Cześć Myszki! :3
Nie potrafię zrozumieć, jak działa natchnienie. Kiedy są wakacje i mam mnóstwo wolnego czasu, weny po prostu nie ma. Ucieka gdzieś, wyjeżdża na wakacje. A gdy wracam do szkoły i mam zadane pięć tysięcy zadań, wtedy nagle powraca i woła, żeby pisać.
Fuck logic, naprawdę.
Dziękuję wszystkim 28 osobom, które w ciągu tych niecałych dwóch miesięcy skomentowały epilog KoS. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dziękuję, że byliście i mam nadzieję, że nadal tu jesteście, że o mnie całkiem nie zapomnieliście. :)
Misie, chciałabym wyjaśnić jeszcze jedną sprawę. To, że wróciłam z miniaturką nie oznacza, że powracam do regularnego dodawania postów. Po pierwsze, nie mam pomysłu na kolejne opowiadanie, więc póki co będę pewnie (o ile w ogóle!) publikować miniaturki. Mam mnóstwo zaczętych, lecz nie skończonych one-shotów, którymi chciałabym się w przyszłości z Wami podzielić.
Drugim problemem jest brak czasu. Zaczęłam liceum, dość dobre liceum, które wiele wymaga oraz do którego dojeżdżam w sumie około dwóch godzin dziennie. Często, gdy wracam, jestem zbyt zmęczona, by oddychać, nie mówiąc już o pisaniu. ;_;
Będę się starać co jakiś czas wrzucać coś na bloga, gdyż nie chcę, by dłużej był zawieszony, ale błagam Was o cierpliwość i wyrozumiałość.
Mimo wszystko, zapraszam Was do czytania i mam nadzieję, że miniaturka Wam się spodoba. Proszę o komentarze z opiniami. Nie wstydźcie się, piszcie, co uważacie! :)
Kocham Was bardzo, bardzo mocno, nigdy o tym nie zapominajcie.
PS. Rozdział jest niezbetowany. Gdy uda mi się nawiązać współpracę z betą, wstawię poprawioną wersję.
:)
PS2. Mam nadzieję, że zrozumiecie koncepcję tej miniaturki oraz jej zakończenie.
Draco
Malfoy nie rozumiał, dlaczego ludzie w ogóle się zakochują. Nigdy nie pojął,
jak można darzyć drugą osobę uczuciem tak mocno, by być w stanie zrobić dla
niej wszystko. Nie wiedział, jak to jest, być przy kimś w dobrych i złych
chwilach, wpierać, opiekować się. Kochać.
Nie
rozumiał, dopóki sam tego nie doświadczył.
Hermiona
Granger była perfekcyjna.
Dla niej
byłby gotów zdobyć gwiazdkę z nieba, gdyby tylko tego zapragnęła. Zaprzyjaźnił
się z Weasley’em, bo tego chciała. Starał się pracować nad swoim ślizgońskim
charakterem.
Mógłby zrobić wszystko, byle
tylko ona była szczęśliwa.
Mógłby, ale
ona tego nie chciała.
Teraz
siedział sam, popijając ognistą whiskey, patrząc w zamyśleniu na gwiazdy, które
kiedyś byłby gotów jej ofiarować. Nie płakał – chyba po prostu nie był do tego
zdolny. Cierpienie można jednak przeżywać inaczej. W jego wypadku ból
przejawiał się obojętnością, pustką.
To słowo
chyba najlepiej określało jego odczucia. Jego życie było puste, dopóki jej nie
poznał. Zaczarowała jego świat swoim uśmiechem, ciepłymi słowami, dotykiem
delikatnych dłoni. A gdy odeszła, zostawiła go samego, znów została tylko
obojętność.
A przecież
ją kochał.
Może nie
umiał tego dostatecznie ukazać? Wiedział, że nie był idealnym partnerem – nie
dawał jej kwiatów i wyśmiał by każdego, kto zaproponowałby, żeby recytował
wiersze pod jej balkonem. Nie był księciem na białym koniu, ale przecież się
starał. Próbował. Nie był idealny, ale dzięki niej czuł, że może wszystko.
Rzucił
szklanką o ścianę, patrząc, jak rozbija się na miliony kawałków, jak jego świat
w chwili, gdy zniknęła za drzwiami, po raz ostatni szepcząc ciche „żegnaj”.
Jej miłość
była dla niego narkotykiem, od którego szybko się uzależnił. Gdy zostały mu
zabrane kolejne działki, wszystko straciło sens.
Nie umiał
już nawet liczyć na to, że ona wróci. Wyprowadziła się. Odeszła. Nie wróci. Wiedział, że tak się nie stanie.
To był
koniec.
*
Usłyszał,
jak trzaskają drzwi, prowadzące do ich wspólnej sypialni. Widział, jak Hermiona
pakuje walizki, niedbale wrzucając do nich jak najwięcej rzeczy.
To nie był
koszmar. To była koszmarna rzeczywistość.
- Nie –
jęknął cicho, widząc, jak jej wzrok omiata drzwi. Chciała jak najszybciej wyjść.
Już nie
pragnęła go w swoim życiu.
- Sam tego
chciałeś, Draco – szepnęła, a w jej oczach dostrzegł łzy. Pragnął tylko ją
przytulić, otrzeć słone krople i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Ale nie
mógł. Nie mógł, bo są rzeczy, których raz zepsutych nie da się już naprawić.
Powinien ją
wołać i błagać na kolanach, by wróciła, ale był Draco Malfoy’em – był na to
zbyt dumny.
- No więc…
żegnaj, Draco – powiedziała Gryfonka, zapakowawszy już wszystkie swoje bagaże.
Skierowała swoje kroki jeszcze tylko do łazienki – Draco dobrze wiedział, że
trzyma tam swoją szczoteczkę do zębów w kształcie żyrafy (podobno innych nie
było w sklepie, dobre sobie!).
Nie
patrzyła na niego. Wzrok miała utkwiony gdzieś w podłodze. Była smutna, mógł to
zauważyć, przecież znał ją tak dobrze. Wiedział, że cierpi, gdy przygryza swoją
wargę, ze wszystkich sił próbując się nie rozpłakać.
Jego też
bolało.
- Hermiono,
nie…
Wyszła,
zanim dokończył zdanie. Wiedziała, że gdyby błagał ją o zostanie, uległaby mu,
a on kłamał. Tak naprawdę nie pragnął jej obecności. Przecież sam powiedział
jej to w dniu zerwania, przecież to właśnie o to się pokłócili…
A w złości
człowiek mówi prawdę. Nie kontroluje swoich słów, przytłoczony emocjami, lecz
mówi prawdę.
*
- Czy tobie
jeszcze w ogóle na mnie zależy? – w jej głosie słyszał ból. Wiedział, że
cierpi. Jej tęczówki nie były jak zwykle rozjaśnione iskierkami szczęścia –
czekoladowy brąz stopił się w dwie czarne dziury. Mrugnęła, pragnąc odpędzić
napływające do oczu łzy. – Czy zauważyłbyś, gdybym odeszła?
Zirytował
się. To, że nie ukazywał swoich uczuć słowami nie znaczyło, że jej nie kochał.
Po prostu nie lubił afiszować się ze swoimi myślami. To był pewnie jeden ze
zwyczajów, który pozostał mu po karierze Śmierciożercy. Przywykł do słuchania i
bezmyślnego wykonywania rozkazów, nie debatowania o nich, deklarowania swojego
zdania. Taki po prostu był. Krył wszystko w sobie, nie ujawniając tego światu.
- Granger,
nie irytuj mnie – warknął. Hermiona odwróciła głowę, podnosząc się z kanapy, na
której dotychczas siedziała, by wyjść z pokoju. Zerwał się z fotela, chwytając
ją za przedramię i przyciągając do siebie.
- O co ci
chodzi? – spytał. Gryfonka uniosła głowę tylko na ułamek sekundy, lecz
wystarczyło to, by dostrzec, że jego oczy przesycone są złością.
- Mam
wrażenie, że tylko ci zawadzam, Draco – szepnęła, starając się niezauważalnie
obetrzeć kilka nieposłusznych kropel, którym udało się uwolnić spod jej powiek.
– W twoim życiu jestem jedynie bezbarwnym, lecz zagradzającym drogę cieniem.
Przeszkadzam ci w karierze, musisz poświęcać mi swój czas, zawadzam moimi
prośbami, ciągle cię denerwuję. Byłoby lepiej, gdybym odeszła…
Zamarł.
Chciał wykrzyknąć „nie!”, chciał błagać ją na kolanach, by została, bo on nie umie bez niej żyć. Stał jednak
bezradnie, a jego usta wypowiedziały cichym tonem słowa, które zniszczyły
wszystko, co udało mu – im- się zbudować przez ostatnie trzy lata.
- Może masz
rację.
Coś
trzasnęło i Draco pomyślał, że słyszy trzask własnego, łamanego serca. Chociaż
sam już wątpił, czy posiada taki narząd, odpowiedzialny za miłość.
Ten organ chyba wyprowadził się
razem z nią, dokładnie dzień później.
*
W
poniedziałkowy poranek, tydzień przed kłótnią, Hermionę obudził magofon.
Jeszcze nie do końca rozbudzona, odebrała, mrucząc coś w stronę różdżki, która
teraz przybrała postać słuchawki.
- Taak?
- Obudziłem
cię? – od razu poznała ten głos. Uśmiechnęła się szeroko. Na Merlina, jak ona
za nim tęskniła.
Draco
wyjechał dokładnie dwa tygodnie temu. Niby nic ważnego – miał do załatwienia
jakiś interes, pewien kontrakt do podpisania. Nie sądzono, że jego podróż zajmie
więcej czasu niż kilka dni, jednak z powodu komplikacji wszystko się
przedłużyło i rozłąka okazała się dłuższa, niż Hermiona przypuszczała.
- Kiedy
wracasz? – spytała, słysząc w odpowiedzi westchnięcie swojego ukochanego. Mogła
wyobrazić sobie, jak właśnie przebiega palcami po swoich włosach, mierzwiąc je.
- Mam
nadzieję, że już niedługo. Jestem zmęczony, a ci nadęci inwestorzy wszystko
komplikują. Chcę tylko jeden podpis, na Merlina.
Hermiona
pokiwała głową, dopiero po chwili przypominając sobie, że mężczyzna i tak nie
zobaczy gestu. Wyczuwała w jego głosie, że faktycznie był wykończony. Nawet nie
silił się na sarkazm, co, o zgrozo, w przypadku Draco Malfoy’a było niemalże
objawem śmiertelnej choroby.
- Tęsknię
za tobą, wiesz? – mruknęła. – Bez ciebie jakoś tak zimno w łóżku wieczorem, no
i nie…
- Przyznaj
Granger, po prostu brakuje ci mojego boskiego ciała, służącego ci jako
poduszka, umięśnionych ramion, chroniących cię przed złem całego świata… -
wtrącił się w zdanie blondyn.
- No i nie
mam z kim porozmawiać.
- Porozmawiać? Tak to się teraz nazywa?
- Udam, że
nie wiem, co insynuujesz.
- Granger,
to może, kiedy już wrócę, zechcesz ze mną porozmawiać?
- Jeszcze
jedno słowo, erotomanie, a odgrodzę twoją połowę łóżka taśmą policyjną.
- Też cię kocham, skarbie.
*
- Granger,
wytłumacz mi po raz kolejny zasadniczą różnicę
pomiędzy jasnym zielonym a dojrzałą limonką, bo naprawdę nie potrafię tego
pojąć.
Hermiona
tylko westchnęła, odkładając na półkę kolejną puszkę farby. W myślach
stwierdziła, że kupi barwnik i pomaluje mieszkanie, gdy Draco wyjedzie na
kilkudniową delegację za niecały miesiąc.
Zgodziła
się z nim zamieszkać. Była pewna swojej decyzji. Pragnęła mieć go przy sobie
zawsze, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Spotykali się już od ponad roku,
więc sądziła, że najwyższy czas, by w końcu zrobić ten krok.
W mieszkaniu Draco planowała
jednak zaprowadzić kilka zmian. Na Merlina, ten apartament potrzebował kobiecej
ręki!
Draco
przewrócił oczami. Choć remont wcale mu się nie uśmiechał (szczególnie, że
Hermiona upierała się, by przeprowadzić go w sposób całkowicie mugolski!), był gotów
poświęcić swój spokój ducha, byle kobieta była szczęśliwa. W końcu uległ na jej
błagalne spojrzenie godne najsłodszego szczeniaka i zgodził się na przemalowanie
tych kilku ścian. Zdawało mu się, że będzie to niezła zabawa. Jak na razie
jednak cierpiał, zmuszony do wybrania jednego koloru z tysięcy, których nazw
nie dało się nawet normalnie przeczytać. Kto to wymyślał? Błękitny błękit, zielona
zieleń. Litości!
- Graaanger
– jęknął, przysuwając się do szatynki tak, że jego klatka piersiowa naparła na
jej plecy. Nie zareagowała, więc dmuchnął jej na kark ciepłym powietrzem.
Zadrżała. Zachwycony jej reakcją przesunął wzdłuż ramienia kobiety palcami,
koniec końców chwytając jej dłoń w swoją. – Chodźmy już do domu.
- Draco,
zachowujesz się jak dziecko – rzuciła pretensjonalnie, jednak Ślizgon zauważył
wahanie w jej głosie. Uśmiechnął się pod nosem. Zwycięstwo miał w garści.
- No
Granger, prooooszę. Wystarczy, że rzucę odpowiednie zaklęcie i ściany same się
pomalują na jaki tylko kolor zechcesz, a my będziemy mogli w tym czasie robić
coś produktywniejszego.
- Draco!
- Miałem na
myśli… gotowanie obiadu! Tak,
przecież musimy ugotować obiad!
*
Ich
rocznica nie była niezwykłym wydarzeniem. I to nie dlatego, że któreś z nich
zapomniało o tym ważnym dniu czy też nic nie przygotowało. Tego dnia Hermiona
obudziła się z ogromnym bólem głowy, którego nie udało jej się zwalczyć nawet
eliksirem przeciwbólowym.
- Granger?
– Gryfonka jedynie przykryła się szczelniej kołdrą, zagłębiając się cała,
łącznie z głową, w cieplutkim kokonie.
- Granger,
wyłaź spod przykrycia. Przyniosłem ci lekarstwo – myśl o leku była kusząca,
jednak wizja wyjścia spod posłania wcale jej się nie podobała. Zignorowała więc
głos ukochanego, mocniej zaciskając powieki, jakby to miało ulżyć jej w bólu. Zdziwiona
otworzyła oczy, czując, jak jej kokon się otwiera, a do środka wślizguje się
druga osoba.
- Malfoy,
co ty robisz? – spytała, słysząc ciche przekleństwo mężczyzny, który uderzył
głową o ramę łóżka, próbując wygodnie się ułożyć w kryjówce swojej dziewczyny.
- Sprawdzam
czy żyjesz – mruknął w odpowiedzi, przerzucając swoje ramię przez talię
Hermiony i unosząc się na łokciu, tak, by mimo ciemności móc na nią spojrzeć.
Położył dłoń na jej czole, jednak nie wyczuł podwyższonej temperatury.
Zmarszczył brwi. Nie tak wyobrażał sobie ich rocznicę, jednak był z Granger i
to było najważniejsze. Oparł się o ramę łóżka. W kokonie szatynki może i było
ciepło, ale panowała nieopisana duchota. Czuł, że już niedługo zacznie się
dusić, ale co tam, dla Gryfonki był gotów znieść nieprzyjemności.
- Gdzie cię
boli? – spytał cicho, patrząc na kobietę, która ułożyła głowę na jego ramieniu
i przymknęła oczy. Spoglądając na niego z bólem w brązowych tęczówkach,
pomasowała skroń po prawej stronie twarzy. Już chwilę później Draco składał tam
czuły pocałunek, jakby miał nadzieję, że to ulży Hermionie w cierpieniu.
- Draco? –
jej głos był ledwo słyszalny, jednak gdy Ślizgon obrócił głowę w jej stronę,
dostrzegł, że się lekko uśmiecha. Jej oczy, mimo bólu głowy, jej oczy świeciły
się z radością. – Dziękuję, że jesteś.
- Dla
ciebie zawsze, Granger.
*
Draco miał
spotkać rodziców dziewczyny dokładnie pół roku po tym, jak zaczęli się
spotykać. Wizja spotkania przyszłych teściów była dla niego koszmarem, który
śnił mu się przez wiele nocy.
Gdy w końcu
nadszedł ten dzień, w którym miał odwiedzić Granger w jej rodzinnym domu, Draco
był przerażony. Tak zwyczajnie, po ludzku, trząsł się ze strachu. Wiedział, jak
ważni dla szatynki są jej rodzice i zdawał sobie sprawę, że od tego spotkania
zależy przyszłość jego związku. Obawiał się, że Jean go nie zaakceptuje z
powodu jego nieco sztywnego obejścia; wiedział, że nie jest wzorem, jeżeli
chodzi o bycie perfekcyjnym chłopakiem. Nie umiał przytulać Granger przy każdej
okazji czy składać na jej ustach spontanicznych pocałunków, szczególnie w
obecności osób trzecich. Nie przywykł do okazywania swoich uczuć. Hermiona
wiedziała, że ją kochał i to było najważniejsze. Nie czuł potrzeby okazywania
tego na każdym kroku; według niego to właśnie dystans sprawiał, że w każdym
najmniejszym geście, w każdym spojrzeniu w oczy, w każdym muśnięciu dłoni była
magia, której nigdy w życiu nie pozwoliłby odejść.
Wiedział
także, że ojciec Gryfonki uważa, że żaden chłopak nie jest dostatecznie dobry
dla jego małej dziewczynki. I choć chyba każdy tata tak sądzi, Draco obawiał
się braku akceptacji swojego (może) przyszłego teścia.
Hermiona
zachichotała, ujmując dłoń swojego mężczyzny. Widziała w jego oczach czyste przerażenie, którego starał się nie
okazywać. Mimo że jego mina była, jak zwykle, pokerowa i twarz nie wyrażała
żadnych uczuć, to w jego źrenicach była w stanie dostrzec prawdę.
Doskonale
wiedziała, że jej rodzice będą zachwyceni Draco. Mama już od dawna truła jej
kazanie o tym, że powinna przyprowadzić jakiegoś młodzieńca do domu, a Thomas
powtarzał, że najważniejszą rzeczą jest, by chłopak ją kochał. Malfoy darzył ją
uczuciem i było to widać już na kilometr, więc czuła, że stanie się ulubieńcem
taty.
Uśmiechnęła
się pocieszająco do Ślizgona, chwytając mocniej jego dłoń i okręcając się w
miejscu, tak, by teleportować ich na Westminster 80, gdzie mieszkali jej
rodzice. Poprawiła kołnierzyk Draco i pociągnęła go w stronę drzwi.
- Granger,
wiesz, przypomniałem sobie, że mam do załatwienia pewną bardzo ważną sprawę, to
naprawdę nie może czek… - Hermiona zatkała mu usta pocałunkiem, delikatnie
muskając jego wargi swoimi. Ich spojrzenia się spotkały i Gryfonka po raz
milionowy rozpłynęła się, patrząc w jego źrenice.
- Chyba nie
tchórzysz, co, Malfoy? – spytała zadziornie, składając kolejny całus na bladej
szyi mężczyzny. Blondyn podniósł jej dłoń i pocałował po kolei wszystkie kostki
jej palców. – Moi rodzice cię pokochają, Draco.
Pokiwał
głową, lekko się uśmiechając. Podeszli do drzwi i Hermiona otworzyła je z
hukiem.
- Mamo!
Tato! Już jesteśmy! – zawołała. Minutę później z kuchni wypadła niska brunetka,
o głowę niższa od Draco. Trzymała w dłoni chochlę, którą rzuciła na szafkę,
przytulając córkę i mrucząc do niej
słowa powitania. Z do tej pory zamkniętych drzwi wynurzyła się postać
mężczyzny, który posłał Ślizgonowi szeroki uśmiech, a Malfoy odwzajemnił gest.
Hermiona
odsunęła się od matki, składając szybki pocałunek na policzku ojca. Wróciła do
swojego chłopaka i chwyciwszy go za rękę, oczekiwali na reakcję rodziców
kobiety.
- Mamo,
tato, poznajcie Draco.
Jean
podeszła do Malfoy’a i przytuliła go. Chłopak odprężył się w jej objęciach.
Czuł, jakby przytulała go jego własna matka, która nigdy nie była skora do
takich gestów. Odsunęli się od siebie dopiero po chwili. Thomas wyciągnął dłoń
do Ślizgona, mocno ją ściskając.
- Witaj w
rodzinie, Draco – powiedział ojciec szatynki, podchodząc do swojej żony i
obejmując ją czule w pasie.
*
Trzy
miesiące po tym, jak zaczęli się spotykać, Hermiona uznała, że nadeszła pora,
by powiedzieć o swoim ukochanym przyjaciołom. I o ile była spokojna, wiedząc,
że Ginny przyjmie tę wiadomość z radością, nie była tego pewna, gdy chodziło o
Harry’ego i Rona.
Wiedziała,
że uraza Draco do jej najlepszych przyjaciół (i wzajemnie) była wręcz
legendarna. Zamiast mugolskiego „jak pies z kotem”, w Hogwarcie mówiono „jak
Malfoy z Potterem”. Postanowiła jednak nie przejmować się, myśląc, że dawne
urazy teraz, po kilku latach od skończenia szkoły, już dawno minęły. Dlatego
właśnie, w trakcie rozmowy chłopaków i Ginny, którzy debatowali na temat drużyn
Quidditcha, które miały szansę w tym sezonie zdobyć puchar, wtrąciła „Umawiam
się z Malfoy’em”.
Reakcja
Harry’ego i Rona była zaskakująca. Przez chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza,
a atmosfera stała się tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
- Ty… -
zaczął Potter, z brwiami uniesionymi ze zdziwienia tak wysoko, że niemal
dotykały czarnych włosów. Hermiona zagryzła wargę. Oczekiwała nieco
łagodniejszej reakcji przyjaciół. Po ich minach mogła jednak poznać, że nic z
tego – stare rany zadane chłopakom przez Draco wcale się nie zagoiły.
- Umawiasz
się… - kontynuował Weasley, a jego policzki przybrały barwę wściekłego
szkarłatu.
- Z
MALFOY’EM?! – zawyli chórkiem, wymieniając zezłoszczone spojrzenia między sobą.
Ich wzrok w końcu spoczął na szatynce, która aż się skuliła, widząc żal w ich
oczach.
- Przecież
Malfoy to… Malfoy! – krzyknął Harry. Hermiona zmrużyła oczy, spoglądając na
bruneta ze złością.
- Właśnie.
Draco to Draco. Kocham go i pragnę, abyście to zaakceptowali. Jeżeli naprawdę
jestem waszą przyjaciółką, będziecie przynajmniej go tolerować. Nie jest
idealny – zrobił w swoim życiu wiele złego, ale nie robił tego z własnej woli,
uwierzcie mi – Ron przerwał Granger, prychając głośno i podważając słuszność
jej słów. Szatynka zaczęła tłumaczyć, a jej oczy ciskały błyskawice. – Gdybyś
ty, Ronaldzie, był zmuszany przez własnych rodziców do bycia Śmierciożercą,
przeciwstawiłbyś im się? Gdyby przez całą młodość wpajano ci pewne ideały,
potrafiłbyś je porzucić? My wiedzieliśmy, że Voldemort to zło. Draco nie dostał
tej szansy.
W tym
momencie wzrok dziewczyny się zmienił – ze złości na ciche błaganie. Chciała,
by przyjaciele chociaż spróbowali ją zrozumieć.
- Miłość
nie wybiera, prawda? – Hermiona uśmiechnęła się do Ginny, która postanowiła w
końcu zabrać głos. – Jeżeli dzięki niemu jesteś szczęśliwa, to jestem w stanie
go akceptować. Zasługujesz na kogoś, kto naprawdę cię pokocha. Jeżeli tą osobą
jest Draco, cieszę się z twojego szczęścia.
Granger
spojrzała w mądre, orzechowe oczy przyjaciółki i mocno ją przytuliła, dziękując
jej gestem za wsparcie.
- Może nie
będzie mi łatwo go polubić, jednak jestem w stanie go tolerować, Herm – mruknął
Harry. Ron tylko pokiwał głową.
Szatynka
odetchnęła z ulgą, posyłając przyjaciołom ciepły uśmiech. Była wdzięczna
Merlinowi, że otaczali ją tak wspaniali ludzie, którzy byli w stanie wyrzec się
własnych uprzedzeń dla jej szczęścia.
*
Minął
miesiąc, zanim wreszcie wyznali sobie miłość.
Ten dzień
był pochmurny i deszczowy. Krople leniwie osuwały się w dół szyb, zostawiając
za sobą ścieżki.
-
Wstajeeeeemy! Malfoy, przed nami piękny dzień, pełen przygód! Już, już,
wygrzebujemy się z łóżeczka!
Draco
uchylił jedno oko, jednak powieka ponownie ugięła się pod ciężarem porannej
grawitacji. Jęknął w duchu. W ciągu tej krótkiej chwili, gdy patrzył na świat,
zdołał dostrzec pluchę i szyby pełne wzorów z kropli. Wcale mu się nie
śpieszyło, by wyjść z mięciutkiego, ciepluśkiego łóżeczka. A ta nienormalna
kobieta, jego kobieta, krzyczała mu
nad głową coś o pobudce.
Była
sobota, siódma rano. Litości! Świt! Zawsze przypuszczał, że o tak wczesnej
godzinie jeszcze nawet Słońce nie wstaje i, o proszę, miał rację. Nawet tej
gwieździe nie chciało się zrywać o tak szatańskiej godzinie, wolało zasłonić
się chmurami i jeszcze chwilę podrzemać. W tym momencie była to również cicha
prośba Draco – błaganie by zasnąć i nie słyszeć dłużej zrzędzącego głosu
Granger.
-
Wiedziałeś, że Hogwart zaatakowała plaga jednorożców? Mówię ci, te stworzenia
są wszędzie!
Draco
mruknął coś potakująco, zakrywając głowę poduszką. Granger jednak bezdusznie
uklęknęła przy łóżku, by kontynuować swój monolog na tyle głośno, by jej
ukochany nie przegapił ani jednego słowa z fascynującej jakże wypowiedzi.
- A w
ministerstwie ogłosili ustawę, że każdy, kto się stawi w gabinecie Umbridge i
wypowie hasło „Nie lubię kotów” dostanie worek galeonów z twojego skarbca.
Blondyn
znów tylko mruknął, nie wykazując większego zainteresowania treścią wykładu
szatynki. Hermiona przewróciła oczami.
- Kocham
cię – zaryzykowała stwierdzenie, przygryzając wargę. Już od dawna chciała mu to
powiedzieć. I tak nie słuchał, więc mogła wyznać mu prawdę, czuć się lżej na
sumieniu, a jednocześnie Malfoy i tak dalej nie będzie zdawać sobie sprawy z
jej uczuć.
Słysząc
wyznanie, Draco natychmiast podniósł się do pozycji pionowej.
- Co ty
powiedziałaś, Granger?
- Kocham
cię – jej głos był niewiele głośniejszy od szeptu. Nie patrzyła na niego, lecz
na ramę łóżka, która jeszcze nigdy nie wydawała jej się tak ciekawa.
Blondyn
przekrzywił głowę, wyglądając niesłychanie uroczo z zaspanymi oczami i
rozwichrzonymi włosami.
- Wiesz,
Granger, ja ciebie też – opadł z powrotem na poduszki i ponownie zamknął oczy.
Tym razem
jednak nie spał sam. Hermiona, z myślą „a niech to diabli!” zrezygnowała z
planów na przedpołudnie i położyła się obok swojego chłopaka, wtulając głowę w
zagłębienie jego szyi i przymykając powieki.
*
Gdyby nie
ich wybuchowe charaktery, może ich pierwszy pocałunek wyglądałby nieco inaczej.
Hermiona wyczekiwała momentu, w których ich usta wreszcie się zetkną z
niecierpliwością. Spotkali się już kilka razy, dobrze im się rozmawiało, na
jego widok w żołądku kobiety pojawiały się te dziwne motylki. Była pewna, że
Draco to ten mężczyzna, z którym chce spróbować dzielić swoje smutki i radości.
I nie była pewna, lecz w głęboko w jej sercu kryła się iskierka nadziei, że
może Ślizgon myśli w podobnej kategorii o niej…
I choć ich
uczucie było rodem z bajki, ich pierwszy pocałunek zdecydowanie tak nie
wyglądał.
- Malfoy,
ty kretynie, naprawdę przypaliłeś jajecznicę? Tego nie da się zepsuć!
Draco prychnął,
unosząc lewą brew do góry i spoglądając na kobietę, która opierała się o szafki
w jego kuchni i przyglądała jego wysiłkom.
- Jak
widzisz, jednak się da – mruknął pod nosem.
- Jesteś
idiotą.
- Hej, nie
wiedziałem, że to powinno się mieszać, dobra? Nie jestem tak idealny jak ty,
panno Wiem-Wszystko-Co-Tylko-Napisano-W-Książkach!
- Ej! Nie
jestem wcale przemądrzała i nie wiem wszystkiego!
- Ohoho, co
to się dzieje, czyżby panna Granger przyznała się właśnie do braku wiedzy?
Merlinie, co się dzieje z tym światem!
- Przestań,
kretynie!
- Jak
zawsze perfekcyjna, zbawczyni świata, przyjaciółeczka Grzmotera i Wieprzleja,
poukładana Gryfoneczka! Panienka
Poświęcę-Życie-Dla-Innych-Bo-Jestem-Taka-Dobroduszn… hpfu!
Słowa
Malfoy’a zlały się w niewyraźne mruknięcie, gdy Hermiona ujęła go za kark i,
stając na palcach, złączyła swoje usta z jego. Nieśmiało musnęła jego dolną
wargę, z rozkoszą wdychając zapach chłopaka, którego kochała.
Ten
pocałunek był ich pierwszym. Pierwszym z wielu. Była w nim magia, której nie
można opisać słowami. Gdy wreszcie odsunęli się od siebie, chcąc zaczerpnąć
powietrza, Granger spojrzała w szaroniebieskie tęczówki i uśmiechnęła się.
Malfoy odwzajemnił gest, wykrzywiając usta w grymasie.
- Lubię
smak twoich ust – powiedział, obserwując, jak na policzki Gryfonki wkraczają
urocze rumieńce.
Tamtego
wieczoru oficjalnie stali się parą.
*
Pracowali
ze sobą już od miesiąca i granice ich nienawiści zaczęły stopniowo się
zacierać. Gryfonka nie chciała przyznać nawet przed samą sobą, że zaczęła
postrzegać Ślizgona w nieco inny – bo pozytywny – sposób.
Flirtowali
ze sobą, co nie pozostało niezauważone przez pracowników biura, którzy
kwitowali to zszokowanymi spojrzeniami. A sami zainteresowani zdawali się tym
nie przejmować, pogrążając się w swoim własnym świecie czułych gestów, muśnięć
dłoni, nieśmiałych spojrzeń.
Hermiona bardzo pragnęłaby
powiedzieć, że zaproszenie na randkę z Draco przyjęła z godnością, nonszalancko
kiwając dłonią i mówiąc: „poczekaj, tylko sprawdzę w kalendarzu, kiedy mam
wolny termin; może sobota?”. Niestety, nic podobnego się nie wydarzyło. Gdy
usłyszała pytanie: Granger, umówisz się ze mną?, zemdlała. Tak po prostu
osunęła się na ziemię, witając słodki niebyt.
Draco
spojrzał na nieprzytomną Gryfonkę w swoich ramionach, wzruszając ramionami. No
cóż. Nie po raz pierwszy kobieta mdlała w jego obecności. To czasem się
zdarzało, po prostu oślepiał je jego blask. Przerzucił ją sobie przez ramię, wynosząc
z pomieszczenia.
- Granger,
jeżeli nic nie powiesz, uznam, że się zgadzasz. Tak więc, Hermiono, czy
pójdziesz ze mną na randkę?
Jak łatwo
się domyślić, Gryfonka nie odpowiedziała, nadal pozbawiona świadomości.
- Cudownie.
W takim razie w piątek, o osiemnastej. Pasuje, prawda? Przyjechać po ciebie?
Nic nie mówisz? Czyli tak. Dobrze. Jesteśmy umówieni.
*
- Mam
współpracować z NIM? Chyba sobie żartujesz – prychnęła szatynka, patrząc na
przyjaciela oburzonym wzrokiem. Minister magii, zwany też czasem Chłopcem,
Który Przeżył, tylko przewrócił oczami. Malfoy prychnął lekceważąco, okazując
swoje niezadowolenie.
- Nie
musicie się uwielbiać. Wystarczy, że będziecie się tolerować To tylko jedno
zlecenie, przecież chyba się nie pozabijacie – pewność w głosie Harry’ego nagle
przycichła, gdy zobaczył mordercze spojrzenia, które ta dwójka wymieniała
między sobą. Zachichotał nerwowo, wycofując się i chowając za drzwiami swojego
gabinetu.
- Od czego
zaczynamy, wspólniczko? – wysyczał Draco. Pracę jako auror traktował bardzo
poważnie. To dzięki niej czuł, że nadal była dla niego szansa na zbawienie. To
dzięki niej mógł odkupić swoje błędy. To dzięki niej czuł się wartościowy, potrzebny, niezastąpiony.
A teraz Granger, ta uparta Gryfonka, która zawsze miała
więcej szczęścia niż rozumu, miała stać
się jego towarzyszką i pomóc mu rozwiązać pewną trudną sprawę. Parsknął
śmiechem. Sam doskonale dałby sobie radę lecz nie, Potter wiedział lepiej!
- Ustalmy
coś, Malfoy. Nie zamierzam dopuścić do tego, by przez to zlecenie moja
reputacja, na którą pracowałam tyle lat, legła w gruzach. Zamierzam znaleźć
tych Śmierciożerców i dopilnować, by każdy, do ostatniego, zgnił w Azkabanie.
Nie pozwolę ci zrujnować mojej opinii, więc nawet tego nie próbuj. - mruknęła Hermiona, mierząc go przeciągłym spojrzeniem.
Draco
wykrzywił twarz w grymasie, który, choć miał być przyjazny, z uśmiechem nic
wspólnego nie miał.
- Widzę, że
się dogadamy, Granger.
*
To był
jeden z najzwyklejszych poniedziałków, gdy Hermiona wchodziła do swojego biura,
trzymając w rękach akta najnowszej sprawy oraz kubek kawy. Uniosła filiżankę,
pragnąc wypić kolejny łyk zbawczego napoju, gdy poczuła mocne popchnięcie i
upadłaby na podłogę, gdyby nie mocny uścisk męskich ramion na jej biodrach.
Krzyknęła cicho, czując jak gorący płyn rozlewa się na jej śnieżnobiałą bluzkę,
barwiąc ją na ciemnobrązowo.
- Cholera,
to była moja ulubiona bluzka! – jęknęła, odsuwając się od tajemniczego
nieznajomego. Zbyt zajęta próbą wytarcia z ubrania plam chusteczką higieniczną,
nie zwróciła uwagi na twarz przyczyny wypadku, na której gościł tak dobrze jej
znany, kpiarski uśmiech.
- Chyba
powinnaś ją zdjąć, Granger. Nie krępuj się, nie będę podglądał – Gryfonka
zamarła, słysząc tak dobrze znany jej głos. Uniosła wzrok, napotykając na
swojej drodze spojrzenie szaroniebieskich tęczówek. Czując, jak dotyk dłoni
Malfoy’a pali jej biodra, odsunęła się o kilka kroków, mrużąc oczy ze złością.
- Co ty tu
robisz, Śmierciożerco? – wysyczała, czując, jak na jej twarz wstępują rumieńce.
- Pracuję –
odpowiedział ze stoickim spokojem, choć w głębi duszy podskakiwał z uciechy.
Spotkania po latach były takie śmieszne! Przygryzł wargę, patrząc na bluzkę
kobiety, która przesiąkła materiał, mocno przylegając do skóry szatynki i
podkreślając jej kształty. Mruknął zadowolony. Było na czym zawiesić oko!
Ostatni raz
widział ją w dniu, gdy skończyli naukę w Hogwarcie. Choć miała osiemnaście lat
i jej figura była zaiste zachwycająca, to
te worki, które nosiła, kompletnie zakrywała jej atuty. Musiał czekać osiem
lat, by wreszcie je ujrzeć.
- Żartujesz
sobie? – prychnęła. To musiał być żart. Malfoy był po drugiej stronie barykady!
Był wrogiem, złoczyńcą, bandytą!
- Jestem
aurorem, słoneczko. Tak jak ty. Może nawet kiedyś zostaniemy zmuszeni do
współpracy, księżniczko?
*
10
października 1998 roku był dniem przełomowym w życiu Draco Malfoy’a. Był
uczniem szóstej klasy Hogwartu i choć miał przed sobą całą młodość, czuł, że
przegrał własne życie.
Siedział w
sowiarnii z głową ukrytą w dłoniach, próbując zrozumieć, co jest dobre, a co
złe. W jego głowie panował mętlik. Wziął głęboki wdech, próbując uspokoić
trzęsące się dłonie.
To już
jutro. Jutro miał się stać oficjalnym Śmierciożercą.
Lecz on
wcale nie pragnął takiego losu. Jedyny problem tkwił w fakcie, że nikt nie
spytał go o zdanie.
Czuł, jak
szczypią go oczy. Chciał płakać, lecz chyba nie był już do tego zdolny. To
wymagałoby uczuć, a on był głazem, wypranym z uczuć robotem, zdolnym jedynie do
zabijania.
I wtedy
zobaczył ją. Przechadzała się po błoniach, zasłuchana w powiew wiatru, który
rozwiewał jej włosy. Uśmiechnął się lekko, widząc, jak rękami próbuje odgarnąć
wpychające się do oczu brązowe kosmyki. Była taka inna od wszystkiego, co go
otaczało. Beztroska, urocza, radosna. Jego oczy zabłysły, gdy zobaczył, jak,
nieświadoma jego obecności, zaczęła tańczyć w deszczu, unosząc dłonie w stronę
nieba.
Hermiona
Granger była zagadką.
I była
wolna.
Mogła robić
co chciała, nawet tańczyć w deszczu. Mogła krzyczeć, biegać, śmiać się.
To ona
stała po właściwej stronie, nie on.
Zacisnął
mocno pięści, opierając się o kamienny parapet. Przyłożył czoło do chłodnej
ściany, przymykając powieki.
Podjął
decyzję.
*
Draco
podniósł się do pozycji siedzącej, oddychając spazmatycznie. Jego dłonie nadal
się trzęsły po niedawnym koszmarze. Gdy jego oczy przystosowały się do
panującej wokół ciemności dostrzegł, że jest w swoim dormitorium w Hogwarcie.
Na sąsiedniej pryczy głośno chrapał Zabini, a gdzieś w rogu pokoju spali
Crabble i Goyle.
Zerknął na
stojący na szafeczce kalendarz, wskazujący datę 9 października 1998 roku.
Znowu był
szóstoklasistą.
Nie podjął
jeszcze wyboru. Nadal był tym złym.
Czuł, że
ten sen był pewnego rodzaju przepowiednią, dzięki której zobaczył, jak będzie
wyglądało jego życie po przejściu na drugą stronę. Zrozumiał, że czeka go
radość, śmiech, miłość, lecz także ból. Wiedział, jak spotka Granger, zdawał sobie
sprawę z tego, jak dojdzie do ich pierwszego pocałunku. Uśmiechnął się na
wspomnienie tej chwili. W tym śnie wszystko było takie realne!
Wiedział,
że gdy podejmie wybór czeka go także ból, złamanie serca, cierpienie.
Wiedział
to, lecz był gotowy podjąć ryzyko.
Czuł, że
będzie warto. Że ta dziewczyna, Hermiona, zmieni jego życie diametralnie.
Poprzewraca ułożony porządek.
Był gotowy
na swoją przyszłość, na swoje szczęście, na lepszy los.
I był
pewien, że tym razem nie pozwoli Granger odejść.
Bardzo zaskakująca miniaturka. Muszę przyznać, że miałam łzy w oczach, kiedy czytałam o ich rozstaniu. Później te łzy zostały zastąpione uśmiechem w miarę dalszego czytania tekstu. Gratuluję tak sprytnej manipulacji uczuciami czytelnika.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ukazałaś dylemat Draco. Dwie drogi, które mógł wybrać. To jest po prostu fantastyczne.
Pozdrawiam serdecznie,
la_tua_cantante_
dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
Holi szit! (angielski tak bardzo rozszerzony) <3
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie czytałam takiej wspaniałej miniaturki, a przeczytałam naprawdę sporo. Genialnym pomysłem było przedstawienie tego własnie w ten sposób- od najbliższego współczesności wydarzenia do najstarszego.
Po prostu piękna historia.
Ściskam, em.
potterowskie-co-nieco.blogspot.com
Świetna miniaturka :)
OdpowiedzUsuńPodobało mi się jak przeskakiwałaś do różnych fragmentów, a najbardziej spodobał mi się moment, kiedy Hermiona budziła Draco :)
Mam tylko jedną sprawę, ale może mi się coś pokręciło: 1998 to chyba był rok bitwy o Hogwart, a nie szóstej klasy, jak nie to przepraszam :)
Pozdrawiam
Cassandra
kocham-cie-dwa-male-slowa.blogspot.com
Genialna miniaturka.
OdpowiedzUsuńCudowne zakończenie.
Podobało mi się, że cofałaś się w czasie swoją opowieścią.
Niektóre teksty bohaterów i ich przemyślenia były niesamowite.
miłość krok po kroku-cudowne.
Podobało mi się ostatnie stwierdzenie Draco.
Cudowna historia.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Wspaniała miniaturka!
OdpowiedzUsuńTen ich pierwszy pocałunek...dla mnie był idealny.
A zakończenie, to już wg było genialne! Za żadne skarby nie przewidziałabym czegoś takiego :)
Świetnie piszesz! :)
Jestem tu po raz pierwszy,ale wydaje mi się, ze zostanę tu na dłużej :>
zajebista miniaturka !
OdpowiedzUsuńIdealnie przeprowadzona akcja ;)
Przemyślenia bohaterów były niesamowite!
So.. This is very amazing <3 !!
Pozdrawiam,
Jane Volturi-Clearwater
Ps. U mnie Nowy Rozdział się pojawił !! Zapraszam !!
Mój Blog: http://thetwilightsaga-forever.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNir mogę tego określić inaczej...
OdpowiedzUsuńZajbista miniaturka!
Świetny pomysł, tym razem Malfoy nie spieprz sprawy ;)
Czekam na coś nowego.
Doskonale rozumiem Twoja sytuacje,bo jestem w podobnej o ile nie takiej samej.
Nie mam czasu niemalże na nic.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Piona! Idąc do liceum nie sądziłam, że będzie aż tak ciężko. No ale cóż. Za 285 dni wakacje! :)
UsuńPozdrawiam, Vilene
Świetne! Bardzo mi się podobało :) czekam na więcej. :)
OdpowiedzUsuń~~Agnes~~
omg! To był sen. no mam takie zdziwko jakich mało :3 super miniatura :)
OdpowiedzUsuńAnn
Supi, supi, supi! Końcówką mnie strasznie zaskoczyłaś, nie spodziewałam się, że Malfoy'owi to się przyśniło. Może w śnie nie wykorzystał swojej szansy, ale może wykorzysta ją w prawdziwym świecie?
OdpowiedzUsuńUcz się pilnie, czekam na cokolwiek, bylebyś coś napisała.
M
Ach! Cudo! Skojarzyl mi sie pewnien film "Nieodwracalne". Wlasciwie rozni sie wszystkim, ale laczy go to, ze akcja rowniez dzieje sie w pewnym sensie od tylu. Uwielbiam takie rozwiazanie.
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podobalo!
Czekomlekolada
Naprawdę bardzo dobra miniaturka. Pisz ich więcej, masz fajne pomysły ;).
OdpowiedzUsuńFantastyczne!!! Na takie miniaturki warto czekac. Ewa
OdpowiedzUsuńPowiem tylko trzy słowa
OdpowiedzUsuń,,To jest świetne!!!"
Życzę weny i powodzenia w nauce
#Lucy
http://wladcy-marmurowego-aniola.blog.pl/
OdpowiedzUsuńzapraszam na bloga i gorąco go polecam. Nie jestem jego autorką , ale pomysł i notki ktòre sa tam umieszczane są poprostu super ! :) Po przeczytaniu bardo prosze o komentarze, żeby autorka wiedziała że ma dl kogo pisać :*
Pozdrawiam.
Fajna:)
OdpowiedzUsuń