brakowało mu jej ciągłego zrzędzenia, narzekania, przemądrzałych wypowiedzi,
ciągłego poprawiania go. Jej ciągłej mani, dotyczącej książek i zajęć. Chęci,
by być najlepszą i najmądrzejszą. Och, po prostu brakowało mu całej jej.
Siedział w salonie jakieś
rezydencji, otoczony członkami Zakonu Feniksa.
- Planują zamach na mugoli na
Westminster Abey. To ma być szybka akcja, kilka trupów. Chcą po prostu pokazać
swoją siłę – skrzywił się.
- Jak możemy ich powstrzymać? –
spytał Dumbledore.
Draco siedział chwilę w
milczeniu, uważnie analizując słowa dyrektora.
- Odciągnijcie ich uwagę. Ja
zajmę się resztą – powiedział cicho.
Nie słuchał już gwaru rozmów.
Wyłączył się i oddał własnym rozmyślaniom.
Gdy spotkanie dobiegło końca,
jako jeden z pierwszych opuścił pomieszczenie i udał się do swojej sypialni.
Tam zamknął drzwi i otworzył barek.
Chciał choć na chwilę zapomnieć,
więc zrobił to, co każdy Malfoy uczyniłby w jego sytuacji.
Wypił pierwszą, drugą, piątą
szklankę Ognistej.
- Kurwa, kocham cię, Granger. –
wyszeptał, czołgając się do łóżka.
Jakie smutne:(
OdpowiedzUsuńNie wierze że mogłaś to zrobić!
Ale ciągle mam nadzieje że Oni będą razem :)
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :D
Pozdrawiam Jagoda:);*
Ohh.. łzy skapuja na klawiaturę a ja niewiem co napisac.. ten rozdział chyba jest najlepszy..
OdpowiedzUsuńCudowny ..
Draco jest wspaniały.. poświęca swoje szczęście dla bezpieczenstwa ukochanej.. to jednocześnie piękne ale i smutne.. nie ma słów które mogłyby wyrazić ten rozdział.. bo naprawdę jest święty...
po każdym rozdziale myślę - chce więcej!
A po tym.. chce jeszcze więcej!
Czekam na kolejna notke :)
Vilene czasami mam ochotę cię zabić, przysięgam. Za jakie grzechy ty mi to robisz?
OdpowiedzUsuńNa początku wszystko jest spoko super, romantyczne rozdziały, Skyler jest happy, a tu nagle co? Ja pierdziele! Boże, te "poświęcenia dla miłości" bywa takie okrutne i przepełnione okrucieństwem, szczególnie w twoim wydaniu... powtarzam jak mogłaś mi to zrobić! Wiesz jak ciężko czyta mi się smutne rozdziały? W dodatku, jak są tak dobrze napisane?
Ale tak wiesz, powiem ci, na marginesie. ZNIENAWIDZIŁAM ARTURA I GINNY (chociaż jej już wcześniej nie lubiłam) Jakim prawem, oni dyrygują życiem Dracona i Hermiony? O prawdziwą miłość się walczy! I proszę mi to natychmiast ładnie zmienić, bo chyba zawału dostanę.
Ja tu zaraz wszystko na gadu od ciebie wyciągnę na gadu, bo tak tego nie zostawię.
Z resztą....Hermiona teraz może liczyć tylko na siebie, biedactwo. Tak samo jak Draco. Niby jest w Zakonie, ale i tak on odwala najgorszą robotę razem ze Snapem. Grhhh aż się wkurzyłam.
Masz mi tu pisać szybko nowy rozdział i bez żadnych dyskusji! :D
Weny kochana! :*
jejciu! świetny rozdział! biedna Hermi :( zresztą Draco też to przeżywa.. coś jakiś krótki mi się wydaje te rozdział :> no ale czekam na następny!
OdpowiedzUsuńJa już ci pisałam co sądzę na temat tego rozdziału... ;) Jest po prostu świetny, a jeśli pisze przy SMUTNYM odcinku, że jest dobry to taki jest XD
OdpowiedzUsuńA ten cytat „Byłaś jak alkohol – raz spróbowałem i chciałem więcej… ”- pasuje geniaaaaalnie do tego opowiadania :*
PISZ SZYBKO !!!
Rozdział jak zwykle piękny.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
Szkoda że postanowiłaś ich rozdzielić.
Draco i Hermiona tak pięknie wyglądali razem, ale rozumiem Ślizgona.
Nie miał wyjścia i musiał to zrobić.
Dla dobra i bezpieczeństwa dziewczyny.
Mam nadzieję że i ona również to w końcu zrozumie.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam serdecznie.
p.s.
Zapraszam również na NN rozdział 009 "Wyjaśnienia"
Wzruszylam się... Masz ogromny talent kobieto!!!
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial... nawet sie poplakalam :) tak dalej <3
OdpowiedzUsuńPoryczałam się, kurde ostatnim razem płakałam w 3 klasie podstawowej, a jestem w 1 liceum :o
OdpowiedzUsuńjakie to smutne i piekne za razem
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest wstrząsający, czytajac go czulam ból draco i hermiony, tylko szkoda, że hermiona tak szybko zwatpila w dracona.
OdpowiedzUsuńAnita
Piszesz super rozdziały
OdpowiedzUsuńprzez ten odcinek się popłakałam:-(
mam nadzieję, że będą razem.
Natka