sobota, 12 października 2013

NTL - rozdział piąty

Heloł. c:

Więc, macie rozdział. Mam nadzieję, że Was zaciekawi i będzie się Wam dobrze go czytać. 
W następnym tygodniu postaram się dodać kolejną część miniaturki Look After You, jednak nie obiecuję, że mi się to uda. Będę informować Was na bieżąco. 

Komentujcie, oceniajcie, łotewa. 

Miłego czytania. :) 

PS. Rozdział nie sprawdzony, więc jeżeli się pojawią jakieś błędy, to przymknijcie na to oko, ewentualnie oba. 


            - Co, do cholery?
            - Potter, zamknij się, inaczej osobiście cię uduszę. – Draco załamywał ręce nad głupotą obecnego ministra magii. Nie dość, że ten nadęty idiota uparł się, że będzie towarzyszył mu podczas akcji, to jeszcze przeszkadzał!
            Siedzieli schowani za jakimś wielkim głazem, obserwując jakże uroczą scenkę, rozgrywającą się na ich oczach. Śmierciożercy, zebrani w kręgu, przesłuchiwali swojego wspólnika.
            Nathaniel Travis był w gruncie rzeczy tchórzliwym zdrajcą, który dołączył do grona sług Czarnego Pana z przymusu, a nie ze szczerego oddania Voldemortowi. Jego rodzice, jako wierne wyznawanym ideałom pokolenie, byli jednymi z jego najgorliwszych sług. Nathaniel, złapany niedawno przez aurorów dostał wybór – albo będzie szpiegiem, działającym na dwa fronty, albo zginie w Azkabanie. Chcąc ratować własną skórę podjął się trudnego zadania, jakim było śledzenie postępowania zwolenników Sami-Wiecie-Kogo.
            Jego gra aktorska była jednak tak nieudolna, że Śmierciożercy zaczęli coś podejrzewać. W tej sytuacji Draco mógł zrobić tylko jedno – sam wkroczyć do akcji.
            - Słuchaj, Potter – zmusił bruneta do spojrzenia w swoje szare oczy – siedź cicho i się nie ruszaj, choćby nie wiem, co się działo. Myślę, że za chwilę zrobi się tu trochę zamieszania. – jego wzrok przeniósł się na zamknięty krąg zakapturzonych postaci. Westchnął ciężko.
            Nie zdążył jednak zrobić kroku, gdy jeden ze Śmierciożerców powiedział głośno:
            - Jeszcze dzisiaj zdrajcy stracą wszystko, co było dla nich cenne. Zasłużyli na karę, wypierając się naszych, słusznych wartości. Niech poniosą karę za swoje czyny! – Z ogniska buchnął ogień, przybierając niepokojący, zielony kolor. W łunie świetlej wyraźnie było widać, że twarz byłego Ślizgona pobladła, przybierając niezdrowy, biały niczym pergamin, kolor.
            On był zdrajcą. Wyrzekł się „słusznych” w mniemaniu sług Sami-Wiecie-Kogo poglądów, przechodząc na stronę dobra.  Nie bał się o siebie. Był aurorem, potrafił sobie radzić, znał wiele zaklęć.
            Ale w domu została Hermiona.
Sama.
            Przełknął głośno ślinę. Jeżeli Śmierciożercy zrobią coś jej, nie daruje sobie tego. Czuł się za nią odpowiedzialny. Nie mógł zostawić jej na pewną śmierć. Jeżeli dowiedzą się o tym, co Draco czuje do brunetki…
            Zaraz, zaraz.
            A co tak właściwie on czuł do Hermiony? Sam nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Nie wierzył w miłość, uważał, że tylko przywiązanie i pożądanie trzyma ludzi ze sobą. Ale Hermiona… ona była inna. Nią chciał się opiekować, trwać przy jej boku, bronić ją przed całym złem tego świata. Podziwiał ją za to, że trwała silna mimo wszystkiego, co się wokół niej działo, zajmował, gdy miała gorsze chwile i po prostu nie mogła być sama. Nie mógł od niej odejść – czuł, że to po prostu by go zabiło. Przywykł do jej obecności, do tego, że jest.
            On mógł zginąć, ale jej nie mogło nic się stać.
            Patrzył jak sparaliżowany na czarne postacie deportujące się i znikające z cichym pyknięciem. Jasne kosmyki włosów opadały na jego ściągniętą niedowierzaniem twarz. Po chwili potrząsnął głową i uwolnił się z amoku. Jego stalowe tęczówki wypełniło przerażenie, gdy zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa czyhającego na Granger.
            - Potter, dupku, rusz zadek! – złapał ciemnowłosego za rękę i wspólnie teleportowali się przed dom Draco Malfoy’a.
            A raczej to, co kiedyś było wspaniałym i okazałym dworem, a teraz płonęło jako zgliszcza.

***

             
            Budynek płonął, ale to nie miało większego znaczenia. Wpadł w płomienie, uchylając się przed spadającą belką. Kaszlał, gdy do jego płuc dotarł gęsty, czarny jak smoła dym. Przedzierał się, nie zważając na chcące dosięgnąć go płomyki ognia, leniwie liżące wszystko wokół.
            Nie było jej tam.
            Zniknęła.
            Zaklął w myślach, wybiegając na zewnątrz z płonących zgliszczy. Stracił sporą część swojego dobytku, jednak, czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Hermiona zniknęła i tylko to w tym momencie go obchodziło. Musiał się upewnić, czy jest bezpieczna, może poszła do ukochanej Portfela, Ginny? Przecież nie mogła ot tak, wyparować! Gdzieś musiała się podziać albo…
            Nie. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że Gryfonka została porwana. Nie mógł oddać się obezwładniającemu go uczuciu pustki i beznadziejności.
            - Potter! – zawołał, obserwując, jak Wybraniec podbiega do niego, bezradnie rozkładając ręce. Przez zazwyczaj obojętną maskę blondyna przebiegł grymas, gdy odwrócił się plecami do ministra, by ten nie zauważył wyrazu jego oczu. Pustki. Bólu. Nienawiści.
            Wiedział, co czeka Hermionę i to naprawdę go przerażało. Przecież nie raz widział, jak na jego oczach padali ludzie, torturowani przez zwolenników Czarnego Pana.
            - Kurwa! – zaklął na cały głos, a jego twarz jeszcze bardziej zbladła, gdy przypomniał sobie jak skończyła ostatnia kobieta, do której coś poczuł.

           
            - Zostaw ją. Zrób coś mnie, ale ją zostaw w spokoju – czarnowłosa siedziała przywiązana, przykłuta łańcuchami, które krępowały jej nadgarstki. Jej wielkie, niebieskie oczy patrzyły hardo na twarz Lucjusza, który nie uginając się pod prośbami syna rzucał na dziewczynę kolejne Crucio.
            - Proszę – załkał blondyn, padając na kolana. Miał jedyne piętnaście lat. Był jeszcze dzieckiem i tak chciał się w tym momencie poczuć. Pragnął poczuć miłość, płynącą w jego kierunku ze strony rodzica, tymczasem jego ojciec po prostu z zimną krwią mordował dziewczynę, na której mu zależało. W jego szarych oczach stanęły łzy, które cicho spływały po policzkach, podczas gdy świat młodego Malfoy’a powoli zamieniał się w proch z każdym zaklęciem, które odbierało życie leżącej na podłodze Amy – mugolce, którą niedawno poznał i z którą udało mu się zaprzyjaźnić.
            - Draco… proszę cię, zabij mnie – wyszeptała. W jej błękitnych oczach, w których zazwyczaj błyskały iskierki szczęścia, ziajała pustka, przerażająca nicość. Draco skulił się, jakby uderzyła go w brzuch. Poczuł odruch wymiotny, a dziewczyna ciągle szeptała, a jej głos z każdym słowem stawał się coraz głośniejszy.
            - Zabij mnie, pozwól mi umrzeć, uratuj mnie od tego, ZABIJ MNIE!
            Blondyn opadł przy ścianie, a w stronę dziewczyny pomknęło śmiercionośne zaklęcie.
            - Jesteś taki słaby, Draco – Lucjusz z kamienną twarzą zwrócił się w stronę swojego syna.

            - Merlinie, uratuj ją – szepnął w niebo, z cichą nadzieją, że ktoś usłyszy jego prośbę.

~*~
           
            Po pewnym czasie stajesz się obojętnym na wszystko. Nic już nie robi na tobie wrażenia, nie jesteś w stanie czuć – ani smutku, ani radości. Zaczynasz doceniać to, co miałeś, a straciłeś przez własną głupotę. Tak właśnie czuł się Draco. Stał tam, nadal patrząc na zgliszcza i nie wierzył. Nie wierzył. Przed oczami mijały mu wszystkie szczęśliwe chwile z Hermioną.
            - Draco – jakiś słaby głos próbował przebić się przez jego świadomość. On jednak nadal tępo wpatrywał się w jedno miejsce.
            - Draco – ponowne wezwanie. Nie mógł sobie wybaczyć. To wszystko była jego, jego wina. Nie Potter’a. Nie Weasley’a. Tylko jego. Dlaczego za jego błędy musiała płacić kobieta, która była niewinna? Granger była za dobra, zbyt wspaniałomyślna… Nadal czuł jej ciepło, miał wrażenie, jakby właśnie szeptała mu do ucha najczulsze słowa.
            - Malfoy! – odwrócił się zdenerwowany. Już miał wygarnąć osobie, która go wołała, by dała mu wreszcie święty spokój, by zostawiła go sam na sam z jego własnymi myślami, gdy ją zobaczył.
            To była Hermiona. Właśnie ta Hermiona, umorusana, brudna od sadzy i węgla, z narzuconą na ramiona jego ciemną koszulą. Jej włosy niedbale wymsknęły się spod gładko ulizanego wcześniej koka. Tusz rozmazał się wokół pięknych, orzechowych oczu, spływając ciemną falą na policzki. Ale dla Draco była piękna. Mimo niechlujnej fryzury, rozmazanego makijażu, zdawała się być najwspanialszą istotą na tej planecie.
            Szatynka rzuciła się w jego ramiona, mocno wtulając swoją drobną postać w klatkę piersiową mężczyzny. Cicho szeptała coś nieskładnie; jej przemowę co chwilę przerywał cichy atak szlochu. Po chwili wtuliła twarz w jego szyję, jakby wierząc, że to uchroni ją przed całym złem tego świata.
            - Już po wszystkim, spokojnie – mruknął Ślizgon, wymieniając uspokajające spojrzenie ze stojącym nieopodal Potter’em. Po chwili westchnął głęboko i sam przymknął oczy, rozkoszując się obecnością niewysokiej kobiety.
            - Draco, proszę, chodźmy stąd – załzawione spojrzenie Hermiony spotkało się z jak zawsze nieugiętym, stalowym wzrokiem Malfoy’a. – Błagam, chodźmy, nie chcę tu być, proszę, proszę..
            Cóż mógł w tej sytuacji zrobić blondyn? Nic nie mówiąc złapał Granger za rękę i przenieśli się razem do posiadłości, ulokowanej w północnej części Anglii.
            Budynek był niesamowity. Mimo że niewielki, robił wrażenie. Przed budynkiem rozciągał się idealnie zadbany ogród. Z okna rozpościerał się widok na typowo angielskie, zielone pastwiska.
            - Gdzie my jesteśmy? – cichy głos Hermiony przerwał panującą okolicę. Szatynka rozglądała się uważnie, nadal nieco przerażona, lecz widocznie zauroczona okolicą.
            - Sheffield. Zamieszkamy tu przez jakiś czas. Przyda nam się parę dni odpoczynku od zgiełku Londynu, a skoro Malfoy Manor i tak spłonęło…
            - Przepraszam – wyszeptała, kuląc się, odbierając słowa chłopaka jako atak na swoją osobę. Wiedziała, że to jej wina. Jej i tylko jej. Była taka bezużyteczna, jedynie sprawiała kłopoty. Nie potrzebna. Bezwartościowa. Wyprana ze wszelkich zalet.
            Nie chciała mówić Draco o tym, co wydarzyło się kilka godzin temu, ale wiedziała, że będzie musiała.
            Przypomniała sobie słowa atakującego ją Lucjusza i powiedziała cicho słowa, które sprawiły, że blondyna przeszły dreszcze.
            - Naprawdę zepsułam ci życie?
~*~

            - Nie, przestańcie, ja nie chcę – Draco usilnie próbował wyrwać się z oplatających go ramion Śmierciożerców. – Zostawcie mnie, nie będę taki, jak wy! Nie zabiję jej!
            Lucjusz podszedł do swojego syna, hardo patrząc mu w oczy. Po chwili ręka dorosłego mężczyzny wykonała zamach, a dłoń wylądowała na policzku, zostawiając czerwony, bolesny ślad. Chłopiec zmierzył ojca zranionym spojrzeniem. Pragnął tylko miłości, zrozumienia. Czy naprawdę wymagał aż tak wiele?
            - Zabij. Teraz – Lucjusz wyszeptał, wskazując kościstym palcem na ich ofiarę. Granger patrzyła na niego tak niewinnie. Przecież ona nic nie zrobiła! Nie miała wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodziła… To nie jej wina, że jej rodzice są mugolami. Wolałby mieć takich rodzicieli, taki dom, niż być sobą – chłodnym arystokratą, mordercą, zabójcą…
            Jego ręka drżała, gdy skierował różdżkę w stronę skulonej szatynki. Zabijał już, nie raz był do tego zmuszany, więc dlaczego wypowiedzenie tego zaklęcia było takie trudne? Nie chciał być jak oni, lecz nie miał wyboru. Dlaczego więc słowa utknęły mu w gardle?
            Wtedy zrozumiał. Nie był w stanie jej zamordować, bo wiedział, że była niewinna. Nauczyła go czegoś, w ciągu tych kilku sekund, podczas których spoglądali sobie w oczy, dorósł.
            - Nie – opuścił różdżkę, wbijając wzrok w podłogę, by nie zobaczyć rozczarowania wypisanego na twarzy Lucjusza. Lord Voldemort nie był jednak tak łaskawy. Wyszeptał tylko jedno słowo:
            - Crucio.

            - Zepsułaś mi życie? – Draco nie wierzył w to, co usłyszał. Ona go uratowała, sprawiła, że przestał być potworem. Dała mu nadzieję na lepsze jutro. Ocaliła go…Tymczasem, Hermiona obwiniała się, że przez nią oberwał Crucio? Nie po raz pierwszy. Przywykł do tego uczucia, jak gdyby cos rozrywało jego klatkę piersiową. Do tego nie potrzebne było nawet Crucio – wystarczyło kilka słów wypowiedzianych w gniewie przez ojca, by cierpiał bardziej, niż gdyby dostał zaklęciem. Wtedy nie żył, po prostu oddychał, egzystował, nie mając sił na walkę o lepsze jutro. Dzięki Granger, dzięki jego niedoszłej ofierze, osobie, którą powinien był zabić, zyskał szansę na poprawę swojego losu. A teraz ona przepraszała go za ratunek?
            - Tak powiedział twój ojciec, on… On przywrócił mi pamięć, Draco. Wiesz, że gdy rzuca się Obliviate, jedyną osobą, która może je cofnąć, jest człowiek, który je rzucił. To przez Lucjusza straciłam pamięć… I dzięki niemu ją odzyskałam, przynajmniej częściowo. Ale to była forma tortur… Ja, Draco… Merlinie, pamiętam tylko złe rzeczy. Przypomniałam sobie najgorsze, najstraszniejsze wspomnienia. Te pozytywne są nadal niewiadomą… Jestem taka słaba – załkała, chowając twarz w dłoniach.
            Draco patrzył na jej łzy, nie wiedząc, jak zareagować. Nie był dobry w pocieszaniu ludzi. Ścisnął więc mocniej dłoń szatynki, którą trzymał, odkąd teleportowali się z Londynu i posłał jej nieśmiały uśmiech. Prawdziwy, szczery uśmiech. Uśmiech, w którym zawierała się nadzieja, że kolejny dzień będzie lepszy od dzisiejszego.

~*~

            - Jesteś tylko szlamą. Nic nieznaczącą, nic nie wartą szlamą. Dla takich jak ty nie ma ratunku. Kto będzie pamiętał twoje imię po śmierci? Nie obchodzisz nawet własnych przyjaciół. Gdzie są teraz? Ron, Harry? Czemu zostawili cię samą? – blady blondyn trzymał Hermionę za nadgarstek, szepcząc jej do ucha przerażające słowa. Miał rację. Była nikim, nikim, NIKIM…
            Hermiona otworzyła oczy, ciężko oddychając. Minęły może trzy, cztery dni odkąd przybyli do Sheffield, a koszmary tylko się nasilały. Z nocy na noc było coraz gorzej. Po domu snuła się niczym trup, praktycznie nie zauważając obecności zaniepokojonego Draco. Martwił się o nią… Czy to w ogóle było możliwe, by ktokolwiek się o nią martwił? Czy jeszcze komuś na niej zależało? Czuła się taka samotna, a jednocześnie była zbyt dumna, by iść do sąsiadującego pokoju, poprosić Malfoy’a o pomoc.
            - Odłóż to – stała w łazience, trzymając w dłoni żyletkę i cicho łkając, gdy do pomieszczenia wszedł szarooki mężczyzna. – Nie rób tego, Granger. Nie warto.
            - Znowu mnie ratujesz – wyszeptała. – Już któryś raz. Dlaczego ciągle to robisz?
            - Bo mi zależy, żebyś wyzdrowiała. Jesteś silną osobą, najsilniejszą, jaką znam. Poradzisz sobie. Koszmary kiedyś odejdą. – powiedział równie cicho, rozpościerając jej zaciśnięte palce i wyjmując z nich ostrze. – Hermiono, musisz wrócić do normalnego życia. Słyszę, jak płaczesz wieczorami. Nie jesteś sobą.
            - A jak mam być, skoro pamiętam tylko złe rzeczy? Ciągle na nowo przeżywam koszary, o których chciałabym zapomnieć! Myślisz, że to miłe?! Jedyne, co możesz mi powiedzieć to „będzie dobrze”, a wiesz, że to nie prawda, nie, nie będzie dobrze!
            Draco zamyślił się, jakby machinalnie obejmując szatynkę ramieniem. Ta przez chwilę stała niczym sparaliżowana, po czym wtuliła się w postać chłopaka. Potrzebowała jego wsparcia. Chciała, by był obok i nie odchodził.
            - Pokażę ci moje wspomnienia. Jeżeli chcesz… Możesz skorzystać z mojej myślodewni. Myślę, że to rozjaśni ci parę spraw.
            Pokiwała głową, a Draco, wiedziony jakimś niezwykłym impulsem, złożył na jej czole pocałunek. Przez następne kilka godzin Hermiona nie mogła zapomnieć tego niezwykłego uczucia, którego doświadczyła, gdy usta Ślizgona dotknęły jej skóry…


             

15 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ;) Już się przestraszyłam, że śmierciożercy porwali Mionę... Czekam na kolejny rozdział i na drugą część miniaturki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jejciu,
    Jeszcze ręce mi sie trzęsą, nie mogę trafić w klawiaturę o.o
    No weź, tyle emocji kurde mi zafundowałaś, że ło matko, to powinno być zakazane xd
    A Ty nadal pojawiasz się i znikasz, Ty czarownico, Ty Ty.
    I Draco jest taki kbjsdclkasbjeclwkbclawhebcia i hjsvxkuchasvckhvacbhjac i jsbcxkasuicwauVECLci <3 <3 Kocham go, jest taki uroczy i słodki i cudowny :3 Ideał mężczyzny, którego nigdy mieć nie będę. Smuteczeg.
    Ale halo halo, M. zbaczasz z tematu.
    Hermiona, coś Ty robiła, że w koszuli mego Draczego występujesz? Dobra, moje wcielenie numer 2, może ewentualnie na chwilę Ci oddać tą koszulę. Niespodziewanka!

    Boję się tego tekstu napisanego pochyłą czcionką.
    Co w Twojej głowie się kryje?

    Merlinie, Lucjusz jest straszny, okropny, boję się go, kto mnie przytuli, chowam się pod kołdre, nikt nie chce mnie przytulić. Smuteczeg. :D
    Serio , Lucjusz jest nienormalny, powinien się w głowę kopnąć.

    Hermionsia, co Ty kuźwa robisz
    nienienie , tak się nie robi! Nie wolno się dotykać żyletek czy czegokolwiek ostrego. Mydło w tych hermisiowatych rękach też może być niebezpieczne. Zabrać jej! XD
    nienienie, Hermionka, wyłaź z tej deprechy, nie wolno się załamywać! No.

    Pocałował ją w czoło!! Oooo.. To słodkie. <3
    No więc chyba tyle.
    Wybacz mój nieskładny komentarz, ale choroba nadal mnie powala na ziemię, i jeszcze nie pozwala wstać. Cud, że coś napisałam ^ ^
    Rozdział był cudowny, świetny, piękny, fantastyczny, magiczny, i w ogóle świetny :D
    Czekam na cokolwiek co napiszesz, wszystko mi się podoba :33

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ugh.
    Nadmiar emocji.
    Piękniego komcia nawet nie potrafię napisać.
    Uczucia aż kipią i uderzają w zmysły jak amortencja, o.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Drugiej części miniaturki też.
    Pozdrawiam, em. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już mi się Twój rozdział drukuje. Pędzę po ramki, zaraz będzie na ścianie.
    Drukuję jeszcze sobie Twój avatar, ładnie go podpiszę, a jutro idę po świeże kwiaty.
    "Jesteś bogiem" powinno być o Tobie <3
    Tak jak M., obawiam się tego co kryje się w Twojej głowie. NTL jest numerem jeden na liście moich ulubionych opowiadań. a to dopiero rozdział piąty.

    Deprecha. Znam ten ból, kurcze blade.
    Jak ty to robisz, że tak zajebiście piszesz ? Ciągle mnie trzymałaś w napięciu, potem pojawiła się Hermajn i
    UFFF xD

    W ogóle to brak mi, kurczaczki, słów.
    Pozdrawiam,
    Mad.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega, mega, mega, podziwiam Cię *.* Masz ogromny talent!

    OdpowiedzUsuń
  6. O Godryku.. Ile w tym emocji.. Piękne. :3 Piękny, niesamowity rozdział. Wciąż dygoczę, nie mogę się uspokoić. Nie oczekuj więc, że powiem ci dużo, bo nie potrafię się pozbierać. Co ty ze mną robisz, kobieto?! :P
    A ta ostatnia scena? Awww... *_* Boska, magiczna, cudowna. :3 Chcę więcej! ^^
    Pozdrawiam cieplutko,
    Ana M.

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowny rozdział!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejciu! Tyle emocji! Normalnie nie wiem co napisać.
    Po pierwsze przepraszam że dopiero dzisiaj komentuję, ale przez 3 dni nie miałam neta ;c
    Rozdział cud, miód i maliny ;3 Przez chwilę myślałam, że Hermi porwali...
    Potem okazuje się, że jest cała i zdrowa a tu nagle Bum! Depresja.
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Rose.

    OdpowiedzUsuń
  9. CUD <3
    Ty mój geniuszu :*
    Jesteś świetna, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
    czekammm
    Weny kochana
    Pozdrawiam Gabii ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialny, świetny, piękny och nie wiem co napisać zamiast uczyć się do olmipady,która jest juz w piątek grrrr... To czytam twój rozdział ;)
    Jesteś cudowna :D
    Weny:D
    Pozdrawiam,Lili:D
    PS. Zapraszam na panstwoweasley.blogspot.com i proszę o opinie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dawno mnie tu nie było, jestem okropna ;(
    Rozdział mi się podoba, jest dużo emocji, strasznie się wczułam a ta całą sytuację :)
    Życzę weny i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  12. O Mój Boże!!!!!!!!! *.*
    Zabrakło mi słów z wrażenia *0*
    W.S.P.A.N.I.A.Ł.E. <3
    Kocham to, jak piszesz :3

    Życzę dużo, dużo weny :)
    Pozdrawiam :*
    //Lav.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy nowy rozdział ?:)))

    OdpowiedzUsuń
  14. świetny rozdział :)
    życzę weny i pozdrawiam, Dramione True Love :)

    OdpowiedzUsuń