niedziela, 16 listopada 2014

Miniaturka 9 - "Narzeczona mimo woli"

Przepraszam przepraszam przepraszam!

Dawno mnie tu nie było. Nawet bardzo dawno. 
Chciałabym Was bardzo, bardzo mocno przeprosić za moją nieobecność. Moja wena wyprowadziła się ode mnie na stałe i dopiero jakiś czas temu udało mi się ją namówić, by wróciła. 
Coraz trudniej także znaleźć mi czas na pisanie. Liceum nie jest taką sielanką, jaką mogłoby się wydawać. ;_; 

Dziękuję wszystkim, którzy dopytywali, czekali, interesowali się blogiem. Nie umiem nawet napisać, ile znaczy dla mnie Wasze wsparcie. Gdyby nie Wy, moi czytelnicy, ten blog już dawno zakończyłby swoją działalność, a tu proszę! Za miesiąc będziemy obchodzić jego drugie urodziny! <3 

Przedstawiam Wam kolejną miniaturkę - "Narzeczona mimo woli". Jest ona (nie do końca wierną) adaptacją filmu o tym tytule w reżyserii Anne Fletcher. Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, zakochałam się w pomyśle i stwierdziłam, że można by napisać na jego podstawie ciekawe Dramione. Czy mi się udało? Oceńcie sami! :) 

Ogólnie zaczynam dostrzegać każdy film w kategorii "można-by-z-tego-zrobić-dramione", co nieco mnie przeraża. Takie zboczenie zawodowe. 

Zapraszam do czytania i komentowania. 
Do następnego, Kochani! :) 

PS. Tekst jest niesprawdzany. 
PS2. Jest to jedna z najdłuższych miniaturek, jakie kiedykolwiek napisałam. Mam nadzieję, że jej długość chociaż w pewnym stopniu wynagrodzi Wam czekanie!
PS3. Komentarze są supi. Dzięki nim mam więcej weny i lepiej mi się pisze kolejne opowiadanka, więc Kochani - jeżeli chcecie przeczytać więcej mojej twórczości- komentujcie! Uszanujcie moją ciężką pracę, którą wkładam w napisanie każdego one-shota czy rozdziału. :)  

- Jak to, kurwa, nie mogę przebywać w tym kraju? – Draco zamrugał gwałtownie, patrząc na swoją adwokatkę, jakby ta właśnie oznajmiła mu, że profesor McGonagall wyszła za mąż za Filch’a i razem uciekli na Hawaje, by tam przeżywać swój rozkoszny miesiąc miodowy. Adwokatka westchnęła, nerwowo stukając palcami o brzeg biurka.
- Panie Malfoy, doskonale zna pan warunki, na których można uzyskać wizę na pobyt w Stanach Zjednoczonych. Pański dokument traci ważność za tydzień. Przez pana przygody… - odchrząknęła znacząco, a Malfoy spuścił wzrok. Kto by pomyślał, że z jego jednodniowej wycieczki do Europy zrobi się taki problem? Głupi urząd, oczywiście musieli się go przyczepić; przecież to, że się wdał w konflikt z prawem to ich wina! -  wiza nie zostanie przedłużona. By to się stało, musiałby pan ożenić się z kobietą posiadającą amerykańskie obywatelstwo. Inaczej zostanie pan deportowany i będzie mógł wrócić dopiero, gdy otrzyma pan ponowną zgodę na pobyt w USA. Może to trwać rok, dwa, pięć…
Blondyn zamknął oczy, próbując się uspokoić. Pomasował się po skroniach.
- Chce mi pani powiedzieć, że albo chajtnę się z jakąś amerykanką, albo nie będę mógł zarządzać moją firmą przez kilka lat?
Kobieta przytaknęła, wzbudzając w Malfoy’u niepohamowany gniew. Wstał gwałtownie, przez co krzesło, na którym do tej pory siedział, upadło z głośnym stuknięciem.
Ta firma była dla niego wszystkim. Po wojnie o Hogwart wycofał się z magicznego środowiska. Nie chciał dłużej przebywać w Londynie, Anglii, gdzie wszyscy mieli go za zdrajcę. Nie rozumieli go. Nie wiedzieli, co przeżył, ile musiał poświęcić, by wyjść ze starcia cało.
Wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Udało mu się tu założyć dobrze prosperującą firmę. Było to biuro, w którym można było znaleźć najlepszych księgowych w całej Ameryce Północnej. Jak do tej pory, Malfoy’s Company miała nieskalaną reputację. Co by się jednak stało, gdyby okazało się, że jej szef, boski Draco, pracuje na czarno? Co ludzie pomyśleli by o jego firmie, gdyby on sam został deportowany z powrotem do Anglii?
Nie chciał tam wracać. Nie miał do czego. Przyjaciele? Większość jego znajomych zginęła w czasie służby Voldemortowi. Do tej pory kontakt utrzymywał jedynie z Blaise’m, który tak jak on, wyprowadził się z Anglii i zamieszkał na wybrzeżu słonecznej Hiszpanii. Rodzina? Matka nadal mieszkała w Londynie, jednak nie miał z nią za częstego kontaktu, ojciec zaś nadal siedział w Azkabanie, skazany za służbę Czarnemu Panu i wielokrotne morderstwa. Dom? Nigdy tak naprawdę nie miał domu – ciepłego, przytulnego zakątka, w którym zawsze mógłby znaleźć wsparcie.
Firma była jedynym, co trzymało go przy życiu. Praca pozwalała mu zapomnieć. Nie mógł tego tak po prostu stracić.
Podniósł głowę, którą do tej pory trzymał schowaną w dłoniach. Nie zamierzał się poddać bez walki. W jego oczach pojawił się błysk, a na ustach wykwitł szatański uśmiech.
Zamierzał znaleźć sobie żonę.
Miał na to tylko kilka dni, ale…
W końcu był Draco Malfoy’em!

*
Hermiona Granger nienawidziła swojej pracy. Uh, choć może to nie było do końca tak. Lubiła swoją pracę. Naprawdę. Uwielbiała pogrążać się w świecie liczb i rachunków. Jedyną wadą jej zajęcia był namolny, uciążliwy szef.
W najgorszych koszmarach nie śniła, że jej pracodawcą zostanie nie kto inny, jak dupek wszechczasów, Draco Malfoy.
Gdy wyjechała do USA, myślała, że zaczyna nowe życie. Życie, w którym uda jej się zapomnieć o ofiarach, które zginęły w czasie wojny. O rodzicach, którym nieodwracalnie odebrała pamięć. Myślała, że nauczy się na nowo funkcjonować w społeczeństwie. Gdy znalazła w gazecie ofertę pracy, której mogła się podjąć ze swoimi kwalifikacjami i która, jak wiedziała, będzie sprawiać jej radość, wręcz zapiszczała z radości jak mała dziewczynka.
Rozmowa kwalifikacyjna skończyła się krótką wizytą w szpitalu spowodowaną omdleniem. Pamiętała, jak weszła do gabinetu, a tam, za biurkiem, siedział Draco Malfoy. Był to prawdopodobnie największy szok jej życia.
- Granger! – jęknęła w duchu, słysząc kolejne nawoływanie swojego szefa. Czy on kiedykolwiek da jej święty spokój? Wstała z fotela, kierując się do pomieszczenia okupowanego przez Draco.
- Wzywałeś mnie? – spytała, stając w drzwiach i obrzucając siedzącą przy biurku postać pogardliwym spojrzeniem. Były Ślizgon, widząc jej spojrzenie, posłał jej całuska.
- Oh, kochanie, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi, a ty naprawdę nie masz już czym szastać. Przynieś mi kawę.
Hermiona zmrużyła oczy niczym wściekła kotka. Za kogo on się do cholery uważał? Myślał, że skoro jest szefem, może wszystko?!
- Oczywiście, szefie, przecież po to tu pracuję. Specjalnie dlatego pięć lat uczęszczałam na studia, żeby teraz przynosić ci kawę, bo to zadanie przerasta twoją sekretarkę.
- Nie narzekaj, słońce, tylko idź już. Tylko pamiętaj, bez cukru!

*

Draco był pogrążony w myślach. Nawet nie zareagował, gdy Hermiona przyniosła jego kawę i bez słowa postawiła ją na biurku. Zrobiła to jednak tak gwałtownie, że prawie połowa gorącego napoju rozchlapała się na leżące wszędzie wokoło dokumenty. Skinął jedynie głową, biorąc kubek do ręki i popijając zbawczy płyn.
Granger nie była wcale taka zła. Może nie była jakąś powalającą na kolana pięknością, ale rysy jej twarzy były… miłe. Na sylwetkę też nie mógł narzekać – nigdy nie lubił wychudzonych modelek, na które nie można było patrzeć. W sumie nie była więc brzydka. Charakter… na Merlina, charakter miała okropny, ale przecież za to ją lubił. Za to, że nie była jak inne, posłuszne i wskakujące mu do łóżka gdy tylko posłał im uśmiech numer pięć. Hermiona miała charakterek i choć przyprawiał go on o zawał przynajmniej dziesięć razy dziennie, lubił to. Naprawdę.
I miała amerykańskie obywatelstwo. Oczywiście, jako najmądrzejsza czarownica Hogwartu od czasów Roweny Ravenclaw Hermiona pomyślała o tym, by załatwić sobie niezbędne papiery. Zresztą, nie miała z tym większych problemów – Draco wiedział, że urodziła się na Florydzie, a dopiero później przeprowadziła do Anglii. A teraz wróciła.
Zadumany na temat szatynki przerzucał papiery, a na jego wargach kwitł lekki uśmiech.
- Panie Malfoy, panowie z urzędu pragną z panem porozmawiać – oznajmił mu głos sekretarki. Podniósł oczy znad przeglądanych dokumentów.
- Poproś ich do środka.
Wstawszy z krzesła, wygładził dłońmi kapę garnituru i przybrał pokerową minę. Po chwili rozległo się ciche pytanie. Podchodząc do drzwi, uchylił je. Przywitał się z urzędnikami, zapraszając ich gestem dłoni do środka.
- Panie Malfoy, pańska deportacja nastąpi w przyszłym tygodniu, więc chcielibyśmy ustalić pewne szczegóły. Doskonale pan wie, że…
- Drodzy panowie, po co się tak śpieszyć? Już w przyszłym tygodniu? – w myślach wymawiał litanię przekleństw. Potrzebował czasu. Musiał zyskać choć kilka dni, by coś wymyślić.
Wtedy nad jego głową zapaliła się jarząca żarówka. Na ustach blondyna wykwitł szeroki uśmiech, kiedy ze spokojem powiedział:
- Drodzy panowie, właściwie to chciałem przedstawić wam moją narzeczoną, Hermionę Granger.

*

Hermiona została wezwana do gabinetu swojego szefa. Szła do pomieszczenia ze spuszczoną głową i ognikami złości w oczach. Wiedziała, że jej nagłe wezwanie przez Draco nie może być niczym dobrym, po prostu wiedziała. Prychnęła pod nosem. Pewnie szefuńcio znowu zażyczy sobie kawusi lub ciasteczka, bo przecież nie może sam sobie poradzić z takim wyzwaniem, jakim jest przyniesienie sobie napoju czy posiłku!
Otworzyła drzwi, nie przejmując się pukaniem. Zamarła, widząc w pokoju nie tylko irytującego blondyna, który witał ją uśmiechem, lecz również kilku poważnych, ubranych w drogie garnitury mężczyzn.
- Witaj, kochanie – uśmiechnął się ciepło Draco, obejmując ją ramieniem w pasie.
            ŻE CO?
            - Witamy panno Granger. Bardzo nam miło panią poznać. Muszę panią przeprosić – gdy pan Malfoy powiedział nam o swojej narzeczonej nie chcieliśmy mu wierzyć. Nie sądziliśmy, że to możliwe, by w tak szybkim czasie znaleźć wybrankę serca.
            ŻE CO ŻE JAK?
Hermiona zamarła. Co do cholery się działo? Spojrzała na Draco z pod przymrużonych powiek, on jednak tylko mocniej – ostrzegawczo – ścisnął jej talię.
- Nasz romans nie mógł wyjść na jaw z prostego powodu – Hermiona jest moją pracownicą. To byłoby nieprofesjonalne, a moje kochanie… no cóż – musnął czule jej skroń ustami. – Bardzo przejmuje się opinią innych, nie chciałem, by ich słowa ją skrzywdziły. Tak naprawdę spotykamy się już od ponad roku, uznałem, że to najwyższy czas, by sformalizować nasz związek. Poprosiłem Hermionę o rękę. Zgodziła się. W ten weekend mamy w planach odwiedzić jej rodziców, żeby ich o tym powiadomić.
Granger poczuła, jak przed oczami robi jej się ciemno i zemdlała by zapewne, gdyby nie męskie ramie, nadal trzymające ją w pasie. Przez kolejne kilka minut jej umysł nie rejestrował następujących wydarzeń. Słuchała gratulacji, lecz ich nie słyszała. Dopiero trzask drzwi, zamykających się za urzędnikami, przywrócił ją do rzeczywistości.
Draco czekał. Wiedział, że za chwilę rozpocznie się piekło.
1…
2…
3…
Plask.
- MALFOY, CO TO DO CHOLERY BYŁO?


*
           
Draco ocierał bolący policzek. Nie sądził, że Hermiona potrafi uderzyć tak mocno.
            - Granger, tu chodzi tylko o szybki ślub, a później rozwód. To nie jest przecież taka wielka sprawa!
            Gdyby wzrok mógł zabijać, Malfoy leżałby martwy już od kilkunastu minut. Gryfonka nadal nie mogła otrząsnąć się z szoku. Jak ten samolubny dupek mógł powiedzieć, że są narzeczeństwem?! Merlinie, oni się nienawidzili, byli wrogami, a nie PARĄ!
            - Może dla ciebie ślub to nic takiego, ale ja wierzę w miłość. Chcę wyjść za mąż za mężczyznę, który będzie mnie kochał, a nie za pacana, dla którego liczy się tylko to, by nie zostać deportowanym!
            Draco mlasnął, okazując dezaprobatę.
            - Kochanie, nie tak ostro. Możemy zawrzeć umowę. W zamian za ślub dostaniesz awans.
            Hermiona już miała wybuchnąć, wyzywając Ślizgona od najgorszych, gdy nagle, wbrew sobie, przyznała:
            - Zgoda.
            Odkąd pracowała w korporacji, nie było mowy o żadnym awansie. Draco bardzo rygorystycznie pilnował, by żaden z jego pracowników nie osiągnął zbyt dużego sukcesu zawodowego. To oczywiście wiązałoby się z większymi kosztami, więc po co?
            A Hermiona pragnęła być kimś więcej niż tylko księgową. Gdyby dostała awans, miałaby szansę zarządzać grupką podwładnych ludzi, czego w głębi duszy zawsze pragnęła; otrzymałaby swoje własne biuro – swój kącik. Nie musiałaby dłużej spędzać wszystkich zachcianek Draco. Nie musiałaby przynosić mu kawy. Praca wreszcie sprawiałaby jej radość.
            Sama jednak nie była pewna swojej decyzji. Czy próba unikania Ślizgona miałaby wiązać się z wyjściem za niego za mąż?
            „Myśl o awansie” – powtarzała to zdanie niczym zbawienną mantrę.
            - Dobrze, Malfoy. Zostanę twoją żoną, jednak pod jednym warunkiem. Chcę awans oraz zapewnienia, że po rozwodzie już nigdy więcej cię nie zobaczę.
            Draco zmrużył oczy. Warunki były jasno określone. Wyciągnął dłoń w stronę szatynki, by przypieczętować umowę uściskiem ręki.
            - Umowa stoi.
            Hermiona podeszła do wyjścia, otwierając drzwi z hukiem. Już miała wychodzić, gdy nagle uświadomiła sobie pewien fakt.
            - A, misiu? Jutro wyjeżdżamy do moich rodziców.

*

            - Granger, jesteś pewna, że to Anglia?
            Draco dawno nie odwiedzał swojej ojczyzny. Odkąd wyjechał do Stanów, minęło już dobrych kilka lat. Mimo to nie sądził, by tak szybko udało mu się kompletnie zapomnieć, jak wygląda Anglia. Wielka Brytania zawsze kojarzyła mu się z zatłoczonym Londynem, Big Benem, gdzie roiło się od turystów, jego własnego domu, gdzie zawsze czekała gromada Śmierciożerców. Nawet w Hogwarcie, zamku, znajdującym się, jakby na to nie patrzeć, na kompletnym odludziu, było pełno krzyczących, głośnych uczniów.
            Miejsce, w którym tymczasem się znaleźli, było zupełnie inne. Ciche. Spokojne.
Teleportowali się na wzgórze, z którego było widać rodzinny dom szatynki. Tym, co zdziwiło Malfoy’a, nie była jednak rezydencja państwa Granger’ów, tylko kompletna pustka. Gdzie nie spojrzał, otaczały go jedynie pastwiska, łąki, gdzieś w oddali widniał las. Zero cywilizacji. Kompletny brak innych budowli – tylko jeden, drewniany, wtopiony w krajobraz dom.
            - Tak, Malfoy, to na pewno jest Anglia. Jeszcze pamiętam, gdzie mieszkałam przez siedemnaście lat swojego życia. Chodź – odpowiedziała była Gryfonka, patrząc na blondyna niczym na idiotę i ciągnąc go na ścieżkę, prowadzącą do jej rodzinnego domu.
            Hermiona wzięła głęboki oddech, wdychając świeże powietrze. Czuła zapach morza, kojarzący jej się z domem. Południowa Anglia miała w sobie coś, czego brakowało Stanom Zjednoczonym. W Nowym Jorku nie było chwili na zatrzymanie się, wszystko działo się tak szybko. Czasem ciężko było odnaleźć się w ciągłym zabieganiu. Tutaj wszystko miało swój spokojny, leniwy tor. Okolice Brighton pomagały jej się wyciszyć i choć nie bywała tu często, odkąd na stałe zamieszkała w Ameryce, teraz poczuła się rozprężona i spokojna. Uśmiechnęła się pod nosem. Nawet obecność blondyna nagle przestała jej przeszkadzać.
            - Em, Granger? Czemu ta owca się tak na mnie patrzy?
            Hermiona odwróciła się w stronę Draco, słysząc w jego nutę niepokojącą nutę – coś pomiędzy strachem a zaniepokojeniem. Parsknęła, widząc sytuację, w której znalazł się mężczyzna. Jedna z owiec, które do tej pory pasły się spokojnie na pobliskim pastwisku, podeszła i zagrodziła mu drogę, patrząc na blondyna wielkimi, ciemnymi oczami.
            - To pewnie miłość od pierwszego wejrzenia – mruknęła pod nosem, nie zaprzestając marszu. Draco jęknął, przeczesując dłonią włosy. Nie miał co liczyć na pomoc szatynki, która oddalała się, śpiesząc się, by jak najszybciej znaleźć się w swoim rodzinnym domu.
            - Psik – podniósł głos, chcąc odgonić zwierzę, które stanęło mu na przeszkodzie. Owca spojrzała na niego bezrozumnie. Mężczyzna westchnął ciężko. Mógł zrozumieć, że ciężko było mu się odgonić od kobiet, ale naprawdę, żeby nawet owce nie miały ochoty wypuszczać go ze swoich objęć?
            - Och Draco, po prostu ją wymiń! – krzyknęła z oddali Hermiona. Nie próbowała nawet ukryć swojego uśmiechu.
            Malfoy, niczym ninja światowego formatu, wyminął zwierzę. Obejrzał się za siebie. Był pewien, że owca zacznie go gonić. Ta jednak spokojnie przeżuwała trawę. Wzruszył więc ramionami z nonszalancją, po czym rozejrzał się. Zobaczywszy, jak daleko oddaliła się szatynka, jęknął głośno.
            - Granger, zaczekaj na mnie! – krzyknął.

*

            - Mamo, tato, pragnę, byście poznali mojego… - Hermiona mrugała powiekami w trybie ekspresowym, co, jak zauważył Draco, było oznaką, że kłamie. Miał tylko nadzieję, że jej rodzice nie zdają sobie sprawy z tego faktu. –  narzeczonego. Oto Draco.
            Malfoy przywołał na twarz delikatny uśmiech. Wyciągnął rękę w stronę ojca Gryfonki, który uścisnął ją, odwzajemniając gest. Po chwili Ślizgon poczuł, jak wszystkie jego organy wewnętrzne zostają zgniecione, gdy rzuciła się na niego matka szatynki, Jean Granger, przytulając go z całej siły.
            Rozejrzał się po pokoju, widząc uśmiechy na twarzach rodziców i wymuszony grymas na twarzy dziewczyny, który chociaż wcale nie wyglądał nienaturalnie, ze szczerym uśmiechem nie miał nic wspólnego. Wyswobodziwszy się więc z objęć starszej kobiety, podszedł więc do swojej narzeczonej i objął ją ramieniem w pasie, przyciągając do siebie.
            - Hermiono, masz takie szczęście, Draco wręcz promieniuje miłością!
            W oczach szatynki było tylko wahanie.
            I wtedy właśnie mężczyzna po raz pierwszy zawahał się i zastanowił czy na pewno postępuje słusznie.
            - Uwaga Malfoy, najgorsze dopiero nadciąga – mruknęła mu do ucha kobieta, tuszując to pocałunkiem w policzek. Jean aż pisnęła z ekscytacji, widząc ten czuły gest. Draco zadrżał, marszcząc brwi. Od kiedy reagował tak na dotyk jakiejkolwiek kobiety? – Nie poznałeś jeszcze mojej babci.
            W tym momencie do pokoju weszła starsza kobieta, ubrana w sportowy strój, z  jarząco pomarańczową opaską nałożoną na siwe włosy.
            - Czy to jest przyszły mąż mojego klopsika? – spytała głośno; Hermiona jęknęła, a Draco uśmiechnął się pod nosem. Klopsika?
            - Nazywam się Draco Malfoy – wyciągnął rękę w stronę kobiety, ta jednak odtrąciła ją, podobnie jak swoja córka zamykając mężczyznę w niedźwiedzich objęciach.
            - Nie ma potrzeby na takie formalności, młodzieńcze. Od dzisiaj będę cię nazywać Fretunią. Bez obrazy, chłopcze, ale wyglądasz jak fretka, wiesz o tym?
            Śmiech Hermiony rozniósł się po całym pokoju.
            Jeszcze długo później szatynka śmiała się i śmiała, a Draco, choć na początku był mocno urażony komentarzem staruszki, w końcu sam się uśmiechnął.

*

            - Dobra Malfoy, postawmy sprawę jasno. Ty śpisz po tej połowie łóżka. Ja po tej. Nie ma przekraczania tej granicy, rozumiemy się?
            Draco uśmiechnął się złośliwie, a Hermiona spoliczkowała się w duchu za zły dobór słów.
            - Mówisz, żebyśmy coś postawili? Granger, ty zboczuszku!
            - Malfoy, nie narażaj mi się, bo jeszcze się rozmyślę – mruknęła. Choć ze wszystkich sił starała się powiedzieć to możliwie jak najbardziej obojętnym tonem, w jej głosie i tak było słychać iskierkę urazy. Ta umowa godziła w jej dumę i z dnia na dzień coraz bardziej uważała, że był to naprawdę zły pomysł. Nie mogła jednak się wycofać. Danego słowa zamierzała dotrzymać. Zamierzała zostać żoną Draco i otrzymać ten upragniony awans. 
            - No, moja przyszła żono, nie dasz mi dotknąć swojego ciałka? – westchnęła, słysząc słowa blondyna. Coraz częściej przypuszczała, że takie słowne potyczki sprawiają mu nieopisaną przyjemność.
            - Takie rzeczy to dopiero po ślubie, Malfoy – stwierdziła, czując jak zalewa ją fala nieokreślonego uczucia. Po ślubie… – Idę pod prysznic. Rozgość się.
            - Może ci potowarzyszyć, co? Nie będziesz się bała, taka samotna w pustej łazience? – nie miała siły nawet tego komentować, po prostu przewróciła oczami, zamykając za sobą drzwi.
            Draco ściągnął koszulę i rzucił się na łóżko, zaplatając ramiona za głową. Co on do cholery robił? Właśnie spędzał noc w pokoju swojej narzeczonej – kobiety, której nienawidził od tylu lat. Przerażał go fakt, że relacje, które ich łączyły, nie miały znaczenia. Patrząc na Hermionę nie widział teraz tej zaniedbanej kujonki, jaką była w Hogwarcie, lecz piękną kobietę, z którą chciałby wiązać swoją przyszłość.
            Nie dane było mu długo rozkoszować się błogim lenistwem, gdyż do pokoju wtargnęła mama szatynki. Widząc półnagie ciało blondyna, cicho zachichotała.
            - Chciałam tylko powiedzieć wam dobranoc. Nie hałasujcie za głośno w nocy, dobrze? Mamy pokój tuż obok waszego – mrugnęła porozumiewawczo w stronę przyszłego zięcia. Gdyby Draco nie był Draco Malfoy’em, pewnie by się zarumienił na podtekst kryjący się w słowach starszej kobiety, lecz nie, on jedynie uśmiechnął się w swój charakterystyczny, ironiczny sposób. Przyszła teściowa odwzajemniła gest. – Dziękuję Ci, Draco.
            Blondyn zmarszczył brwi, siadając. Spojrzał na kobietę z niezrozumieniem.
            - Za co?
            - Za to, że ją kochasz. Za to, że Hermiona jest przy tobie szczęśliwa. Za to, że z nią jesteś. Dobranoc, mój drogi – skończyła, zamykając za sobą cicho drzwi.
            A Ślizgon jeszcze długą chwilę siedział, patrząc na drewniane wrota, myśląc, czy na pewno postępuje słusznie.

*

            Hermiona wróciła do pokoju, ubrana w żółtą piżamę z wielkim słoniem na piersi. Draco wykrzywił usta w uśmiechu na jej widok. Była taka śmieszna, urocza, słodka, niewinna.
            - Czemu tak na mnie patrzysz? – spytała kobieta, zauważając łapczywy wzrok, którym niemalże pożerał ją Ślizgon.
            Bo jesteś piękna.
            - Już niedługo zostaniesz moją żoną, chyba mogę popodziwiać ciałko mojej narzeczonej? 
            - Malfoy, wiesz, że nie wystarczy tylko ślub? Będziesz musiał odpowiedzieć na pytania urzędników, którzy będą chcieli za wszelką cenę udowodnić, że nasz ślub był jedynie fikcją. Przecież ty nic o mnie nie wiesz.
            Wiem o tobie dużo. Kiedy kłamiesz, mrugasz oczami częściej niż normalnie. Przygryzasz dolną wargę, gdy jesteś zdenerwowana lub zawstydzona. Jesteś taka niewinna – rumienisz się na widok mojego półnagiego ciała. Jednocześnie jesteś jedną z najbardziej upartych osób, jakie mam. Nie pozwalasz nikomu się obrażać. Masz charakterek i często pokazujesz swoje pazurki. Widzisz, Granger, wcale nie wiem o tobie tak mało, jak ci się wydaje.
            Ale zawsze mogę wzbogacić swoją wiedzę.
            - Jaki jest twój ulubiony kolor? – spytał Draco, wygodniej rozkładając się na łóżku. Hermiona zajęła miejsce obok niego, przykrywając się po uszy kołdrą i cicho wzdychając. Było jej tak dobrze!
            - Zielony – wymamrotała. Mężczyzna aż uniósł brwi ze zdziwienia. – A twój?
            - Czerwony – odpowiedział. – Ulubione miejsce?
            - Łóżko.
            - Praca. Ulubiona potrawa?
            - Słodycze, uwielbiam wszystko, co słodkie.
            - Lubię francuską kuchnię, oprócz ślimaków. Wcale nie smakują jak kurczak, są okropne.
            Hermiona uśmiechnęła się, a w jej policzkach pojawiły się małe dołeczki, których Draco nigdy wcześniej nie zauważył.
            Sam nie mógł się nadziwić, ile szczegółów do tej pory mu umykało, jak wiele tracił, żyjąc szybko, intensywnie. Dzięki Granger zwalniał. Dzięki Granger żył.   

*

            Hermiona przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Ciepło leżącego obok ciała było nienaturalne. Czuła się niezręcznie, leżąc obok głupiego, upartego, lecz jakże przystojnego i półnagiego mężczyzny.
            - Granger, czemu się tak wiercisz? – odezwał się zaspany głos po jej lewej.
            Ona jednak nie mogła oddać się w objęcia Morfeusza. Myślała o wszystkim, co spotkało ją w ciągu ostatnich dwóch dni. Nigdy nie sądziła, że wyjdzie za mąż za mężczyznę, którego nie darzyła żadnym uczuciem.
            Chyba.
            Poczuła, jak Draco zmienia swoją pozycję. Przewrócił się na drugi bok, obracając twarzą w jej stronę i zarzucił ramię na pas szatynki, przyciągając ją bliżej.
            - Śpij – usłyszała zachrypnięty szept mężczyzny, który sprawił, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. W świetle księżyca, przebijającego przez zasłony sypialni, mogła dostrzec, jak gładka jest jego skóra i jak idealnie jasne są jego włosy.
            A może jednak darzyła go jakimś uczuciem?

                                                                       *
           
            - Cii, Jean, bo się obudzą zanim zrobię zdjęcie! Trochę dyskrecji, młoda damo! – Granger otwarła powieki, słysząc podekscytowany szept swojej babci. Starsza pani jęknęła zawiedziona, widząc, że jej wnuczka już się obudziła.
            - Hermiono, zamknij oczy i udawaj, że śpisz. Chcę wam zrobić zdjęcie, taka chwila musi zostać uwieczniona w naszym rodzinnym albumie!
            - Babciu! – syknęła, uwalniając się z uścisku Draco, który nadal leżał wtulony w poduszkę.
            Na ratunek pośpieszyła Jean Granger, ujmując swoją matkę pod ramię i wyprowadzając z pokoju. Będąc w progu posłała Hermionie ciepły uśmiech.
            - Obudź swojego narzeczonego, czeka was dzisiaj wiele zajęć. Tata chciał zabrać Draco na ryby, a my, moja droga, jedziemy do Londynu. Musimy wybrać ci suknię!
            Drzwi się zamknęły, a Hermiona westchnęła ciężko. Jej rodzina pokochała Draco. Wolała nie myśleć, jaka będzie reakcja babci, która była jawnie zauroczona w przyszłym mężu swojej wnuczki, gdy ta dowie się, że wesele było tylko fikcją. Nie chciała zastanawiać się, jak wytłumaczy rodzicom, że Malfoy wcale nie jest mężczyzną jej życia.
            Westchnęła, szturchając mężczyznę w bok. Gdy ten nie zareagował, uśmiechnęła się przebiegle i uderzyła go poduszką.
            - Granger, daj żyć – jęknął Ślizgon, kuląc się.
            - Nie, Malfoy, to jest wojna! – zaśmiała się Gryfonka, ponownie celując w mężczyznę. Blondyn podniósł się natychmiastowo, a na jego ustach wykwitł szatański uśmiech, gdy złapał kolejną poduszkę.
            - Nie odważysz się – mruknęła Gryfonka, patrząc na niego przymrużonymi oczami, w których iskały ogniki złości.
            - Nie?
            Zamachnął się z całej siły i wycelował poduszką. W pokoju rozległ się wysoki pisk szatynki.
            - Malfoy, ty dupku!
            Stojąca za drzwiami Stephenie Granger jedynie cichutko zachichotała, słysząc śmiech młodych. Byli tacy szczęśliwi! Przypominając sobie czasy własnej młodości westchnęła, rozczulona.
            Miała tylko nadzieję, że Hermiona nie popełni jej błędów i nie pozwoli odejść mężczyźnie, którego pokochała.

*
           
            Odwiedzały wszystkie salony z sukniami ślubnymi w mieście. Hermiona przymierzyła już miliony modeli – od krótkich mini, przez tradycyjne, długie i z falbanami, aż do finezyjnie ściętych po bokach krojów. I choć wszystkie suknie były piękne, żadna z nich nie miała „tego czegoś”, o co chodziło Gryfonce. Pamiętała, że ślub jest tylko mistyfikacją, a mimo to pragnęła tego dnia poczuć się jak księżniczka.
            Pragnęła być w oczach Draco najpiękniejszą kobietą na świecie.
            - Wyglądasz przepięknie, kochanie – szepnęła Jean, gdy zobaczyła córkę w kolejnej sukni. Granger obróciła się w stronę lustra i gdy w szklanej tafli ujrzała samą siebie, zaniemówiła.
            Suknia była przepiękna. Materiał, delikatny niczym najdroższej klasy jedwab, układał się falami na ciele kobiety, otulając je aż do kostek. W pasie przebiegał wąski, zaplatany pasek, podkreślający szczupłą talię Gryfonki. Oprócz niego suknia nie zawierała innych ozdobników. Model był skromny, lecz to właśnie w swojej prostocie krył całe piękno.
            Jean otarła ukradkiem łzę wzruszenia, spływającą po policzku.
            - Moja mała córeczka wychodzi za mąż – mruknęła. Podeszła do córki, odgarniając włosy z jej karku i zapinając na bladej szyi naszyjnik. Hermiona dotknęła dłonią zawieszki w kształcie obrączki, badając palcami jej kryształową powierzchnię.
            - Ten naszyjnik przechodzi w naszej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Chciałam dać ci go, kiedy naprawdę się zakochasz. Ten moment w końcu nastał. Widzę ten blask w twoich oczach, gdy patrzysz na Draco. Między wami jest chemia, której nie wolno ci zaniedbać – powiedziała Jean, składając na policzku córki pocałunek. – Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa, kochanie.
            - Już jestem – odparła szeptem szatynka, pochylając głowę, by matka nie zauważyła tony emocji przebiegających po jej twarzy.
            Nie kłamała.
            Umowa, która miała na celu tylko dostanie awansu, okazała się pretekstem do zakochania w swoim odwiecznym wrogu.

*
           
            - Panie Granger, do czego to służy? – Draco wskazał na wędkę, trzymaną w dłoni przez starszego mężczyznę. Thomas przeżył szok. Owszem, wiedział, że wybranek jego córki jest czarodziejem i raczej nie orientuje się, do czego służą proste, codzienne, mugolskie przedmioty, ale żeby nie rozpoznawać WĘDKI?
            Zaczął objaśniać zasady łowienia ryb Ślizgonowi. Choć wykład na początku wydawał się Draco nieciekawy, z czasem kolejne kwestie zaczęły go intrygować i w końcu skończył z wędką w ręce, zapinając robaka jako przynętę na jej końcu.
            - Mogę ci zaufać, prawda? – spytał nagle Thomas, świdrując blondyna spojrzeniem. Ten spojrzał w oczy starszemu mężczyźnie i kiwnął głową, czując lekkie wyrzuty sumienia. Był złym człowiekiem. Takim jak on nie powinno się ufać.
            - Kiedy Hermiona wróciła z Hogwartu na wakacje po siódmej klasie, coś w niej się zmieniło. Wojna odcisnęła na niej swoje piętno. Nie była już tą samą osobą. Straciła zdolność śmiania się, straciła swoją radość życia i beztroskę. Później wyjechała do Stanów i nie widzieliśmy jej przez kilka lat. A teraz wróciła, z tobą u boku, i jest najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Dzięki tobie ona się uśmiecha, śmieje się, żartuje. Jestem ci za to bardzo wdzięczny, Draco.
            Jedyną myślą w głowie blondyna było to, że on wcale na ten podziw nie zasłużył.

*

            Rodzina wypchnęła Draco oraz Hermionę z domu, by poszli na romantyczny spacer w świetle zachodzącego słońca. Szli więc, od czasu do czasu stykając się ramionami. Gdy dłoń Ślizgona przypadkowo musnęła tę należącą do szatynki, na twarzy Gryfonki wykwitł niewielki, lecz dostrzegalny rumieniec. Ślizgon uśmiechnął się lekko, widząc jej reakcję.
            - Jakie były twoje marzenia, zanim zaczęła się wojna? – spytała kobieta. Wiedziała, że porusza drażliwy temat, jednak po prostu musiała to wiedzieć. Nie patrzyła w oczy mężczyzny. Bała się zobaczyć w nich pustkę.
            - Nie miałem marzeń. Chciałem tylko przeżyć – odpowiedział po dłuższej chwili. W jego głosie było jednak coś tak dramatycznego, że Hermiona obróciła się w jego stronę. Zagryzła wargę, zbierając się na odwagę, by spojrzeć w szaroniebieskie tęczówki. Draco spuścił wzrok. Nie chciał, by widziała, że za obojętną maską kryją się uczucia, które chowały się głęboko właśnie w jego oczach. – A ty? Czego pragnęłaś?
            - Tego, o czym marzy każda nastolatka. Bogatego księcia na białym koniu -  mężczyzny, który kochałby mnie do końca moich dni, dobrej pracy, małego, kochającego domku w spokojnej okolicy. Nie wszystko wyszło tak, jak planowałam… - mruknęła, lekko się uśmiechając. Nie, jej życie zdecydowanie nie przypominało tego, którego tak pragnęła, a jednak była zadowolona.
            Draco zastygł, słysząc słowa szatynki.
            Chciała wszystkiego, czym on nie był.
            Rujnował jej możliwości na spełnienie marzeń przez swój egoizm, niemalże zmuszając ją do ślubu. Wiedział, że Hermiona nie odmówi. Zbyt ciężko pracowała na awans, by zaprzepaścić taką szansę.
            Podjął decyzję, ale zanim ją spełni, chciał doświadczyć jeszcze jednej rzeczy.
            Złapał Granger za rękę i przysuwając się bliżej, przycisnął swoje wargi do jej. Ogarnęło go przejmujące uczucie. Smakował usta szatynki z wielką radością, czując ich brzoskwiniowy posmak.
Czy tak wygląda miłość?
            Hermiona była pierwszą, która się odsunęła. Spojrzała na Draco z niezrozumieniem, a jednocześnie uśmiechem. Czyżby to było możliwe, by Ślizgon darzył ją jakimś uczuciem?
            Czar jednak prysł. Mężczyzna odwrócił się i mrucząc ciche przepraszam, wrócił szybkim krokiem w stronę domu.
            Gryfonka jeszcze długo stała na drodze, patrząc w miejsce, gdzie zniknął blondyn, ze łzami odrzucenia i niezrozumienia spływającymi po policzkach.

*

            Draco spakował swoje rzeczy jak najszybciej. Nie było ich wiele – mieli spędzić u rodziców Hermiony tylko kilka dni.  
            Musiał się stąd wydostać zanim Granger wróci.
            Ślubu nie będzie. Umowa była nieważna. W trakcie jej podpisywania oboje zapomnieli wspomnieć, by nie angażować w ten związek uczuć. Teraz, gdy te się pojawiły, sprawy się skomplikowane.
            Nie mógł jej tego zrobić. Nie mógł zabrać jej szansy na spełnianie marzeń. Wiedział, że nigdy nie będzie mógł dać kobiecie tego, czego ona pragnęła. Był wszystkim, czego nie chciała. To nie on był jej księciem.
            Ale ją kochał.
            I właśnie dlatego zapakował swoje rzeczy i wyszedł, mówiąc ciche „do widzenia” rodzicom szatynki, którzy patrzyli na niego z niezrozumieniem, jednak nie zatrzymywali go. Był im za to wdzięczny. Naprawdę zdążył ich polubić przez te kilka dni i żałował, że nie będą mieli okazji więcej się spotkać.
            Teleportując się, widział przed oczami zapłakaną Hermionę, stojącą samotnie na dróżce. Przeklął cicho. Zanim się zorientował, był już w Nowym Jorku.

*

            - Nie! – krzyknęła, gdy rodzice wyjaśnili jej, co się stało. Wpadła do swojego pokoju, szukając choć śladu obecności blondyna. Potwierdzenia, że to, co się zdarzyło to nie był jedynie chory sen.
            Wszystko zniknęło.
            Ubrania, kosmetyki.
            Nie zostało nic, co mogło by świadczyć o tym, że jeszcze godzinę temu w tym pomieszczeniu był wybranek serca Hermiony, a jednak ona to wiedziała. Nadal czuła na swoich ustach smak jego warg. W pokoju nadal wyczuwała jego zapach. Palcami nadal mogła dotknąć jego jasnych włosów i zbadać ich jedwabistą fakturę.
            Kobieta zmarszczyła brwi. Nie zamierzała pozwolić temu idiocie tak po prostu odejść. Zdeterminowana wrzuciła kilka rzeczy do torby, pocałowała rodziców na pożegnanie teleportowała się do USA.
            - Oj Malfoy, chyba mamy sobie do wyjaśnienia kilka rzeczy – mruknęła pod nosem.

*

            Hermiona stała pod drzwiami rezydencji, gdzie mieszkał blondyn. Gdy nikt nie odpowiedział na jej pukanie, wzruszyła ramionami i po prostu weszła do środka.
            Draco stał przy regale. Padające na niego światło podkreślało jasność jego cery i włosów. Był ubrany w niedbale zarzuconą na ramiona koszulę i ciemne, obcisłe jeansy. Pakował do pudła książki i przy każdym ruchu Granger mogła dostrzec, jak jego mięśnie się napinają. Na sam ten widok zaniemówiła i dopiero po chwili odzyskała zdolność mowy. 
            - Co ty robisz? – spytała cicho. Blondyn zastygł, słysząc jej głos. Obrócił się w stronę kobiety, nie dowierzając, że ona naprawdę tu jest.
            - Wyprowadzam się – odpowiedział. – Skończyła mi się wiza. Wracam do Anglii.
            Granger uśmiechnęła się smutno, podchodząc bliżej i kładąc rękę na jego nagiej piersi. Nie umknęło jej uwadze, że pod wpływem jej dotyku mężczyzna zadrżał. Podniósł dłoń i chwycił jeden z jej swobodnie opadających na twarz kosmyków, zaplatając go sobie na palec.
            - Dlaczego odszedłeś? – spytała, patrząc prosto w szaroniebieskie tęczówki, w których nagle pojawiła się iskra smutku.
            - Bo nie jestem kimś, kto odpowiadałby twoim wyobrażeniom.
            Hermiona posłała mu ciepły uśmiech, składając na policzku blondyna delikatny jak muśnięcie skrzydeł motyla pocałunek.  
            -  Masz rację. Wcale nie jesteś księciem na białym koniu. Ale wiesz, czasy się zmieniły. Konie to już przeżytek, teraz ekscytują mnie hipogryfy – Draco zaśmiał się, pierwszy raz od dawna tak szczerze i naturalnie. Chwycił szatynkę w objęcia, przyciągając ją do siebie.
            - Zwariuję kiedyś z tobą, Granger – mruknął, sunąc nosem po jej szyi. W odpowiedzi szatynka cicho zachichotała.  
- A, Draco? Wcale nie musisz się wyprowadzać. Czuję się dziwnie, mówiąc to, ale… ożenisz się ze mną?




19 komentarzy:

  1. Oczarowana. Tym słowem można określić wszystko, co teraz czuję.

    Komentarz bardzo krótki, noale.
    Ściskam, em.

    OdpowiedzUsuń
  2. Padlam śmiechem!
    Boskie!
    Ilość cukru przekroczyła niebotyczne ilości,ale czasem można ;)
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili

    OdpowiedzUsuń
  3. to jest wspaniałe, cieszę się, że wróciłaś i to z tak piękną miniaturką.
    NIe ma znaczenia, że na podstawie filmu, ważne, że potrafiłaś film zamienić na mini Dramione
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm ... Uwielbiam film i aktorów filmu "narzeczony mimo woli " . Wątek podobny (prawie) ... ogólnie rzecz biorąc to fajna miniaturka , ale zabrakło mi tu czegoś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, słowa krytyki są dla mnie bardzo ważne. Wiem, że nie piszę w sposób idealny, ale chcę pisać coraz lepiej. Mogłabyś sprecyzować, co masz na myśli, mówiąc, że czegoś Ci zabrakło? Chciałabym wiedzieć, co można by poprawić:)

      Całusy, Vilene

      Usuń
  5. Sama chciałam napisać coś podobnego, ale ty zrobiłaś to o wiele lepiej. :)
    No genialne! I kocham ten film! Rodzina Hermiony po prostu wspaniała! ;)
    Czekam na więcej twojej twórczości.
    Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju, jaka cudowna miniaturka! Jest taka słodka i Draco jest taki kochany, że chyba się rozpływam, tak. Stanowczo się rozpływam.Czemu tacy mężczyźni muszą żyć na innej półkuli, no łaj. ;_;
    I ogólnie świetnie wykorzystałaś ten pomysł, naprawdę świetna robota. B| Oglądałam ten film (chyba.... cos mi się kojarzy) i z całą pewnością mogę stwierdzić, że Ci się udało. Rozśmieszyła mnie ta scena, kiedy Draco oznajmia panom z urzędu, że ma narzeczoną, przy okazji uświadamiając Hermionę. xD
    Dalej, co dalej.... Ocena z owieczką jest najlepsza i wygrywa, chociaż o pierwsze miejsce rywalizuje z nią scena, gdy babcia i mama Hermiony chcą zrobić młodemu, śpiącemu narzeczeństwu zdjęcie. <3 I w ogóle babcia Hermiony to spoczi kobitka. Babcie zawsze są kochane.
    Na szczęście, bo już mi skoczyło ciśnienie jak Draco uciekł (pff), wszystko zakończyło się szczęśliwie! Jest słodko czyli zupełnie tak, jak być powinno.
    Pisz, kochanie, i nie przejmuj się ilością komentarzy. Nie wiedzą co tracą.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  7. Miniaturka świetna,fajne nawiązanie do filmu,ciekawie opowiedziane. Jest tylko jedno "ale"... Nie skupiasz się na tym co piszesz,pochłania Cie dalsza część historii...i gubisz wątek. Na początku napisałaś że Hermiona nieodwracalnie zmieniła swoim rodzicom pamięc i co? Odzyskali ją sami? Ale tak ogólnie super. Czekam na kolejną. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział niesamowity. <3
    Ciekawy pomysł z tym filmem , idealnie wykorzystałaś to w notce.
    Draco - jak ja go niemiłosiernie uwielbiam xD
    piękna miniaturka ;****

    www.plonace-serca.blogspot.com <-- rozdział 1

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, super, super ! :)
    Pięknie ci to wyszło ! Super pomysł z filmem oraz niesamowita notka ! :*
    A tak przy okazji chciałabym zaprosić wszystkich na niesamowitego bloga, na którego niedawno się natknęłam.
    http://wladcy-marmurowego-aniola.blog.pl
    Jest to opowieść o Hermionie, która wkracza w szeregi czarnego Pana. Autorka niesamowicie opisała oraz wymyśliła przyczynę jej decyzji, sądzę, że blok na prawdę jest super i wam również się spodoba ! Serdecznie zapraszam i proszę o komentarze ponieważ autorka przestała wierzyć, że ktokolwiek odwiedza jeszcze jej bloga. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Przerabiaj, przerabiaj filmy bo naprawdę dobrze Ci to wychodzi😊 bardzo lubię Twój sposób pisania,
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    Tu Never i startuję z nowym opowiadaniem "Just Breathe". Serdecznie zapraszam do zapoznania się z Prologiem :)

    zajawka:
    "Urocza postać drugoplanowa. Jej wyjątkowe cechy wystarczały by mogła wybić się z tła postaci epizodycznych i czyniły z niej dobre wsparcie dla głównego bohatera. Oczywiście. Wkraczała do akcji w momencie kryzysowym i ratowała sytuację. Niewiele emocji. Jednostajne nastroje przez większość czasu. Tyle się w niej widzi.
    Spokojna, mądra, wierna, ambitna – mówimy bez zastanowienia. Myślimy, że wiemy o niej wszystko. Nie tylko my. Większość.
    A przecież zasługuje na więcej. Na znaki szczególne, słabości. Na prywatność.
    Mówimy, że ją znamy, choć nie mamy prawa do takich słów."

    Pozdrawiam i życzę weny!
    ostatnie-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Urocza😊 zwięzła, wartka akcja na poziomie. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  13. Genialne. Więcej nie mogę powiedzieć na ten temat bo to słowo mówi wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  14. Końcówka podobała mi się jak najbardziej! Ale chyba ciężko było Ci zacząć, prawda? Bo o ile od połowy czyta się świetnie i tak lekko, to początek jest nieco sztywny, a akcja leci zbyt szybko. Nie mniej, podobało mi się. :D
    Napisałabym coś więcej, ale oczy mnie bolą od tak jasnej czcionki na tak ciemnym tle, zwłaszcza, że jest malutka.
    Pozdrawiam,
    Koneko

    /short-stories-koneko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Miniaturka fajna, dobrze napisana, ale jeśli na początku wspominasz, że nieodwracalnie usunęła pamięć rodzicom, to nie umieszczaj ich później jako bohaterów drugoplanowych haha, widzę małe niedopatrzenie, ale każdemu się zdarza ;)

    OdpowiedzUsuń