sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 26

Cześć Kochani! 

Obiecałam, że dodam, więc macie. 
Pisane na szybko, więc wybaczcie mi literówki, błędy składniowe i ortograficzne. ;)

Osobiście nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Przyznam szczerze, że pisało mi się go wyjątkowo ciężko. Pozostawiam go jednak Waszej ocenie. ;) 

Kochani, piszcie, co chcecie, by dodać w ten piątek. Pierwszy rozdział Nothing to lose czy kolejny, 27 Nie pytaj mnie o jutro? Pozostawiam to Waszej decyzji. ;D 

Zapraszam do czytania.

PS. Tych, którzy jeszcze nie czytali, zapraszam na prolog nowego opowiadania, Nothing to lose. ^^


Nienawidź, nienawidź swoich wrogów
chroń, chroń swoich przyjaciół,
znajdź, znajdź swoje miejsce
mów, mów prawdę.
        

            W pokoju panował półmrok. Jedyne światło dawał lekko tlący się ogień w kominku. W wielkim fotelu siedział sam Lord Voldemort. W dłoniach trzymał stary, bogato zdobiony naszyjnik. Przesunął po wierzchu naszyjnika kościstych palcem.
            - Już niedługo… - szepnął w stronę zawiniętego na swoich ramionach węża, Nagini.
            Ciche pukanie rozeszło się hukiem po pogrążonym w ciszy pokoju.
            - Wejść – rozkazał.
            Do pomieszczenia weszła Bellatrix Lestrange.
            - Panie, wszystko gotowe. Możemy zaczynać.
            Na twarzy Czarnego Pana wykwitł szyderczy, leniwy uśmiech.
            - Wspaniale.

***
            Blondyn powoli przeglądał szafę, szukając czegoś wygodnego i praktycznego. Odrzucał po kolei wszystkie ubrania, wzdychając z frustracją. Na łóżku leżała już jego czarna peleryna Śmierciożercy.
            - Draco, nie idź tam – brunetka nie przestawała prosić. Miała złe przeczucia dotyczące wizyty chłopaka na dworze Czarnego Pana.
            - Muszę – westchnął blondyn.
            - Nie dzisiaj. Zostań ze mną, proszę – w jej oczach zaszkliły się łzy. Draco westchnął, lekko się uśmiechając. Nie umiał jej odmówić. Była dla niego wszystkim, a patrząc w jej oczy czuł miłość, którą go obdarowała.
            Ujął dłoń Hermiony, składając na jej powierzchni delikatny pocałunek. Każda chwila spędzona beztrosko z brunetką kosztowała życie jakiegoś mugola, owładniętego mocą naszyjnika.
            - Nie mogę.
            Gryfonka przytuliła się do niego, gładząc jego plecy. Tak bardzo nie chciała, by odszedł! Rozumiała jednak jego decyzję.
            - Obiecaj, że wrócisz.
            - Obiecuję.

***
           
            Wchodząc do pokoju, gdzie siedział Voldemort, Draco zachowywał się bardzo ostrożnie. Znał dobrze humory swojego mistrza i wiedział, że jeden niepotrzebny gest i skończy martwy. A przecież obiecał, że sobie poradzi, nie odnosząc obrażeń. Na jego rękach spoczywał los tysięcy niewinnych ludzi, którzy w tym momencie mogą zabijać się, owładnięci mocą wisiorka.
            - Panie – pokornie skinął głową, klękając na jedno kolano.
            - Powiedz mi Draco, jak to jest być zdrajcą? Naprawdę myślałeś, że ukryjesz przede mną fakt, że współpracujesz z Zakonem Feniksa?  – Czarny Pan przemawiał znudzonym, obojętnym głosem . Ślizgon zamarł w bezruchu, jego serce na moment stanęło. Dowiedział się. To koniec. Mógł się wypierać, jednak kto by mu uwierzył? Lord Voldemort był mistrzem badania cudzych myśli. – Zabiłbym cię, Draco, ale to nie wystarczy. Śmierć jest prosta, bezbolesna. Życie jest trudniejsze. Będziesz gnił w lochu, patrząc, jak twoja ukochana szlama, Granger, kona podczas tortur.
            Draco wyjął różdżkę, chcąc się obronić. W tym samym momencie patyk wypadł mu jednak z ręki, a blondyn poczuł niewidzialną dłoń, zaciskającą się na jego szyi. Z każdą sekundą coraz trudniej było mu zaczerpnąć tlen. Pochłaniała go ciemność. Zdążył tylko pomyśleć: „Błagam, tylko nie Hermiona…” gdy padł bezwładnie na podłogę.
            Czarny Pan stanął nad ciałem nieprzytomnego Ślizgona.
            - Miłość? Naprawdę? – prychnął lekceważąco. – Avery, przetransportuj naszego kochanego zdrajcę do lochu. Greyback, znajdź Granger. Postaraj się jej za bardzo nie pokaleczyć, dobrze?

***

Wstydzę się, że jestem człowiekiem…”

            Hermiona nerwowo kręciła się po pokoju, gdzie znajdowała się cała reszta Zakonu. Wszyscy zniecierpliwieni oczekiwali na powrót Draco. Blondyn nadal nie wrócił, mimo że minęło już kilka godzin. W umyśle Gryfonki zaczęły formować się najgorsze wizje.
            Drzwi otwarły się z hukiem i do pokoju wkroczył Snape, powiewający swą czarną szatą. Jego twarz wyrażała zaniepokojenie i pewnego rodzaju irytację.
            - Złapali go.
            Hermiona poczuła, że osuwa się na ziemię. Nie. To nie było możliwe. Nie Draco. Wszystko przecież było zaplanowane. Miał odzyskać naszyjnik, by nie było więcej ofiar. Teraz sam może stać się jedną z nich.
            Wisiorek miał niezwykłą moc. Potrafił zmienić człowieka w pozbawioną własnej woli, bezmózgową istotę. Działał jak zaklęcie Imperius, tylko na większą skalę. Ofiary stawały się marionetkami w rękach władcy biżuterii.
            - Musimy coś zrobić… Nie możemy go tak zostawić! – krzyczała brunetka, rozpaczliwie machając rękami. Na jej apel odpowiadały jedynie przygnębione i zrezygnowane spojrzenia reszty.
            - Hermiono, Draco zdawał sobie sprawę z ryzyka, jakie go czeka – Dumbledore schował twarz w dłoniach. Czuł się odpowiedzialny za niepowodzenie chłopaka. Sam w końcu  wymyślił jego rolę podwójnego agenta. – Wiedział, że jeżeli prawda wyjdzie na jaw, nie będziemy mogli nic na to poradzić.
            - Czarny Pan jest wściekły, dodatkowo nadal ma naszyjnik. Mają przewagę, nie możemy wszczynać bitwy – dodał Snape.
            Do panny Granger nie docierała odmowa współtowarzyszy. Jak najszybciej wyszła z pokoju, nie chcąc, by ci zobaczyli jej łzy.
            Mimo to, nie zamierzała odpuścić. Była gotowa walczyć o swoją miłość, wiedząc, że i tak jest na przegranej pozycji. Jednak wizja życia bez Draco była gorsza niż strach. Jeżeli on zginie, każdy kolejny dzień straci sens. Musiała więc walczyć o ich życie.
            „Pora przygotować się na wojnę, Hermiono” – szepnęła sama do siebie.

***

            Draco cicho syknął, przykładając dłoń do głowy, z której ciągle ciekła krew. Głębokie rozcięcie spowodowane było torturami, które miały na celu wymuszenie informacji o Zakonie. Blondyn był jednak nieugięty. Twardo bronił swoich racji, nie zdradzając Czarnemu Panu żadnych szczegółów, które mogłyby zaszkodzić organizacji.
            Minęły już dwa dni i Draco powoli zaczął wątpić w to, że uda mu się przeżyć. Każdego dnia Śmierciożercy znęcali się nad nim, testując coraz to nowe, brutalne zaklęcia. Malfoy wyglądał tragicznie, z trudem siedząc. Jego jasne, zazwyczaj starannie ułożone włosy pokrywały zakrzepłe plamy krwi. Rozdarta koszula ukazywała liczne obrażenia na klatce piersiowej chłopaka.
            Coś zgrzytnęło. Arystokrata podparł się na łokciach, chcąc przyjąć bardziej wyprostowaną pozycję. Do lochu wszedł ostatni mężczyzna, którego można by o to podejrzewać.
            - Witaj, synu – Lucjusz Malfoy z dozą obojętności patrzył na swojego pokiereszowanego syna
            - Nie jestem twoim synem – Draco wręcz wypluł te słowa, krzywiąc się jeszcze mocniej.
            - Zrezygnuj, Draco. Oszukujesz sam siebie twierdząc, że można zginąć w imię miłości. Ty umrzesz, a twoja szlama ułoży sobie życie z kimś innym – blondyn resztkami sił zacisnął dłonie w pięści. Nie chciał wierzyć w słowa Lucjusza, jednak coś w jego wnętrzu zgadzało się ze słowami starszego Malfoy’a. – Zginiesz dla nic niewartego celu, jakim jest jakaś dziewczyna? Mugolka?
            Draco spiorunował postać wzrokiem. W tym momencie złudne poczucie, że Lucjusz ma rację, prysło niczym bańka mydlana.
            - Zginę, bo dzięki niej uwierzyłem w uczucie, jakim jest miłość. Ponieważ dzięki niej słowa „kocham cię” zaczęły być czymś więcej, niż odśpiewaną formułką, by panna wskoczyła mi do łóżka. Zginę, ponieważ to dzięki niej w ciągu ostatnich miesięcy dostrzegłem coś więcej niż czubek własnego nosa. Skonam w torturach, bo ona jako pierwsza potrafiła mnie zrozumieć. Zamordujecie mnie, ponieważ dzięki niej zrozumiałem, że bycie jednym z was to hańba, a nie chluba.
            Lucjusz wziął zamach i jednym, płynnym ruchem wymierzył synowi policzek. Głowa Draco odskoczyła na bok. Starszy Śmierciożerca szybkim krokiem wyszedł z lochu, nie obracając się za siebie.
            Blondyn splunął krwią. Wreszcie postawił się ojcu i powiedział mu prawdę. Uśmiechnął się lekko, wykrzywiając usta w grymasie. Hermiona pochwaliłaby jego zachowanie.
            Myśl o brunetce sprawiła mu ból. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zrobi niczego głupiego, nie będzie chciała go ratować. Chociaż ona musiała przeżyć i być szczęśliwą.
            Nigdy nie wierzył w Boga. Sądził, że człowiek sam może decydować o swoim przeznaczeniu. Teraz jednak, w ciszy więziennej celi, zaczął szeptać ciche słowa modlitwy w intencji Gryfonki, którą pokochał.


***

            Deszcz, kapiący w dół szyb idealnie oddawał nastrój Hermiony. Krople odzwierciedlały jej łzy, płynące po policzkach.
            Miała pogodzić się ze stratą? Zapomnieć o jego istnieniu? Żyć, jakby nigdy go nie spotkała, jakby na jej drodze nigdy nie stanął blondwłosy Ślizgon o bezczelnym, irytującym uśmiechu?
            Czemu wszyscy wymagali od niej rzeczy nieprawdopodobnych?
            Jak miała o nim zapomnieć, gdy jego twarz ukazywała się w każdym śnie, gdzie traciła go po raz kolejny?
            Nie. Nie zamierzała się poddać.
            Wymsknęła się cicho na korytarz. Uważając, by za bardzo nie szurać, zdjęła z wieszaka lekką kurtkę. Mimo lata, pogoda w ostatnim czasie lubiła być kapryśna.
            - Hermiono, poczekaj, nie idź tam – cichy głos Harry’ego zaskoczył brunetkę sprawiając, że wypuściła z rąk płaszcz.
            - Zostawiłbyś Ginny na pewną śmierć, gdybyś był w takiej sytuacji jak ja? Nie kłam Harry. Doskonale wiem, że zrobiłbyś wszystko, żeby tylko ją uratować. Draco jest moim sensem życia. Gdy zabraknie jego, to wszystko pryśnie… Ja… Nie pozwolę mu umrzeć – tłumaczyła Gryfonka, ze łzami w oczach patrząc na przyjaciela. Chwilę potem obok Harry’ego wyrosła postać Rona. Rudzielec obrzucił dziewczynę krótkim spojrzeniem. Po chwili oboje przyjaciele wymienili się krótkimi uśmiechami.
            - Mieliśmy na myśli, żebyś poczekała na nas chwilę. Jeżeli tam idziemy, to razem, we trójkę.  
            Hermiona uśmiechnęła się, dziękując Bogu za tak wspaniałych przyjaciół. Bo chociaż było między nimi różnie, w kryzysowych sytuacjach potrafili poświęcić wszystko dla drugiej osoby.
            Nawet swoje życie. 

17 komentarzy:

  1. kurczę króciutki rozdział ale naprawdę pełen emocji jak dla mnie :) i moim zdaniem w piątek dodaj kolejny rozdział. uważam, że lepiej będzie najpierw skończyć to opowiadanie a później zająć się nowym :) pozdrawiam, Anna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudooowny :D Nie rozumiem dlaczego Ci sie nie podoba -,-
    Ciekawe czy im się uda... Mam ogromna nadzieje, że tak.
    Masz skończyc ten blog a nie zaczynac jakies następne ;) ale i tak będę czytać ten twój nowy blog chociaż przez niego nie masz czasu na stary no ale trudno sie mówi. Czekam na nową notke ;P
    POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny<3
    Mam nadzieje że wszystko się ułoży:)
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.

    Pozdrawiam Jagoda:);*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny, jeden z lepszych chyba ;)
    Szczerze to wolałabym byś najpierw skończyła pisać to opwiadanie a później brała się za naastępne :)
    W sumie to naprawdę dobrze że Hermiona może polegać na Harrym i Ronie. Jestem bardzo ciekawa jak to dalej się rozwinie ;)
    Coś czułam że złapią Draco :c biedny :x
    Ciekawe jak go uratuje święta Trójca :D
    PIsz szybko nexta xd
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej xD
    Spiesz się z następnym rozdziałem!
    Angela. : )

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Wolałabym, żebyś najpierw opublikowała kolejny rozdział tego opowiadania. Jestem ciekawa co będzie dalej, no i mam nadzieję, że uda im się uratować Dracona.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się że zaczęłaś nowe opowiadanie.
    I oczywiście jest to Dramione jakże by inaczej!
    Naprawdę jestem zachwycona i bardzo mi się to podoba.
    W ogóle niecierpliwie oczekuje kolejnego rozdziału.
    Biedny Draco został uprowadzony i mam nadzieję że jakoś uda mu się z tego wyplątać.
    jestem ciekawa co będzie dalej i niecierpliwie oczekuje kolejnego rozdziału.

    p.s.
    bedę wdzieczna za powiadamianie w Spamie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Boskie i ciesze się że zaczęłaś nowe .
    Zapraszam też do siebie .
    http://my-litle-life-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam zaszczyt zaprosić na nowy Rozdział 11 „ Trudna rola żony” na bloga: http://pokochac-lotra.blogspot.com ! Życzę przyjemnej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  10. Omg ... Dopiero wczoraj znalazłam Twój blog i jak zaczęłam czytać to nie mogłam przestać, zaraz będę czytać Twoje drugie opowiadanie (prolog i rozdział 1 ) ale mam nadzieje, ze to opowiadanie skonczysz :D Nie mogę się doczekać 27 rozdziału :D Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże... jakie boskie czytając miałam łzy w oczach a momentalnie ryczałam jakbym oberwała Cruciatusem :'(
    Nie rozumiem dlaczego ci się to nie podoba
    I błagam na razie nie dodawaj nowych rozdziałów Nathing to lose bo wszystko się pomiesza tym co czytają
    Pozdrawiam i życzę ci duuuuuuuużo weny
    Pozdrawiam
    Martyna :*

    OdpowiedzUsuń
  12. a tak w ogóle to dasz jakiś namiar na siebie... nie wiem stronke na fb na której można cie szukać albo numer gg
    pliiiiis byłabym wdzięczna
    Martyna :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Przemowa Draco była epicka, świetny rozdział
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie rozumiem, co Ci się nie podobało w tym rozdziale, jak dla mnie jeden z lepszych *o*
    Szczególnie spodobała mi się mowa Draco do Luciusza <3
    A poza tym zakończenie też było świetnie, nie spodziewałam się tego :))

    Pozdrawiam,
    /Olga

    OdpowiedzUsuń