niedziela, 14 września 2014

Miniaturka 8 - Once again

Cześć Myszki! :3

Nie potrafię zrozumieć, jak działa natchnienie. Kiedy są wakacje i mam mnóstwo wolnego czasu, weny po prostu nie ma. Ucieka gdzieś, wyjeżdża na wakacje. A gdy wracam do szkoły i mam zadane pięć tysięcy zadań, wtedy nagle powraca i woła, żeby pisać. 
Fuck logic, naprawdę.

Dziękuję wszystkim 28 osobom, które w ciągu tych niecałych dwóch  miesięcy skomentowały epilog KoS. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dziękuję, że byliście i mam nadzieję, że nadal tu jesteście, że o mnie całkiem nie zapomnieliście. :) 


Misie, chciałabym wyjaśnić jeszcze jedną sprawę. To, że wróciłam z miniaturką nie oznacza, że powracam do regularnego dodawania postów. Po pierwsze, nie mam pomysłu na kolejne opowiadanie, więc póki co będę pewnie (o ile w ogóle!) publikować miniaturki. Mam mnóstwo zaczętych, lecz nie skończonych one-shotów, którymi chciałabym się w przyszłości z Wami podzielić. 
Drugim problemem jest brak czasu. Zaczęłam liceum, dość dobre liceum, które wiele wymaga oraz do którego dojeżdżam w sumie około dwóch godzin dziennie. Często, gdy wracam, jestem zbyt zmęczona, by oddychać, nie mówiąc już o pisaniu. ;_; 

Będę się starać co jakiś czas wrzucać coś na bloga, gdyż nie chcę, by dłużej był zawieszony, ale błagam Was o cierpliwość i wyrozumiałość. 

Mimo wszystko, zapraszam Was do czytania i mam nadzieję, że miniaturka Wam się spodoba. Proszę o komentarze z opiniami. Nie wstydźcie się, piszcie, co uważacie! :) 

Kocham Was bardzo, bardzo mocno, nigdy o tym nie zapominajcie. 

PS. Rozdział jest niezbetowany. Gdy uda mi się nawiązać współpracę z betą, wstawię poprawioną wersję. 
:) 
PS2. Mam nadzieję, że zrozumiecie koncepcję tej miniaturki oraz jej zakończenie. 

            Draco Malfoy nie rozumiał, dlaczego ludzie w ogóle się zakochują. Nigdy nie pojął, jak można darzyć drugą osobę uczuciem tak mocno, by być w stanie zrobić dla niej wszystko. Nie wiedział, jak to jest, być przy kimś w dobrych i złych chwilach, wpierać, opiekować się. Kochać.
            Nie rozumiał, dopóki sam tego nie doświadczył.
            Hermiona Granger była perfekcyjna.
            Dla niej byłby gotów zdobyć gwiazdkę z nieba, gdyby tylko tego zapragnęła. Zaprzyjaźnił się z Weasley’em, bo tego chciała. Starał się pracować nad swoim ślizgońskim charakterem.
Mógłby zrobić wszystko, byle tylko ona była szczęśliwa. 
            Mógłby, ale ona tego nie chciała.
            Teraz siedział sam, popijając ognistą whiskey, patrząc w zamyśleniu na gwiazdy, które kiedyś byłby gotów jej ofiarować. Nie płakał – chyba po prostu nie był do tego zdolny. Cierpienie można jednak przeżywać inaczej. W jego wypadku ból przejawiał się obojętnością, pustką.
            To słowo chyba najlepiej określało jego odczucia. Jego życie było puste, dopóki jej nie poznał. Zaczarowała jego świat swoim uśmiechem, ciepłymi słowami, dotykiem delikatnych dłoni. A gdy odeszła, zostawiła go samego, znów została tylko obojętność.
            A przecież ją kochał.
            Może nie umiał tego dostatecznie ukazać? Wiedział, że nie był idealnym partnerem – nie dawał jej kwiatów i wyśmiał by każdego, kto zaproponowałby, żeby recytował wiersze pod jej balkonem. Nie był księciem na białym koniu, ale przecież się starał. Próbował. Nie był idealny, ale dzięki niej czuł, że może wszystko.
            Rzucił szklanką o ścianę, patrząc, jak rozbija się na miliony kawałków, jak jego świat w chwili, gdy zniknęła za drzwiami, po raz ostatni szepcząc ciche „żegnaj”.
            Jej miłość była dla niego narkotykiem, od którego szybko się uzależnił. Gdy zostały mu zabrane kolejne działki, wszystko straciło sens.
            Nie umiał już nawet liczyć na to, że ona wróci. Wyprowadziła się. Odeszła. Nie wróci. Wiedział, że tak się nie stanie.
            To był koniec.

*

            Usłyszał, jak trzaskają drzwi, prowadzące do ich wspólnej sypialni. Widział, jak Hermiona pakuje walizki, niedbale wrzucając do nich jak najwięcej rzeczy.
            To nie był koszmar. To była koszmarna rzeczywistość.
            - Nie – jęknął cicho, widząc, jak jej wzrok omiata drzwi. Chciała jak najszybciej wyjść.
            Już nie pragnęła go w swoim życiu.
            - Sam tego chciałeś, Draco – szepnęła, a w jej oczach dostrzegł łzy. Pragnął tylko ją przytulić, otrzeć słone krople i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mógł. Nie mógł, bo są rzeczy, których raz zepsutych nie da się już naprawić.
            Powinien ją wołać i błagać na kolanach, by wróciła, ale był Draco Malfoy’em – był na to zbyt dumny. 
            - No więc… żegnaj, Draco – powiedziała Gryfonka, zapakowawszy już wszystkie swoje bagaże. Skierowała swoje kroki jeszcze tylko do łazienki – Draco dobrze wiedział, że trzyma tam swoją szczoteczkę do zębów w kształcie żyrafy (podobno innych nie było w sklepie, dobre sobie!).
            Nie patrzyła na niego. Wzrok miała utkwiony gdzieś w podłodze. Była smutna, mógł to zauważyć, przecież znał ją tak dobrze. Wiedział, że cierpi, gdy przygryza swoją wargę, ze wszystkich sił próbując się nie rozpłakać.
            Jego też bolało.
            - Hermiono, nie…
            Wyszła, zanim dokończył zdanie. Wiedziała, że gdyby błagał ją o zostanie, uległaby mu, a on kłamał. Tak naprawdę nie pragnął jej obecności. Przecież sam powiedział jej to w dniu zerwania, przecież to właśnie o to się pokłócili…
            A w złości człowiek mówi prawdę. Nie kontroluje swoich słów, przytłoczony emocjami, lecz mówi prawdę.
*

            - Czy tobie jeszcze w ogóle na mnie zależy? – w jej głosie słyszał ból. Wiedział, że cierpi. Jej tęczówki nie były jak zwykle rozjaśnione iskierkami szczęścia – czekoladowy brąz stopił się w dwie czarne dziury. Mrugnęła, pragnąc odpędzić napływające do oczu łzy. – Czy zauważyłbyś, gdybym odeszła?
            Zirytował się. To, że nie ukazywał swoich uczuć słowami nie znaczyło, że jej nie kochał. Po prostu nie lubił afiszować się ze swoimi myślami. To był pewnie jeden ze zwyczajów, który pozostał mu po karierze Śmierciożercy. Przywykł do słuchania i bezmyślnego wykonywania rozkazów, nie debatowania o nich, deklarowania swojego zdania. Taki po prostu był. Krył wszystko w sobie, nie ujawniając tego światu.
            - Granger, nie irytuj mnie – warknął. Hermiona odwróciła głowę, podnosząc się z kanapy, na której dotychczas siedziała, by wyjść z pokoju. Zerwał się z fotela, chwytając ją za przedramię i przyciągając do siebie.
            - O co ci chodzi? – spytał. Gryfonka uniosła głowę tylko na ułamek sekundy, lecz wystarczyło to, by dostrzec, że jego oczy przesycone są złością.
            - Mam wrażenie, że tylko ci zawadzam, Draco – szepnęła, starając się niezauważalnie obetrzeć kilka nieposłusznych kropel, którym udało się uwolnić spod jej powiek. – W twoim życiu jestem jedynie bezbarwnym, lecz zagradzającym drogę cieniem. Przeszkadzam ci w karierze, musisz poświęcać mi swój czas, zawadzam moimi prośbami, ciągle cię denerwuję. Byłoby lepiej, gdybym odeszła…
            Zamarł. Chciał wykrzyknąć „nie!”, chciał błagać ją na kolanach, by została, bo on nie umie bez niej żyć. Stał jednak bezradnie, a jego usta wypowiedziały cichym tonem słowa, które zniszczyły wszystko, co udało mu – im- się zbudować przez ostatnie trzy lata.
            - Może masz rację. 
            Coś trzasnęło i Draco pomyślał, że słyszy trzask własnego, łamanego serca. Chociaż sam już wątpił, czy posiada taki narząd, odpowiedzialny za miłość.
            Ten organ chyba wyprowadził się razem z nią, dokładnie dzień później.

*

            W poniedziałkowy poranek, tydzień przed kłótnią, Hermionę obudził magofon. Jeszcze nie do końca rozbudzona, odebrała, mrucząc coś w stronę różdżki, która teraz przybrała postać słuchawki.
            - Taak?
            - Obudziłem cię? – od razu poznała ten głos. Uśmiechnęła się szeroko. Na Merlina, jak ona za nim tęskniła.
            Draco wyjechał dokładnie dwa tygodnie temu. Niby nic ważnego – miał do załatwienia jakiś interes, pewien kontrakt do podpisania. Nie sądzono, że jego podróż zajmie więcej czasu niż kilka dni, jednak z powodu komplikacji wszystko się przedłużyło i rozłąka okazała się dłuższa, niż Hermiona przypuszczała.
            - Kiedy wracasz? – spytała, słysząc w odpowiedzi westchnięcie swojego ukochanego. Mogła wyobrazić sobie, jak właśnie przebiega palcami po swoich włosach, mierzwiąc je.
            - Mam nadzieję, że już niedługo. Jestem zmęczony, a ci nadęci inwestorzy wszystko komplikują. Chcę tylko jeden podpis, na Merlina.
            Hermiona pokiwała głową, dopiero po chwili przypominając sobie, że mężczyzna i tak nie zobaczy gestu. Wyczuwała w jego głosie, że faktycznie był wykończony. Nawet nie silił się na sarkazm, co, o zgrozo, w przypadku Draco Malfoy’a było niemalże objawem śmiertelnej choroby.
            - Tęsknię za tobą, wiesz? – mruknęła. – Bez ciebie jakoś tak zimno w łóżku wieczorem, no i nie…
            - Przyznaj Granger, po prostu brakuje ci mojego boskiego ciała, służącego ci jako poduszka, umięśnionych ramion, chroniących cię przed złem całego świata… - wtrącił się w zdanie blondyn.
            - No i nie mam z kim porozmawiać.
            - Porozmawiać? Tak to się teraz nazywa?
            - Udam, że nie wiem, co insynuujesz.
            - Granger, to może, kiedy już wrócę, zechcesz ze mną porozmawiać?
            - Jeszcze jedno słowo, erotomanie, a odgrodzę twoją połowę łóżka taśmą policyjną.
- Też cię kocham, skarbie.

*

            - Granger, wytłumacz mi po raz kolejny zasadniczą różnicę pomiędzy jasnym zielonym a dojrzałą limonką, bo naprawdę nie potrafię tego pojąć.
            Hermiona tylko westchnęła, odkładając na półkę kolejną puszkę farby. W myślach stwierdziła, że kupi barwnik i pomaluje mieszkanie, gdy Draco wyjedzie na kilkudniową delegację za niecały miesiąc.
            Zgodziła się z nim zamieszkać. Była pewna swojej decyzji. Pragnęła mieć go przy sobie zawsze, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Spotykali się już od ponad roku, więc sądziła, że najwyższy czas, by w końcu zrobić ten krok.
W mieszkaniu Draco planowała jednak zaprowadzić kilka zmian. Na Merlina, ten apartament potrzebował kobiecej ręki!
            Draco przewrócił oczami. Choć remont wcale mu się nie uśmiechał (szczególnie, że Hermiona upierała się, by przeprowadzić go w sposób całkowicie mugolski!), był gotów poświęcić swój spokój ducha, byle kobieta była szczęśliwa. W końcu uległ na jej błagalne spojrzenie godne najsłodszego szczeniaka i zgodził się na przemalowanie tych kilku ścian. Zdawało mu się, że będzie to niezła zabawa. Jak na razie jednak cierpiał, zmuszony do wybrania jednego koloru z tysięcy, których nazw nie dało się nawet normalnie przeczytać. Kto to wymyślał? Błękitny błękit, zielona zieleń. Litości!
            - Graaanger – jęknął, przysuwając się do szatynki tak, że jego klatka piersiowa naparła na jej plecy. Nie zareagowała, więc dmuchnął jej na kark ciepłym powietrzem. Zadrżała. Zachwycony jej reakcją przesunął wzdłuż ramienia kobiety palcami, koniec końców chwytając jej dłoń w swoją. – Chodźmy już do domu.
            - Draco, zachowujesz się jak dziecko – rzuciła pretensjonalnie, jednak Ślizgon zauważył wahanie w jej głosie. Uśmiechnął się pod nosem. Zwycięstwo miał w garści.
            - No Granger, prooooszę. Wystarczy, że rzucę odpowiednie zaklęcie i ściany same się pomalują na jaki tylko kolor zechcesz, a my będziemy mogli w tym czasie robić coś produktywniejszego. 
- Draco!
            - Miałem na myśli… gotowanie obiadu! Tak, przecież musimy ugotować obiad!

*

            Ich rocznica nie była niezwykłym wydarzeniem. I to nie dlatego, że któreś z nich zapomniało o tym ważnym dniu czy też nic nie przygotowało. Tego dnia Hermiona obudziła się z ogromnym bólem głowy, którego nie udało jej się zwalczyć nawet eliksirem przeciwbólowym.
            - Granger? – Gryfonka jedynie przykryła się szczelniej kołdrą, zagłębiając się cała, łącznie z głową, w cieplutkim kokonie.
            - Granger, wyłaź spod przykrycia. Przyniosłem ci lekarstwo – myśl o leku była kusząca, jednak wizja wyjścia spod posłania wcale jej się nie podobała. Zignorowała więc głos ukochanego, mocniej zaciskając powieki, jakby to miało ulżyć jej w bólu. Zdziwiona otworzyła oczy, czując, jak jej kokon się otwiera, a do środka wślizguje się druga osoba.
            - Malfoy, co ty robisz? – spytała, słysząc ciche przekleństwo mężczyzny, który uderzył głową o ramę łóżka, próbując wygodnie się ułożyć w kryjówce swojej dziewczyny.
            - Sprawdzam czy żyjesz – mruknął w odpowiedzi, przerzucając swoje ramię przez talię Hermiony i unosząc się na łokciu, tak, by mimo ciemności móc na nią spojrzeć. Położył dłoń na jej czole, jednak nie wyczuł podwyższonej temperatury. Zmarszczył brwi. Nie tak wyobrażał sobie ich rocznicę, jednak był z Granger i to było najważniejsze. Oparł się o ramę łóżka. W kokonie szatynki może i było ciepło, ale panowała nieopisana duchota. Czuł, że już niedługo zacznie się dusić, ale co tam, dla Gryfonki był gotów znieść nieprzyjemności.
            - Gdzie cię boli? – spytał cicho, patrząc na kobietę, która ułożyła głowę na jego ramieniu i przymknęła oczy. Spoglądając na niego z bólem w brązowych tęczówkach, pomasowała skroń po prawej stronie twarzy. Już chwilę później Draco składał tam czuły pocałunek, jakby miał nadzieję, że to ulży Hermionie w cierpieniu.
            - Draco? – jej głos był ledwo słyszalny, jednak gdy Ślizgon obrócił głowę w jej stronę, dostrzegł, że się lekko uśmiecha. Jej oczy, mimo bólu głowy, jej oczy świeciły się z radością. – Dziękuję, że jesteś.
            - Dla ciebie zawsze, Granger.

*

            Draco miał spotkać rodziców dziewczyny dokładnie pół roku po tym, jak zaczęli się spotykać. Wizja spotkania przyszłych teściów była dla niego koszmarem, który śnił mu się przez wiele nocy.
            Gdy w końcu nadszedł ten dzień, w którym miał odwiedzić Granger w jej rodzinnym domu, Draco był przerażony. Tak zwyczajnie, po ludzku, trząsł się ze strachu. Wiedział, jak ważni dla szatynki są jej rodzice i zdawał sobie sprawę, że od tego spotkania zależy przyszłość jego związku. Obawiał się, że Jean go nie zaakceptuje z powodu jego nieco sztywnego obejścia; wiedział, że nie jest wzorem, jeżeli chodzi o bycie perfekcyjnym chłopakiem. Nie umiał przytulać Granger przy każdej okazji czy składać na jej ustach spontanicznych pocałunków, szczególnie w obecności osób trzecich. Nie przywykł do okazywania swoich uczuć. Hermiona wiedziała, że ją kochał i to było najważniejsze. Nie czuł potrzeby okazywania tego na każdym kroku; według niego to właśnie dystans sprawiał, że w każdym najmniejszym geście, w każdym spojrzeniu w oczy, w każdym muśnięciu dłoni była magia, której nigdy w życiu nie pozwoliłby odejść.
            Wiedział także, że ojciec Gryfonki uważa, że żaden chłopak nie jest dostatecznie dobry dla jego małej dziewczynki. I choć chyba każdy tata tak sądzi, Draco obawiał się braku akceptacji swojego (może) przyszłego teścia.
            Hermiona zachichotała, ujmując dłoń swojego mężczyzny. Widziała w jego oczach  czyste przerażenie, którego starał się nie okazywać. Mimo że jego mina była, jak zwykle, pokerowa i twarz nie wyrażała żadnych uczuć, to w jego źrenicach była w stanie dostrzec prawdę.
            Doskonale wiedziała, że jej rodzice będą zachwyceni Draco. Mama już od dawna truła jej kazanie o tym, że powinna przyprowadzić jakiegoś młodzieńca do domu, a Thomas powtarzał, że najważniejszą rzeczą jest, by chłopak ją kochał. Malfoy darzył ją uczuciem i było to widać już na kilometr, więc czuła, że stanie się ulubieńcem taty.
            Uśmiechnęła się pocieszająco do Ślizgona, chwytając mocniej jego dłoń i okręcając się w miejscu, tak, by teleportować ich na Westminster 80, gdzie mieszkali jej rodzice. Poprawiła kołnierzyk Draco i pociągnęła go w stronę drzwi.
            - Granger, wiesz, przypomniałem sobie, że mam do załatwienia pewną bardzo ważną sprawę, to naprawdę nie może czek… - Hermiona zatkała mu usta pocałunkiem, delikatnie muskając jego wargi swoimi. Ich spojrzenia się spotkały i Gryfonka po raz milionowy rozpłynęła się, patrząc w jego źrenice.
            - Chyba nie tchórzysz, co, Malfoy? – spytała zadziornie, składając kolejny całus na bladej szyi mężczyzny. Blondyn podniósł jej dłoń i pocałował po kolei wszystkie kostki jej palców. – Moi rodzice cię pokochają, Draco.
            Pokiwał głową, lekko się uśmiechając. Podeszli do drzwi i Hermiona otworzyła je z hukiem.
            - Mamo! Tato! Już jesteśmy! – zawołała. Minutę później z kuchni wypadła niska brunetka, o głowę niższa od Draco. Trzymała w dłoni chochlę, którą rzuciła na szafkę, przytulając córkę  i mrucząc do niej słowa powitania. Z do tej pory zamkniętych drzwi wynurzyła się postać mężczyzny, który posłał Ślizgonowi szeroki uśmiech, a Malfoy odwzajemnił gest.
            Hermiona odsunęła się od matki, składając szybki pocałunek na policzku ojca. Wróciła do swojego chłopaka i chwyciwszy go za rękę, oczekiwali na reakcję rodziców kobiety.
            - Mamo, tato, poznajcie Draco.
            Jean podeszła do Malfoy’a i przytuliła go. Chłopak odprężył się w jej objęciach. Czuł, jakby przytulała go jego własna matka, która nigdy nie była skora do takich gestów. Odsunęli się od siebie dopiero po chwili. Thomas wyciągnął dłoń do Ślizgona, mocno ją ściskając.
            - Witaj w rodzinie, Draco – powiedział ojciec szatynki, podchodząc do swojej żony i obejmując ją czule w pasie.

*

            Trzy miesiące po tym, jak zaczęli się spotykać, Hermiona uznała, że nadeszła pora, by powiedzieć o swoim ukochanym przyjaciołom. I o ile była spokojna, wiedząc, że Ginny przyjmie tę wiadomość z radością, nie była tego pewna, gdy chodziło o Harry’ego i Rona.
            Wiedziała, że uraza Draco do jej najlepszych przyjaciół (i wzajemnie) była wręcz legendarna. Zamiast mugolskiego „jak pies z kotem”, w Hogwarcie mówiono „jak Malfoy z Potterem”. Postanowiła jednak nie przejmować się, myśląc, że dawne urazy teraz, po kilku latach od skończenia szkoły, już dawno minęły. Dlatego właśnie, w trakcie rozmowy chłopaków i Ginny, którzy debatowali na temat drużyn Quidditcha, które miały szansę w tym sezonie zdobyć puchar, wtrąciła „Umawiam się z Malfoy’em”.
            Reakcja Harry’ego i Rona była zaskakująca. Przez chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza, a atmosfera stała się tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
            - Ty… - zaczął Potter, z brwiami uniesionymi ze zdziwienia tak wysoko, że niemal dotykały czarnych włosów. Hermiona zagryzła wargę. Oczekiwała nieco łagodniejszej reakcji przyjaciół. Po ich minach mogła jednak poznać, że nic z tego – stare rany zadane chłopakom przez Draco wcale się nie zagoiły.
            - Umawiasz się… - kontynuował Weasley, a jego policzki przybrały barwę wściekłego szkarłatu.
            - Z MALFOY’EM?! – zawyli chórkiem, wymieniając zezłoszczone spojrzenia między sobą. Ich wzrok w końcu spoczął na szatynce, która aż się skuliła, widząc żal w ich oczach.
            - Przecież Malfoy to… Malfoy! – krzyknął Harry. Hermiona zmrużyła oczy, spoglądając na bruneta ze złością.
            - Właśnie. Draco to Draco. Kocham go i pragnę, abyście to zaakceptowali. Jeżeli naprawdę jestem waszą przyjaciółką, będziecie przynajmniej go tolerować. Nie jest idealny – zrobił w swoim życiu wiele złego, ale nie robił tego z własnej woli, uwierzcie mi – Ron przerwał Granger, prychając głośno i podważając słuszność jej słów. Szatynka zaczęła tłumaczyć, a jej oczy ciskały błyskawice. – Gdybyś ty, Ronaldzie, był zmuszany przez własnych rodziców do bycia Śmierciożercą, przeciwstawiłbyś im się? Gdyby przez całą młodość wpajano ci pewne ideały, potrafiłbyś je porzucić? My wiedzieliśmy, że Voldemort to zło. Draco nie dostał tej szansy.
            W tym momencie wzrok dziewczyny się zmienił – ze złości na ciche błaganie. Chciała, by przyjaciele chociaż spróbowali ją zrozumieć.
            - Miłość nie wybiera, prawda? – Hermiona uśmiechnęła się do Ginny, która postanowiła w końcu zabrać głos. – Jeżeli dzięki niemu jesteś szczęśliwa, to jestem w stanie go akceptować. Zasługujesz na kogoś, kto naprawdę cię pokocha. Jeżeli tą osobą jest Draco, cieszę się z twojego szczęścia.
            Granger spojrzała w mądre, orzechowe oczy przyjaciółki i mocno ją przytuliła, dziękując jej gestem za wsparcie.
            - Może nie będzie mi łatwo go polubić, jednak jestem w stanie go tolerować, Herm – mruknął Harry. Ron tylko pokiwał głową.
            Szatynka odetchnęła z ulgą, posyłając przyjaciołom ciepły uśmiech. Była wdzięczna Merlinowi, że otaczali ją tak wspaniali ludzie, którzy byli w stanie wyrzec się własnych uprzedzeń dla jej szczęścia.

*

            Minął miesiąc, zanim wreszcie wyznali sobie miłość.
            Ten dzień był pochmurny i deszczowy. Krople leniwie osuwały się w dół szyb, zostawiając za sobą ścieżki.
            - Wstajeeeeemy! Malfoy, przed nami piękny dzień, pełen przygód! Już, już, wygrzebujemy się z łóżeczka!
            Draco uchylił jedno oko, jednak powieka ponownie ugięła się pod ciężarem porannej grawitacji. Jęknął w duchu. W ciągu tej krótkiej chwili, gdy patrzył na świat, zdołał dostrzec pluchę i szyby pełne wzorów z kropli. Wcale mu się nie śpieszyło, by wyjść z mięciutkiego, ciepluśkiego łóżeczka. A ta nienormalna kobieta, jego kobieta, krzyczała mu nad głową coś o pobudce.
            Była sobota, siódma rano. Litości! Świt! Zawsze przypuszczał, że o tak wczesnej godzinie jeszcze nawet Słońce nie wstaje i, o proszę, miał rację. Nawet tej gwieździe nie chciało się zrywać o tak szatańskiej godzinie, wolało zasłonić się chmurami i jeszcze chwilę podrzemać. W tym momencie była to również cicha prośba Draco – błaganie by zasnąć i nie słyszeć dłużej zrzędzącego głosu Granger.
            - Wiedziałeś, że Hogwart zaatakowała plaga jednorożców? Mówię ci, te stworzenia są wszędzie!
            Draco mruknął coś potakująco, zakrywając głowę poduszką. Granger jednak bezdusznie uklęknęła przy łóżku, by kontynuować swój monolog na tyle głośno, by jej ukochany nie przegapił ani jednego słowa z fascynującej jakże wypowiedzi.
            - A w ministerstwie ogłosili ustawę, że każdy, kto się stawi w gabinecie Umbridge i wypowie hasło „Nie lubię kotów” dostanie worek galeonów z twojego skarbca.
            Blondyn znów tylko mruknął, nie wykazując większego zainteresowania treścią wykładu szatynki. Hermiona przewróciła oczami.
            - Kocham cię – zaryzykowała stwierdzenie, przygryzając wargę. Już od dawna chciała mu to powiedzieć. I tak nie słuchał, więc mogła wyznać mu prawdę, czuć się lżej na sumieniu, a jednocześnie Malfoy i tak dalej nie będzie zdawać sobie sprawy z jej uczuć.
            Słysząc wyznanie, Draco natychmiast podniósł się do pozycji pionowej.
            - Co ty powiedziałaś, Granger?
            - Kocham cię – jej głos był niewiele głośniejszy od szeptu. Nie patrzyła na niego, lecz na ramę łóżka, która jeszcze nigdy nie wydawała jej się tak ciekawa.
            Blondyn przekrzywił głowę, wyglądając niesłychanie uroczo z zaspanymi oczami i rozwichrzonymi włosami.
            - Wiesz, Granger, ja ciebie też – opadł z powrotem na poduszki i ponownie zamknął oczy.
            Tym razem jednak nie spał sam. Hermiona, z myślą „a niech to diabli!” zrezygnowała z planów na przedpołudnie i położyła się obok swojego chłopaka, wtulając głowę w zagłębienie jego szyi i przymykając powieki.


*

            Gdyby nie ich wybuchowe charaktery, może ich pierwszy pocałunek wyglądałby nieco inaczej. Hermiona wyczekiwała momentu, w których ich usta wreszcie się zetkną z niecierpliwością. Spotkali się już kilka razy, dobrze im się rozmawiało, na jego widok w żołądku kobiety pojawiały się te dziwne motylki. Była pewna, że Draco to ten mężczyzna, z którym chce spróbować dzielić swoje smutki i radości. I nie była pewna, lecz w głęboko w jej sercu kryła się iskierka nadziei, że może Ślizgon myśli w podobnej kategorii o niej…
            I choć ich uczucie było rodem z bajki, ich pierwszy pocałunek zdecydowanie tak nie wyglądał.
            - Malfoy, ty kretynie, naprawdę przypaliłeś jajecznicę? Tego nie da się zepsuć!
            Draco prychnął, unosząc lewą brew do góry i spoglądając na kobietę, która opierała się o szafki w jego kuchni i przyglądała jego wysiłkom.
            - Jak widzisz, jednak się da – mruknął pod nosem.
            - Jesteś idiotą.
            - Hej, nie wiedziałem, że to powinno się mieszać, dobra? Nie jestem tak idealny jak ty, panno Wiem-Wszystko-Co-Tylko-Napisano-W-Książkach!
            - Ej! Nie jestem wcale przemądrzała i nie wiem wszystkiego!
            - Ohoho, co to się dzieje, czyżby panna Granger przyznała się właśnie do braku wiedzy? Merlinie, co się dzieje z tym światem!
            - Przestań, kretynie!
            - Jak zawsze perfekcyjna, zbawczyni świata, przyjaciółeczka Grzmotera i Wieprzleja, poukładana Gryfoneczka! Panienka Poświęcę-Życie-Dla-Innych-Bo-Jestem-Taka-Dobroduszn… hpfu!
            Słowa Malfoy’a zlały się w niewyraźne mruknięcie, gdy Hermiona ujęła go za kark i, stając na palcach, złączyła swoje usta z jego. Nieśmiało musnęła jego dolną wargę, z rozkoszą wdychając zapach chłopaka, którego kochała.
            Ten pocałunek był ich pierwszym. Pierwszym z wielu. Była w nim magia, której nie można opisać słowami. Gdy wreszcie odsunęli się od siebie, chcąc zaczerpnąć powietrza, Granger spojrzała w szaroniebieskie tęczówki i uśmiechnęła się. Malfoy odwzajemnił gest, wykrzywiając usta w grymasie.
            - Lubię smak twoich ust – powiedział, obserwując, jak na policzki Gryfonki wkraczają urocze rumieńce.
            Tamtego wieczoru oficjalnie stali się parą.

*
            Pracowali ze sobą już od miesiąca i granice ich nienawiści zaczęły stopniowo się zacierać. Gryfonka nie chciała przyznać nawet przed samą sobą, że zaczęła postrzegać Ślizgona w nieco inny – bo pozytywny – sposób.
            Flirtowali ze sobą, co nie pozostało niezauważone przez pracowników biura, którzy kwitowali to zszokowanymi spojrzeniami. A sami zainteresowani zdawali się tym nie przejmować, pogrążając się w swoim własnym świecie czułych gestów, muśnięć dłoni, nieśmiałych spojrzeń.
Hermiona bardzo pragnęłaby powiedzieć, że zaproszenie na randkę z Draco przyjęła z godnością, nonszalancko kiwając dłonią i mówiąc: „poczekaj, tylko sprawdzę w kalendarzu, kiedy mam wolny termin; może sobota?”. Niestety, nic podobnego się nie wydarzyło. Gdy usłyszała pytanie: Granger, umówisz się ze mną?, zemdlała. Tak po prostu osunęła się na ziemię, witając słodki niebyt.
            Draco spojrzał na nieprzytomną Gryfonkę w swoich ramionach, wzruszając ramionami. No cóż. Nie po raz pierwszy kobieta mdlała w jego obecności. To czasem się zdarzało, po prostu oślepiał je jego blask. Przerzucił ją sobie przez ramię, wynosząc z pomieszczenia.
            - Granger, jeżeli nic nie powiesz, uznam, że się zgadzasz. Tak więc, Hermiono, czy pójdziesz ze mną na randkę?
            Jak łatwo się domyślić, Gryfonka nie odpowiedziała, nadal pozbawiona świadomości.
            - Cudownie. W takim razie w piątek, o osiemnastej. Pasuje, prawda? Przyjechać po ciebie? Nic nie mówisz? Czyli tak. Dobrze. Jesteśmy umówieni.

*
            - Mam współpracować z NIM? Chyba sobie żartujesz – prychnęła szatynka, patrząc na przyjaciela oburzonym wzrokiem. Minister magii, zwany też czasem Chłopcem, Który Przeżył, tylko przewrócił oczami. Malfoy prychnął lekceważąco, okazując swoje niezadowolenie.
            - Nie musicie się uwielbiać. Wystarczy, że będziecie się tolerować To tylko jedno zlecenie, przecież chyba się nie pozabijacie – pewność w głosie Harry’ego nagle przycichła, gdy zobaczył mordercze spojrzenia, które ta dwójka wymieniała między sobą. Zachichotał nerwowo, wycofując się i chowając za drzwiami swojego gabinetu.
            - Od czego zaczynamy, wspólniczko? – wysyczał Draco. Pracę jako auror traktował bardzo poważnie. To dzięki niej czuł, że nadal była dla niego szansa na zbawienie. To dzięki niej mógł odkupić swoje błędy. To dzięki niej czuł się wartościowy, potrzebny, niezastąpiony.
A teraz Granger, ta uparta Gryfonka, która zawsze miała więcej szczęścia niż rozumu, miała stać się jego towarzyszką i pomóc mu rozwiązać pewną trudną sprawę. Parsknął śmiechem. Sam doskonale dałby sobie radę lecz nie, Potter wiedział lepiej!
            - Ustalmy coś, Malfoy. Nie zamierzam dopuścić do tego, by przez to zlecenie moja reputacja, na którą pracowałam tyle lat, legła w gruzach. Zamierzam znaleźć tych Śmierciożerców i dopilnować, by każdy, do ostatniego, zgnił w Azkabanie. Nie pozwolę ci zrujnować mojej opinii, więc nawet tego nie próbuj. - mruknęła Hermiona, mierząc go przeciągłym spojrzeniem.
            Draco wykrzywił twarz w grymasie, który, choć miał być przyjazny, z uśmiechem nic wspólnego nie miał.
            - Widzę, że się dogadamy, Granger.

*

            To był jeden z najzwyklejszych poniedziałków, gdy Hermiona wchodziła do swojego biura, trzymając w rękach akta najnowszej sprawy oraz kubek kawy. Uniosła filiżankę, pragnąc wypić kolejny łyk zbawczego napoju, gdy poczuła mocne popchnięcie i upadłaby na podłogę, gdyby nie mocny uścisk męskich ramion na jej biodrach. Krzyknęła cicho, czując jak gorący płyn rozlewa się na jej śnieżnobiałą bluzkę, barwiąc ją na ciemnobrązowo.
            - Cholera, to była moja ulubiona bluzka! – jęknęła, odsuwając się od tajemniczego nieznajomego. Zbyt zajęta próbą wytarcia z ubrania plam chusteczką higieniczną, nie zwróciła uwagi na twarz przyczyny wypadku, na której gościł tak dobrze jej znany, kpiarski uśmiech.
            - Chyba powinnaś ją zdjąć, Granger. Nie krępuj się, nie będę podglądał – Gryfonka zamarła, słysząc tak dobrze znany jej głos. Uniosła wzrok, napotykając na swojej drodze spojrzenie szaroniebieskich tęczówek. Czując, jak dotyk dłoni Malfoy’a pali jej biodra, odsunęła się o kilka kroków, mrużąc oczy ze złością.
            - Co ty tu robisz, Śmierciożerco? – wysyczała, czując, jak na jej twarz wstępują rumieńce.
            - Pracuję – odpowiedział ze stoickim spokojem, choć w głębi duszy podskakiwał z uciechy. Spotkania po latach były takie śmieszne! Przygryzł wargę, patrząc na bluzkę kobiety, która przesiąkła materiał, mocno przylegając do skóry szatynki i podkreślając jej kształty. Mruknął zadowolony. Było na czym zawiesić oko!
            Ostatni raz widział ją w dniu, gdy skończyli naukę w Hogwarcie. Choć miała osiemnaście lat i jej figura była zaiste zachwycająca, to te worki, które nosiła, kompletnie zakrywała jej atuty. Musiał czekać osiem lat, by wreszcie je ujrzeć.
            - Żartujesz sobie? – prychnęła. To musiał być żart. Malfoy był po drugiej stronie barykady! Był wrogiem, złoczyńcą, bandytą!
            - Jestem aurorem, słoneczko. Tak jak ty. Może nawet kiedyś zostaniemy zmuszeni do współpracy, księżniczko?

*

            10 października 1998 roku był dniem przełomowym w życiu Draco Malfoy’a. Był uczniem szóstej klasy Hogwartu i choć miał przed sobą całą młodość, czuł, że przegrał własne życie.
            Siedział w sowiarnii z głową ukrytą w dłoniach, próbując zrozumieć, co jest dobre, a co złe. W jego głowie panował mętlik. Wziął głęboki wdech, próbując uspokoić trzęsące się dłonie.
            To już jutro. Jutro miał się stać oficjalnym Śmierciożercą.
            Lecz on wcale nie pragnął takiego losu. Jedyny problem tkwił w fakcie, że nikt nie spytał go o zdanie.
            Czuł, jak szczypią go oczy. Chciał płakać, lecz chyba nie był już do tego zdolny. To wymagałoby uczuć, a on był głazem, wypranym z uczuć robotem, zdolnym jedynie do zabijania.
            I wtedy zobaczył ją. Przechadzała się po błoniach, zasłuchana w powiew wiatru, który rozwiewał jej włosy. Uśmiechnął się lekko, widząc, jak rękami próbuje odgarnąć wpychające się do oczu brązowe kosmyki. Była taka inna od wszystkiego, co go otaczało. Beztroska, urocza, radosna. Jego oczy zabłysły, gdy zobaczył, jak, nieświadoma jego obecności, zaczęła tańczyć w deszczu, unosząc dłonie w stronę nieba.
            Hermiona Granger była zagadką.
            I była wolna.
            Mogła robić co chciała, nawet tańczyć w deszczu. Mogła krzyczeć, biegać, śmiać się.
            To ona stała po właściwej stronie, nie on.
            Zacisnął mocno pięści, opierając się o kamienny parapet. Przyłożył czoło do chłodnej ściany, przymykając powieki.
            Podjął decyzję.

*
           
            Draco podniósł się do pozycji siedzącej, oddychając spazmatycznie. Jego dłonie nadal się trzęsły po niedawnym koszmarze. Gdy jego oczy przystosowały się do panującej wokół ciemności dostrzegł, że jest w swoim dormitorium w Hogwarcie. Na sąsiedniej pryczy głośno chrapał Zabini, a gdzieś w rogu pokoju spali Crabble i Goyle.
            Zerknął na stojący na szafeczce kalendarz, wskazujący datę 9 października 1998 roku.
            Znowu był szóstoklasistą.
            Nie podjął jeszcze wyboru. Nadal był tym złym.
            Czuł, że ten sen był pewnego rodzaju przepowiednią, dzięki której zobaczył, jak będzie wyglądało jego życie po przejściu na drugą stronę. Zrozumiał, że czeka go radość, śmiech, miłość, lecz także ból. Wiedział, jak spotka Granger, zdawał sobie sprawę z tego, jak dojdzie do ich pierwszego pocałunku. Uśmiechnął się na wspomnienie tej chwili. W tym śnie wszystko było takie realne!
            Wiedział, że gdy podejmie wybór czeka go także ból, złamanie serca, cierpienie.
            Wiedział to, lecz był gotowy podjąć ryzyko.
            Czuł, że będzie warto. Że ta dziewczyna, Hermiona, zmieni jego życie diametralnie. Poprzewraca ułożony porządek.
            Był gotowy na swoją przyszłość, na swoje szczęście, na lepszy los.
            I był pewien, że tym razem nie pozwoli Granger odejść.



18 komentarzy:

  1. Bardzo zaskakująca miniaturka. Muszę przyznać, że miałam łzy w oczach, kiedy czytałam o ich rozstaniu. Później te łzy zostały zastąpione uśmiechem w miarę dalszego czytania tekstu. Gratuluję tak sprytnej manipulacji uczuciami czytelnika.
    Cieszę się, że ukazałaś dylemat Draco. Dwie drogi, które mógł wybrać. To jest po prostu fantastyczne.
    Pozdrawiam serdecznie,
    la_tua_cantante_

    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Holi szit! (angielski tak bardzo rozszerzony) <3
    Jeszcze nigdy nie czytałam takiej wspaniałej miniaturki, a przeczytałam naprawdę sporo. Genialnym pomysłem było przedstawienie tego własnie w ten sposób- od najbliższego współczesności wydarzenia do najstarszego.
    Po prostu piękna historia.

    Ściskam, em.

    potterowskie-co-nieco.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna miniaturka :)
    Podobało mi się jak przeskakiwałaś do różnych fragmentów, a najbardziej spodobał mi się moment, kiedy Hermiona budziła Draco :)
    Mam tylko jedną sprawę, ale może mi się coś pokręciło: 1998 to chyba był rok bitwy o Hogwart, a nie szóstej klasy, jak nie to przepraszam :)
    Pozdrawiam
    Cassandra

    kocham-cie-dwa-male-slowa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialna miniaturka.
    Cudowne zakończenie.
    Podobało mi się, że cofałaś się w czasie swoją opowieścią.
    Niektóre teksty bohaterów i ich przemyślenia były niesamowite.
    miłość krok po kroku-cudowne.
    Podobało mi się ostatnie stwierdzenie Draco.
    Cudowna historia.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniała miniaturka!
    Ten ich pierwszy pocałunek...dla mnie był idealny.
    A zakończenie, to już wg było genialne! Za żadne skarby nie przewidziałabym czegoś takiego :)
    Świetnie piszesz! :)
    Jestem tu po raz pierwszy,ale wydaje mi się, ze zostanę tu na dłużej :>

    OdpowiedzUsuń
  6. zajebista miniaturka !
    Idealnie przeprowadzona akcja ;)
    Przemyślenia bohaterów były niesamowite!

    So.. This is very amazing <3 !!


    Pozdrawiam,
    Jane Volturi-Clearwater

    Ps. U mnie Nowy Rozdział się pojawił !! Zapraszam !!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój Blog: http://thetwilightsaga-forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Nir mogę tego określić inaczej...
    Zajbista miniaturka!
    Świetny pomysł, tym razem Malfoy nie spieprz sprawy ;)
    Czekam na coś nowego.
    Doskonale rozumiem Twoja sytuacje,bo jestem w podobnej o ile nie takiej samej.
    Nie mam czasu niemalże na nic.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piona! Idąc do liceum nie sądziłam, że będzie aż tak ciężko. No ale cóż. Za 285 dni wakacje! :)

      Pozdrawiam, Vilene

      Usuń
  9. Świetne! Bardzo mi się podobało :) czekam na więcej. :)

    ~~Agnes~~

    OdpowiedzUsuń
  10. omg! To był sen. no mam takie zdziwko jakich mało :3 super miniatura :)
    Ann

    OdpowiedzUsuń
  11. Supi, supi, supi! Końcówką mnie strasznie zaskoczyłaś, nie spodziewałam się, że Malfoy'owi to się przyśniło. Może w śnie nie wykorzystał swojej szansy, ale może wykorzysta ją w prawdziwym świecie?
    Ucz się pilnie, czekam na cokolwiek, bylebyś coś napisała.

    M

    OdpowiedzUsuń
  12. Ach! Cudo! Skojarzyl mi sie pewnien film "Nieodwracalne". Wlasciwie rozni sie wszystkim, ale laczy go to, ze akcja rowniez dzieje sie w pewnym sensie od tylu. Uwielbiam takie rozwiazanie.
    Bardzo mi sie podobalo!
    Czekomlekolada

    OdpowiedzUsuń
  13. Naprawdę bardzo dobra miniaturka. Pisz ich więcej, masz fajne pomysły ;).

    OdpowiedzUsuń
  14. Fantastyczne!!! Na takie miniaturki warto czekac. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  15. Powiem tylko trzy słowa
    ,,To jest świetne!!!"
    Życzę weny i powodzenia w nauce
    #Lucy

    OdpowiedzUsuń
  16. http://wladcy-marmurowego-aniola.blog.pl/
    zapraszam na bloga i gorąco go polecam. Nie jestem jego autorką , ale pomysł i notki ktòre sa tam umieszczane są poprostu super ! :) Po przeczytaniu bardo prosze o komentarze, żeby autorka wiedziała że ma dl kogo pisać :*
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń