Przepraszam przepraszam przepraszam!
Dawno mnie tu nie było. Nawet bardzo dawno.
Chciałabym Was bardzo, bardzo mocno przeprosić za moją nieobecność. Moja wena wyprowadziła się ode mnie na stałe i dopiero jakiś czas temu udało mi się ją namówić, by wróciła.
Coraz trudniej także znaleźć mi czas na pisanie. Liceum nie jest taką sielanką, jaką mogłoby się wydawać. ;_;
Dziękuję wszystkim, którzy dopytywali, czekali, interesowali się blogiem. Nie umiem nawet napisać, ile znaczy dla mnie Wasze wsparcie. Gdyby nie Wy, moi czytelnicy, ten blog już dawno zakończyłby swoją działalność, a tu proszę! Za miesiąc będziemy obchodzić jego drugie urodziny! <3
Przedstawiam Wam kolejną miniaturkę - "Narzeczona mimo woli". Jest ona (nie do końca wierną) adaptacją filmu o tym tytule w reżyserii Anne Fletcher. Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, zakochałam się w pomyśle i stwierdziłam, że można by napisać na jego podstawie ciekawe Dramione. Czy mi się udało? Oceńcie sami! :)
Ogólnie zaczynam dostrzegać każdy film w kategorii "można-by-z-tego-zrobić-dramione", co nieco mnie przeraża. Takie zboczenie zawodowe.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Do następnego, Kochani! :)
PS. Tekst jest niesprawdzany.
PS2. Jest to jedna z najdłuższych miniaturek, jakie kiedykolwiek napisałam. Mam nadzieję, że jej długość chociaż w pewnym stopniu wynagrodzi Wam czekanie!
PS3. Komentarze są supi. Dzięki nim mam więcej weny i lepiej mi się pisze kolejne opowiadanka, więc Kochani - jeżeli chcecie przeczytać więcej mojej twórczości- komentujcie! Uszanujcie moją ciężką pracę, którą wkładam w napisanie każdego one-shota czy rozdziału. :)
PS3. Komentarze są supi. Dzięki nim mam więcej weny i lepiej mi się pisze kolejne opowiadanka, więc Kochani - jeżeli chcecie przeczytać więcej mojej twórczości- komentujcie! Uszanujcie moją ciężką pracę, którą wkładam w napisanie każdego one-shota czy rozdziału. :)
- Jak to, kurwa, nie mogę
przebywać w tym kraju? – Draco zamrugał gwałtownie, patrząc na swoją adwokatkę,
jakby ta właśnie oznajmiła mu, że profesor McGonagall wyszła za mąż za Filch’a
i razem uciekli na Hawaje, by tam przeżywać swój rozkoszny miesiąc miodowy.
Adwokatka westchnęła, nerwowo stukając palcami o brzeg biurka.
- Panie Malfoy, doskonale zna pan
warunki, na których można uzyskać wizę na pobyt w Stanach Zjednoczonych. Pański
dokument traci ważność za tydzień. Przez pana przygody… - odchrząknęła znacząco,
a Malfoy spuścił wzrok. Kto by pomyślał, że z jego jednodniowej wycieczki do
Europy zrobi się taki problem? Głupi urząd, oczywiście musieli się go
przyczepić; przecież to, że się wdał w konflikt z prawem to ich wina! - wiza nie zostanie przedłużona. By to się
stało, musiałby pan ożenić się z kobietą posiadającą amerykańskie obywatelstwo.
Inaczej zostanie pan deportowany i będzie mógł wrócić dopiero, gdy otrzyma pan
ponowną zgodę na pobyt w USA. Może to trwać rok, dwa, pięć…
Blondyn zamknął oczy, próbując
się uspokoić. Pomasował się po skroniach.
- Chce mi pani powiedzieć, że
albo chajtnę się z jakąś amerykanką, albo nie będę mógł zarządzać moją firmą
przez kilka lat?
Kobieta przytaknęła, wzbudzając w
Malfoy’u niepohamowany gniew. Wstał gwałtownie, przez co krzesło, na którym do
tej pory siedział, upadło z głośnym stuknięciem.
Ta firma była dla niego
wszystkim. Po wojnie o Hogwart wycofał się z magicznego środowiska. Nie chciał
dłużej przebywać w Londynie, Anglii, gdzie wszyscy mieli go za zdrajcę. Nie
rozumieli go. Nie wiedzieli, co przeżył, ile musiał poświęcić, by wyjść ze
starcia cało.
Wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
Udało mu się tu założyć dobrze prosperującą firmę. Było to biuro, w którym
można było znaleźć najlepszych księgowych w całej Ameryce Północnej. Jak do tej
pory, Malfoy’s Company miała nieskalaną reputację. Co by się jednak stało,
gdyby okazało się, że jej szef, boski Draco, pracuje na czarno? Co ludzie
pomyśleli by o jego firmie, gdyby on sam został deportowany z powrotem do
Anglii?
Nie chciał tam wracać. Nie miał
do czego. Przyjaciele? Większość jego znajomych zginęła w czasie służby
Voldemortowi. Do tej pory kontakt utrzymywał jedynie z Blaise’m, który tak jak
on, wyprowadził się z Anglii i zamieszkał na wybrzeżu słonecznej Hiszpanii. Rodzina?
Matka nadal mieszkała w Londynie, jednak nie miał z nią za częstego kontaktu,
ojciec zaś nadal siedział w Azkabanie, skazany za służbę Czarnemu Panu i
wielokrotne morderstwa. Dom? Nigdy tak naprawdę nie miał domu – ciepłego,
przytulnego zakątka, w którym zawsze mógłby znaleźć wsparcie.
Firma była jedynym, co trzymało
go przy życiu. Praca pozwalała mu zapomnieć. Nie mógł tego tak po prostu
stracić.
Podniósł głowę, którą do tej pory
trzymał schowaną w dłoniach. Nie zamierzał się poddać bez walki. W jego oczach
pojawił się błysk, a na ustach wykwitł szatański uśmiech.
Zamierzał znaleźć sobie żonę.
Miał na to tylko kilka dni, ale…
W końcu był Draco Malfoy’em!
*
Hermiona Granger nienawidziła
swojej pracy. Uh, choć może to nie było do końca tak. Lubiła swoją pracę.
Naprawdę. Uwielbiała pogrążać się w świecie liczb i rachunków. Jedyną wadą jej
zajęcia był namolny, uciążliwy szef.
W najgorszych koszmarach nie
śniła, że jej pracodawcą zostanie nie kto inny, jak dupek wszechczasów, Draco
Malfoy.
Gdy wyjechała do USA, myślała, że
zaczyna nowe życie. Życie, w którym uda jej się zapomnieć o ofiarach, które
zginęły w czasie wojny. O rodzicach, którym nieodwracalnie odebrała pamięć.
Myślała, że nauczy się na nowo funkcjonować w społeczeństwie. Gdy znalazła w
gazecie ofertę pracy, której mogła się podjąć ze swoimi kwalifikacjami i która,
jak wiedziała, będzie sprawiać jej radość, wręcz zapiszczała z radości jak mała
dziewczynka.
Rozmowa kwalifikacyjna skończyła
się krótką wizytą w szpitalu spowodowaną omdleniem. Pamiętała, jak weszła do
gabinetu, a tam, za biurkiem, siedział Draco Malfoy. Był to prawdopodobnie
największy szok jej życia.
- Granger! – jęknęła w duchu,
słysząc kolejne nawoływanie swojego szefa. Czy on kiedykolwiek da jej święty
spokój? Wstała z fotela, kierując się do pomieszczenia okupowanego przez Draco.
- Wzywałeś mnie? – spytała,
stając w drzwiach i obrzucając siedzącą przy biurku postać pogardliwym
spojrzeniem. Były Ślizgon, widząc jej spojrzenie, posłał jej całuska.
- Oh, kochanie, nie denerwuj się.
Złość piękności szkodzi, a ty naprawdę nie masz już czym szastać. Przynieś mi
kawę.
Hermiona zmrużyła oczy niczym
wściekła kotka. Za kogo on się do cholery uważał? Myślał, że skoro jest szefem,
może wszystko?!
- Oczywiście, szefie, przecież po to tu pracuję.
Specjalnie dlatego pięć lat uczęszczałam na studia, żeby teraz przynosić ci
kawę, bo to zadanie przerasta twoją sekretarkę.
- Nie narzekaj, słońce, tylko idź
już. Tylko pamiętaj, bez cukru!
*
Draco był pogrążony w myślach.
Nawet nie zareagował, gdy Hermiona przyniosła jego kawę i bez słowa postawiła
ją na biurku. Zrobiła to jednak tak gwałtownie, że prawie połowa gorącego
napoju rozchlapała się na leżące wszędzie wokoło dokumenty. Skinął jedynie
głową, biorąc kubek do ręki i popijając zbawczy płyn.
Granger nie była wcale taka zła.
Może nie była jakąś powalającą na kolana pięknością, ale rysy jej twarzy były…
miłe. Na sylwetkę też nie mógł narzekać – nigdy nie lubił wychudzonych modelek,
na które nie można było patrzeć. W sumie nie była więc brzydka. Charakter… na
Merlina, charakter miała okropny, ale przecież za to ją lubił. Za to, że nie
była jak inne, posłuszne i wskakujące mu do łóżka gdy tylko posłał im uśmiech
numer pięć. Hermiona miała charakterek i choć przyprawiał go on o zawał przynajmniej
dziesięć razy dziennie, lubił to. Naprawdę.
I miała amerykańskie
obywatelstwo. Oczywiście, jako najmądrzejsza czarownica Hogwartu od czasów
Roweny Ravenclaw Hermiona pomyślała o tym, by załatwić sobie niezbędne papiery.
Zresztą, nie miała z tym większych problemów – Draco wiedział, że urodziła się
na Florydzie, a dopiero później przeprowadziła do Anglii. A teraz wróciła.
Zadumany na temat szatynki
przerzucał papiery, a na jego wargach kwitł lekki uśmiech.
- Panie Malfoy, panowie z urzędu
pragną z panem porozmawiać – oznajmił mu głos sekretarki. Podniósł oczy znad
przeglądanych dokumentów.
- Poproś ich do środka.
Wstawszy z krzesła, wygładził
dłońmi kapę garnituru i przybrał pokerową minę. Po chwili rozległo się ciche
pytanie. Podchodząc do drzwi, uchylił je. Przywitał się z urzędnikami,
zapraszając ich gestem dłoni do środka.
- Panie Malfoy, pańska deportacja
nastąpi w przyszłym tygodniu, więc chcielibyśmy ustalić pewne szczegóły.
Doskonale pan wie, że…
- Drodzy panowie, po co się tak
śpieszyć? Już w przyszłym tygodniu? – w myślach wymawiał litanię przekleństw.
Potrzebował czasu. Musiał zyskać choć kilka dni, by coś wymyślić.
Wtedy nad jego głową zapaliła się
jarząca żarówka. Na ustach blondyna wykwitł szeroki uśmiech, kiedy ze spokojem
powiedział:
- Drodzy panowie, właściwie to
chciałem przedstawić wam moją narzeczoną, Hermionę Granger.
*
Hermiona została wezwana do
gabinetu swojego szefa. Szła do pomieszczenia ze spuszczoną głową i ognikami
złości w oczach. Wiedziała, że jej nagłe wezwanie przez Draco nie może być
niczym dobrym, po prostu wiedziała. Prychnęła pod nosem. Pewnie szefuńcio znowu
zażyczy sobie kawusi lub ciasteczka, bo przecież nie może sam sobie poradzić z
takim wyzwaniem, jakim jest przyniesienie sobie napoju czy posiłku!
Otworzyła drzwi, nie przejmując
się pukaniem. Zamarła, widząc w pokoju nie tylko irytującego blondyna, który
witał ją uśmiechem, lecz również kilku poważnych, ubranych w drogie garnitury
mężczyzn.
- Witaj, kochanie – uśmiechnął
się ciepło Draco, obejmując ją ramieniem w pasie.
ŻE CO?
- Witamy panno Granger. Bardzo
nam miło panią poznać. Muszę panią przeprosić – gdy pan Malfoy powiedział nam o
swojej narzeczonej nie chcieliśmy mu wierzyć. Nie sądziliśmy, że to możliwe, by
w tak szybkim czasie znaleźć wybrankę serca.
ŻE CO ŻE JAK?
Hermiona zamarła. Co do cholery
się działo? Spojrzała na Draco z pod przymrużonych powiek, on jednak tylko
mocniej – ostrzegawczo – ścisnął jej talię.
- Nasz romans nie mógł wyjść na
jaw z prostego powodu – Hermiona jest moją pracownicą. To byłoby
nieprofesjonalne, a moje kochanie… no cóż – musnął czule jej skroń ustami. –
Bardzo przejmuje się opinią innych, nie chciałem, by ich słowa ją skrzywdziły.
Tak naprawdę spotykamy się już od ponad roku, uznałem, że to najwyższy czas, by
sformalizować nasz związek. Poprosiłem Hermionę o rękę. Zgodziła się. W ten
weekend mamy w planach odwiedzić jej rodziców, żeby ich o tym powiadomić.
Granger poczuła, jak przed oczami
robi jej się ciemno i zemdlała by zapewne, gdyby nie męskie ramie, nadal trzymające
ją w pasie. Przez kolejne kilka minut jej umysł nie rejestrował następujących
wydarzeń. Słuchała gratulacji, lecz ich nie słyszała. Dopiero trzask drzwi,
zamykających się za urzędnikami, przywrócił ją do rzeczywistości.
Draco czekał. Wiedział, że za
chwilę rozpocznie się piekło.
1…
2…
3…
Plask.
- MALFOY, CO TO DO CHOLERY BYŁO?
*
Draco ocierał bolący policzek. Nie
sądził, że Hermiona potrafi uderzyć tak mocno.
- Granger,
tu chodzi tylko o szybki ślub, a później rozwód. To nie jest przecież taka
wielka sprawa!
Gdyby wzrok
mógł zabijać, Malfoy leżałby martwy już od kilkunastu minut. Gryfonka nadal nie
mogła otrząsnąć się z szoku. Jak ten samolubny dupek mógł powiedzieć, że są
narzeczeństwem?! Merlinie, oni się nienawidzili, byli wrogami, a nie PARĄ!
- Może dla
ciebie ślub to nic takiego, ale ja wierzę w miłość. Chcę wyjść za mąż za
mężczyznę, który będzie mnie kochał, a nie za pacana, dla którego liczy się
tylko to, by nie zostać deportowanym!
Draco
mlasnął, okazując dezaprobatę.
- Kochanie,
nie tak ostro. Możemy zawrzeć umowę. W zamian za ślub dostaniesz awans.
Hermiona
już miała wybuchnąć, wyzywając Ślizgona od najgorszych, gdy nagle, wbrew sobie,
przyznała:
- Zgoda.
Odkąd
pracowała w korporacji, nie było mowy o żadnym awansie. Draco bardzo
rygorystycznie pilnował, by żaden z jego pracowników nie osiągnął zbyt dużego
sukcesu zawodowego. To oczywiście wiązałoby się z większymi kosztami, więc po
co?
A Hermiona
pragnęła być kimś więcej niż tylko księgową. Gdyby dostała awans, miałaby szansę
zarządzać grupką podwładnych ludzi, czego w głębi duszy zawsze pragnęła;
otrzymałaby swoje własne biuro – swój kącik. Nie musiałaby dłużej spędzać
wszystkich zachcianek Draco. Nie musiałaby przynosić mu kawy. Praca wreszcie
sprawiałaby jej radość.
Sama jednak
nie była pewna swojej decyzji. Czy próba unikania Ślizgona miałaby wiązać się z
wyjściem za niego za mąż?
„Myśl o
awansie” – powtarzała to zdanie niczym zbawienną mantrę.
- Dobrze,
Malfoy. Zostanę twoją żoną, jednak pod jednym warunkiem. Chcę awans oraz
zapewnienia, że po rozwodzie już nigdy więcej cię nie zobaczę.
Draco
zmrużył oczy. Warunki były jasno określone. Wyciągnął dłoń w stronę szatynki,
by przypieczętować umowę uściskiem ręki.
- Umowa
stoi.
Hermiona
podeszła do wyjścia, otwierając drzwi z hukiem. Już miała wychodzić, gdy nagle
uświadomiła sobie pewien fakt.
- A, misiu?
Jutro wyjeżdżamy do moich rodziców.
*
- Granger,
jesteś pewna, że to Anglia?
Draco dawno
nie odwiedzał swojej ojczyzny. Odkąd wyjechał do Stanów, minęło już dobrych
kilka lat. Mimo to nie sądził, by tak szybko udało mu się kompletnie zapomnieć,
jak wygląda Anglia. Wielka Brytania zawsze kojarzyła mu się z zatłoczonym
Londynem, Big Benem, gdzie roiło się od turystów, jego własnego domu, gdzie
zawsze czekała gromada Śmierciożerców. Nawet w Hogwarcie, zamku, znajdującym
się, jakby na to nie patrzeć, na kompletnym odludziu, było pełno krzyczących,
głośnych uczniów.
Miejsce, w
którym tymczasem się znaleźli, było zupełnie inne. Ciche. Spokojne.
Teleportowali się na wzgórze, z
którego było widać rodzinny dom szatynki. Tym, co zdziwiło Malfoy’a, nie była jednak
rezydencja państwa Granger’ów, tylko kompletna pustka. Gdzie nie spojrzał,
otaczały go jedynie pastwiska, łąki, gdzieś w oddali widniał las. Zero
cywilizacji. Kompletny brak innych budowli – tylko jeden, drewniany, wtopiony w
krajobraz dom.
- Tak,
Malfoy, to na pewno jest Anglia. Jeszcze pamiętam, gdzie mieszkałam przez
siedemnaście lat swojego życia. Chodź – odpowiedziała była Gryfonka, patrząc na
blondyna niczym na idiotę i ciągnąc go na ścieżkę, prowadzącą do jej rodzinnego
domu.
Hermiona
wzięła głęboki oddech, wdychając świeże powietrze. Czuła zapach morza,
kojarzący jej się z domem. Południowa Anglia miała w sobie coś, czego brakowało
Stanom Zjednoczonym. W Nowym Jorku nie było chwili na zatrzymanie się, wszystko
działo się tak szybko. Czasem ciężko było odnaleźć się w ciągłym zabieganiu.
Tutaj wszystko miało swój spokojny, leniwy tor. Okolice Brighton pomagały jej
się wyciszyć i choć nie bywała tu często, odkąd na stałe zamieszkała w Ameryce,
teraz poczuła się rozprężona i spokojna. Uśmiechnęła się pod nosem. Nawet
obecność blondyna nagle przestała jej przeszkadzać.
- Em,
Granger? Czemu ta owca się tak na mnie patrzy?
Hermiona
odwróciła się w stronę Draco, słysząc w jego nutę niepokojącą nutę – coś
pomiędzy strachem a zaniepokojeniem. Parsknęła, widząc sytuację, w której
znalazł się mężczyzna. Jedna z owiec, które do tej pory pasły się spokojnie na
pobliskim pastwisku, podeszła i zagrodziła mu drogę, patrząc na blondyna
wielkimi, ciemnymi oczami.
- To pewnie
miłość od pierwszego wejrzenia – mruknęła pod nosem, nie zaprzestając marszu. Draco
jęknął, przeczesując dłonią włosy. Nie miał co liczyć na pomoc szatynki, która
oddalała się, śpiesząc się, by jak najszybciej znaleźć się w swoim rodzinnym
domu.
- Psik –
podniósł głos, chcąc odgonić zwierzę, które stanęło mu na przeszkodzie. Owca
spojrzała na niego bezrozumnie. Mężczyzna westchnął ciężko. Mógł zrozumieć, że
ciężko było mu się odgonić od kobiet, ale naprawdę, żeby nawet owce nie miały
ochoty wypuszczać go ze swoich objęć?
- Och
Draco, po prostu ją wymiń! – krzyknęła z oddali Hermiona. Nie próbowała nawet
ukryć swojego uśmiechu.
Malfoy,
niczym ninja światowego formatu, wyminął zwierzę. Obejrzał się za siebie. Był
pewien, że owca zacznie go gonić. Ta jednak spokojnie przeżuwała trawę.
Wzruszył więc ramionami z nonszalancją, po czym rozejrzał się. Zobaczywszy, jak
daleko oddaliła się szatynka, jęknął głośno.
- Granger,
zaczekaj na mnie! – krzyknął.
*
- Mamo,
tato, pragnę, byście poznali mojego… - Hermiona mrugała powiekami w trybie
ekspresowym, co, jak zauważył Draco, było oznaką, że kłamie. Miał tylko
nadzieję, że jej rodzice nie zdają sobie sprawy z tego faktu. – narzeczonego. Oto Draco.
Malfoy
przywołał na twarz delikatny uśmiech. Wyciągnął rękę w stronę ojca Gryfonki,
który uścisnął ją, odwzajemniając gest. Po chwili Ślizgon poczuł, jak wszystkie
jego organy wewnętrzne zostają zgniecione, gdy rzuciła się na niego matka
szatynki, Jean Granger, przytulając go z całej siły.
Rozejrzał
się po pokoju, widząc uśmiechy na twarzach rodziców i wymuszony grymas na
twarzy dziewczyny, który chociaż wcale nie wyglądał nienaturalnie, ze szczerym
uśmiechem nie miał nic wspólnego. Wyswobodziwszy się więc z objęć starszej
kobiety, podszedł więc do swojej narzeczonej i objął ją ramieniem w pasie,
przyciągając do siebie.
- Hermiono,
masz takie szczęście, Draco wręcz promieniuje miłością!
W oczach
szatynki było tylko wahanie.
I wtedy
właśnie mężczyzna po raz pierwszy zawahał się i zastanowił czy na pewno
postępuje słusznie.
- Uwaga
Malfoy, najgorsze dopiero nadciąga – mruknęła mu do ucha kobieta, tuszując to
pocałunkiem w policzek. Jean aż pisnęła z ekscytacji, widząc ten czuły gest.
Draco zadrżał, marszcząc brwi. Od kiedy reagował tak na dotyk jakiejkolwiek
kobiety? – Nie poznałeś jeszcze mojej babci.
W tym
momencie do pokoju weszła starsza kobieta, ubrana w sportowy strój, z jarząco pomarańczową opaską nałożoną na siwe
włosy.
- Czy to
jest przyszły mąż mojego klopsika? – spytała głośno; Hermiona jęknęła, a Draco
uśmiechnął się pod nosem. Klopsika?
- Nazywam
się Draco Malfoy – wyciągnął rękę w stronę kobiety, ta jednak odtrąciła ją,
podobnie jak swoja córka zamykając mężczyznę w niedźwiedzich objęciach.
- Nie ma
potrzeby na takie formalności, młodzieńcze. Od dzisiaj będę cię nazywać
Fretunią. Bez obrazy, chłopcze, ale wyglądasz jak fretka, wiesz o tym?
Śmiech
Hermiony rozniósł się po całym pokoju.
Jeszcze
długo później szatynka śmiała się i śmiała, a Draco, choć na początku był mocno
urażony komentarzem staruszki, w końcu sam się uśmiechnął.
*
- Dobra
Malfoy, postawmy sprawę jasno. Ty śpisz po tej połowie łóżka. Ja po tej. Nie ma
przekraczania tej granicy, rozumiemy się?
Draco
uśmiechnął się złośliwie, a Hermiona spoliczkowała się w duchu za zły dobór
słów.
- Mówisz,
żebyśmy coś postawili? Granger, ty
zboczuszku!
- Malfoy,
nie narażaj mi się, bo jeszcze się rozmyślę – mruknęła. Choć ze wszystkich sił
starała się powiedzieć to możliwie jak najbardziej obojętnym tonem, w jej
głosie i tak było słychać iskierkę urazy. Ta umowa godziła w jej dumę i z dnia
na dzień coraz bardziej uważała, że był to naprawdę zły pomysł. Nie mogła
jednak się wycofać. Danego słowa zamierzała dotrzymać. Zamierzała zostać żoną
Draco i otrzymać ten upragniony awans.
- No, moja przyszła żono, nie dasz mi dotknąć
swojego ciałka? – westchnęła, słysząc słowa blondyna. Coraz częściej
przypuszczała, że takie słowne potyczki sprawiają mu nieopisaną przyjemność.
- Takie rzeczy
to dopiero po ślubie, Malfoy – stwierdziła, czując jak zalewa ją fala
nieokreślonego uczucia. Po ślubie… – Idę pod prysznic. Rozgość się.
- Może ci
potowarzyszyć, co? Nie będziesz się bała, taka samotna w pustej łazience? – nie
miała siły nawet tego komentować, po prostu przewróciła oczami, zamykając za
sobą drzwi.
Draco
ściągnął koszulę i rzucił się na łóżko, zaplatając ramiona za głową. Co on do
cholery robił? Właśnie spędzał noc w pokoju swojej narzeczonej – kobiety,
której nienawidził od tylu lat. Przerażał go fakt, że relacje, które ich
łączyły, nie miały znaczenia. Patrząc na Hermionę nie widział teraz tej
zaniedbanej kujonki, jaką była w Hogwarcie, lecz piękną kobietę, z którą
chciałby wiązać swoją przyszłość.
Nie dane
było mu długo rozkoszować się błogim lenistwem, gdyż do pokoju wtargnęła mama
szatynki. Widząc półnagie ciało blondyna, cicho zachichotała.
- Chciałam
tylko powiedzieć wam dobranoc. Nie hałasujcie za głośno w nocy, dobrze? Mamy
pokój tuż obok waszego – mrugnęła porozumiewawczo w stronę przyszłego zięcia.
Gdyby Draco nie był Draco Malfoy’em, pewnie by się zarumienił na podtekst
kryjący się w słowach starszej kobiety, lecz nie, on jedynie uśmiechnął się w
swój charakterystyczny, ironiczny sposób. Przyszła teściowa odwzajemniła gest.
– Dziękuję Ci, Draco.
Blondyn
zmarszczył brwi, siadając. Spojrzał na kobietę z niezrozumieniem.
- Za co?
- Za to, że
ją kochasz. Za to, że Hermiona jest przy tobie szczęśliwa. Za to, że z nią
jesteś. Dobranoc, mój drogi – skończyła, zamykając za sobą cicho drzwi.
A Ślizgon
jeszcze długą chwilę siedział, patrząc na drewniane wrota, myśląc, czy na pewno
postępuje słusznie.
*
Hermiona
wróciła do pokoju, ubrana w żółtą piżamę z wielkim słoniem na piersi. Draco
wykrzywił usta w uśmiechu na jej widok. Była taka śmieszna, urocza, słodka, niewinna.
- Czemu tak
na mnie patrzysz? – spytała kobieta, zauważając łapczywy wzrok, którym niemalże
pożerał ją Ślizgon.
Bo jesteś piękna.
- Już niedługo zostaniesz moją
żoną, chyba mogę popodziwiać ciałko mojej narzeczonej?
- Malfoy,
wiesz, że nie wystarczy tylko ślub? Będziesz musiał odpowiedzieć na pytania
urzędników, którzy będą chcieli za wszelką cenę udowodnić, że nasz ślub był
jedynie fikcją. Przecież ty nic o mnie nie wiesz.
Wiem o tobie dużo. Kiedy kłamiesz, mrugasz
oczami częściej niż normalnie. Przygryzasz dolną wargę, gdy jesteś zdenerwowana
lub zawstydzona. Jesteś taka niewinna – rumienisz się na widok mojego
półnagiego ciała. Jednocześnie jesteś jedną z najbardziej upartych osób, jakie
mam. Nie pozwalasz nikomu się obrażać. Masz charakterek i często pokazujesz
swoje pazurki. Widzisz, Granger, wcale nie wiem o tobie tak mało, jak ci się
wydaje.
Ale zawsze mogę wzbogacić swoją
wiedzę.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
– spytał Draco, wygodniej rozkładając się na łóżku. Hermiona zajęła miejsce
obok niego, przykrywając się po uszy kołdrą i cicho wzdychając. Było jej tak
dobrze!
- Zielony –
wymamrotała. Mężczyzna aż uniósł brwi ze zdziwienia. – A twój?
- Czerwony
– odpowiedział. – Ulubione miejsce?
- Łóżko.
- Praca.
Ulubiona potrawa?
- Słodycze,
uwielbiam wszystko, co słodkie.
- Lubię
francuską kuchnię, oprócz ślimaków. Wcale nie smakują jak kurczak, są okropne.
Hermiona
uśmiechnęła się, a w jej policzkach pojawiły się małe dołeczki, których Draco
nigdy wcześniej nie zauważył.
Sam nie
mógł się nadziwić, ile szczegółów do tej pory mu umykało, jak wiele tracił,
żyjąc szybko, intensywnie. Dzięki Granger zwalniał. Dzięki Granger żył.
*
Hermiona
przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Ciepło leżącego obok ciała
było nienaturalne. Czuła się niezręcznie, leżąc obok głupiego, upartego, lecz
jakże przystojnego i półnagiego mężczyzny.
- Granger,
czemu się tak wiercisz? – odezwał się zaspany głos po jej lewej.
Ona jednak
nie mogła oddać się w objęcia Morfeusza. Myślała o wszystkim, co spotkało ją w
ciągu ostatnich dwóch dni. Nigdy nie sądziła, że wyjdzie za mąż za mężczyznę,
którego nie darzyła żadnym uczuciem.
Chyba.
Poczuła,
jak Draco zmienia swoją pozycję. Przewrócił się na drugi bok, obracając twarzą
w jej stronę i zarzucił ramię na pas szatynki, przyciągając ją bliżej.
- Śpij –
usłyszała zachrypnięty szept mężczyzny, który sprawił, że na jej ciele pojawiła
się gęsia skórka. W świetle księżyca, przebijającego przez zasłony sypialni,
mogła dostrzec, jak gładka jest jego skóra i jak idealnie jasne są jego włosy.
A może jednak darzyła go jakimś uczuciem?
*
- Cii,
Jean, bo się obudzą zanim zrobię zdjęcie! Trochę dyskrecji, młoda damo! –
Granger otwarła powieki, słysząc podekscytowany szept swojej babci. Starsza
pani jęknęła zawiedziona, widząc, że jej wnuczka już się obudziła.
- Hermiono,
zamknij oczy i udawaj, że śpisz. Chcę wam zrobić zdjęcie, taka chwila musi
zostać uwieczniona w naszym rodzinnym albumie!
- Babciu! –
syknęła, uwalniając się z uścisku Draco, który nadal leżał wtulony w poduszkę.
Na ratunek
pośpieszyła Jean Granger, ujmując swoją matkę pod ramię i wyprowadzając z
pokoju. Będąc w progu posłała Hermionie ciepły uśmiech.
- Obudź
swojego narzeczonego, czeka was dzisiaj wiele zajęć. Tata chciał zabrać Draco
na ryby, a my, moja droga, jedziemy do Londynu. Musimy wybrać ci suknię!
Drzwi się
zamknęły, a Hermiona westchnęła ciężko. Jej rodzina pokochała Draco. Wolała nie
myśleć, jaka będzie reakcja babci, która była jawnie zauroczona w przyszłym
mężu swojej wnuczki, gdy ta dowie się, że wesele było tylko fikcją. Nie chciała
zastanawiać się, jak wytłumaczy rodzicom, że Malfoy wcale nie jest mężczyzną
jej życia.
Westchnęła,
szturchając mężczyznę w bok. Gdy ten nie zareagował, uśmiechnęła się przebiegle
i uderzyła go poduszką.
- Granger,
daj żyć – jęknął Ślizgon, kuląc się.
- Nie,
Malfoy, to jest wojna! – zaśmiała się Gryfonka, ponownie celując w mężczyznę.
Blondyn podniósł się natychmiastowo, a na jego ustach wykwitł szatański
uśmiech, gdy złapał kolejną poduszkę.
- Nie
odważysz się – mruknęła Gryfonka, patrząc na niego przymrużonymi oczami, w
których iskały ogniki złości.
- Nie?
Zamachnął
się z całej siły i wycelował poduszką. W pokoju rozległ się wysoki pisk
szatynki.
- Malfoy,
ty dupku!
Stojąca za
drzwiami Stephenie Granger jedynie cichutko zachichotała, słysząc śmiech
młodych. Byli tacy szczęśliwi! Przypominając sobie czasy własnej młodości
westchnęła, rozczulona.
Miała tylko
nadzieję, że Hermiona nie popełni jej błędów i nie pozwoli odejść mężczyźnie,
którego pokochała.
*
Odwiedzały
wszystkie salony z sukniami ślubnymi w mieście. Hermiona przymierzyła już
miliony modeli – od krótkich mini, przez tradycyjne, długie i z falbanami, aż do
finezyjnie ściętych po bokach krojów. I choć wszystkie suknie były piękne,
żadna z nich nie miała „tego czegoś”, o co chodziło Gryfonce. Pamiętała, że
ślub jest tylko mistyfikacją, a mimo to pragnęła tego dnia poczuć się jak
księżniczka.
Pragnęła być w oczach Draco najpiękniejszą
kobietą na świecie.
- Wyglądasz
przepięknie, kochanie – szepnęła Jean, gdy zobaczyła córkę w kolejnej sukni.
Granger obróciła się w stronę lustra i gdy w szklanej tafli ujrzała samą
siebie, zaniemówiła.
Suknia była
przepiękna. Materiał, delikatny niczym najdroższej klasy jedwab, układał się
falami na ciele kobiety, otulając je aż do kostek. W pasie przebiegał wąski,
zaplatany pasek, podkreślający szczupłą talię Gryfonki. Oprócz niego suknia nie
zawierała innych ozdobników. Model był skromny, lecz to właśnie w swojej
prostocie krył całe piękno.
Jean otarła
ukradkiem łzę wzruszenia, spływającą po policzku.
- Moja mała
córeczka wychodzi za mąż – mruknęła. Podeszła do córki, odgarniając włosy z jej
karku i zapinając na bladej szyi naszyjnik. Hermiona dotknęła dłonią zawieszki
w kształcie obrączki, badając palcami jej kryształową powierzchnię.
- Ten
naszyjnik przechodzi w naszej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Chciałam dać
ci go, kiedy naprawdę się zakochasz. Ten moment w końcu nastał. Widzę ten blask
w twoich oczach, gdy patrzysz na Draco. Między wami jest chemia, której nie
wolno ci zaniedbać – powiedziała Jean, składając na policzku córki pocałunek. –
Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa, kochanie.
- Już
jestem – odparła szeptem szatynka, pochylając głowę, by matka nie zauważyła
tony emocji przebiegających po jej twarzy.
Nie
kłamała.
Umowa,
która miała na celu tylko dostanie awansu, okazała się pretekstem do zakochania
w swoim odwiecznym wrogu.
*
- Panie Granger,
do czego to służy? – Draco wskazał na wędkę, trzymaną w dłoni przez starszego
mężczyznę. Thomas przeżył szok. Owszem, wiedział, że wybranek jego córki jest
czarodziejem i raczej nie orientuje się, do czego służą proste, codzienne,
mugolskie przedmioty, ale żeby nie rozpoznawać WĘDKI?
Zaczął
objaśniać zasady łowienia ryb Ślizgonowi. Choć wykład na początku wydawał się
Draco nieciekawy, z czasem kolejne kwestie zaczęły go intrygować i w końcu
skończył z wędką w ręce, zapinając robaka jako przynętę na jej końcu.
- Mogę ci
zaufać, prawda? – spytał nagle Thomas, świdrując blondyna spojrzeniem. Ten
spojrzał w oczy starszemu mężczyźnie i kiwnął głową, czując lekkie wyrzuty
sumienia. Był złym człowiekiem. Takim jak
on nie powinno się ufać.
- Kiedy Hermiona wróciła z
Hogwartu na wakacje po siódmej klasie, coś w niej się zmieniło. Wojna odcisnęła
na niej swoje piętno. Nie była już tą samą osobą. Straciła zdolność śmiania
się, straciła swoją radość życia i beztroskę. Później wyjechała do Stanów i nie
widzieliśmy jej przez kilka lat. A teraz wróciła, z tobą u boku, i jest
najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Dzięki tobie ona się uśmiecha, śmieje się,
żartuje. Jestem ci za to bardzo wdzięczny, Draco.
Jedyną
myślą w głowie blondyna było to, że on wcale na ten podziw nie zasłużył.
*
Rodzina
wypchnęła Draco oraz Hermionę z domu, by poszli na romantyczny spacer w świetle
zachodzącego słońca. Szli więc, od czasu do czasu stykając się ramionami. Gdy
dłoń Ślizgona przypadkowo musnęła tę należącą do szatynki, na twarzy Gryfonki
wykwitł niewielki, lecz dostrzegalny rumieniec. Ślizgon uśmiechnął się lekko,
widząc jej reakcję.
- Jakie
były twoje marzenia, zanim zaczęła się wojna? – spytała kobieta. Wiedziała, że
porusza drażliwy temat, jednak po prostu musiała to wiedzieć. Nie patrzyła w
oczy mężczyzny. Bała się zobaczyć w nich pustkę.
- Nie
miałem marzeń. Chciałem tylko przeżyć – odpowiedział po dłuższej chwili. W jego
głosie było jednak coś tak dramatycznego, że Hermiona obróciła się w jego
stronę. Zagryzła wargę, zbierając się na odwagę, by spojrzeć w szaroniebieskie
tęczówki. Draco spuścił wzrok. Nie chciał, by widziała, że za obojętną maską
kryją się uczucia, które chowały się głęboko właśnie w jego oczach. – A ty? Czego
pragnęłaś?
- Tego, o
czym marzy każda nastolatka. Bogatego księcia na białym koniu - mężczyzny, który kochałby mnie do końca moich
dni, dobrej pracy, małego, kochającego domku w spokojnej okolicy. Nie wszystko
wyszło tak, jak planowałam… - mruknęła, lekko się uśmiechając. Nie, jej życie
zdecydowanie nie przypominało tego, którego tak pragnęła, a jednak była
zadowolona.
Draco
zastygł, słysząc słowa szatynki.
Chciała
wszystkiego, czym on nie był.
Rujnował
jej możliwości na spełnienie marzeń przez swój egoizm, niemalże zmuszając ją do
ślubu. Wiedział, że Hermiona nie odmówi. Zbyt ciężko pracowała na awans, by
zaprzepaścić taką szansę.
Podjął
decyzję, ale zanim ją spełni, chciał doświadczyć jeszcze jednej rzeczy.
Złapał
Granger za rękę i przysuwając się bliżej, przycisnął swoje wargi do jej. Ogarnęło
go przejmujące uczucie. Smakował usta szatynki z wielką radością, czując ich
brzoskwiniowy posmak.
Czy tak wygląda miłość?
Hermiona
była pierwszą, która się odsunęła. Spojrzała na Draco z niezrozumieniem, a
jednocześnie uśmiechem. Czyżby to było możliwe, by Ślizgon darzył ją jakimś
uczuciem?
Czar jednak
prysł. Mężczyzna odwrócił się i mrucząc ciche przepraszam, wrócił szybkim
krokiem w stronę domu.
Gryfonka
jeszcze długo stała na drodze, patrząc w miejsce, gdzie zniknął blondyn, ze
łzami odrzucenia i niezrozumienia spływającymi po policzkach.
*
Draco
spakował swoje rzeczy jak najszybciej. Nie było ich wiele – mieli spędzić u
rodziców Hermiony tylko kilka dni.
Musiał się
stąd wydostać zanim Granger wróci.
Ślubu nie
będzie. Umowa była nieważna. W trakcie jej podpisywania oboje zapomnieli
wspomnieć, by nie angażować w ten związek uczuć. Teraz, gdy te się pojawiły,
sprawy się skomplikowane.
Nie mógł
jej tego zrobić. Nie mógł zabrać jej szansy na spełnianie marzeń. Wiedział, że
nigdy nie będzie mógł dać kobiecie tego, czego ona pragnęła. Był wszystkim,
czego nie chciała. To nie on był jej księciem.
Ale ją
kochał.
I właśnie
dlatego zapakował swoje rzeczy i wyszedł, mówiąc ciche „do widzenia” rodzicom
szatynki, którzy patrzyli na niego z niezrozumieniem, jednak nie zatrzymywali
go. Był im za to wdzięczny. Naprawdę zdążył ich polubić przez te kilka dni i
żałował, że nie będą mieli okazji więcej się spotkać.
Teleportując
się, widział przed oczami zapłakaną Hermionę, stojącą samotnie na dróżce.
Przeklął cicho. Zanim się zorientował, był już w Nowym Jorku.
*
- Nie! –
krzyknęła, gdy rodzice wyjaśnili jej, co się stało. Wpadła do swojego pokoju,
szukając choć śladu obecności blondyna. Potwierdzenia, że to, co się zdarzyło
to nie był jedynie chory sen.
Wszystko
zniknęło.
Ubrania,
kosmetyki.
Nie zostało
nic, co mogło by świadczyć o tym, że jeszcze godzinę temu w tym pomieszczeniu
był wybranek serca Hermiony, a jednak ona to wiedziała. Nadal czuła na swoich
ustach smak jego warg. W pokoju nadal wyczuwała jego zapach. Palcami nadal
mogła dotknąć jego jasnych włosów i zbadać ich jedwabistą fakturę.
Kobieta
zmarszczyła brwi. Nie zamierzała pozwolić temu idiocie tak po prostu odejść. Zdeterminowana
wrzuciła kilka rzeczy do torby, pocałowała rodziców na pożegnanie teleportowała
się do USA.
- Oj
Malfoy, chyba mamy sobie do wyjaśnienia kilka rzeczy – mruknęła pod nosem.
*
Hermiona
stała pod drzwiami rezydencji, gdzie mieszkał blondyn. Gdy nikt nie
odpowiedział na jej pukanie, wzruszyła ramionami i po prostu weszła do środka.
Draco stał
przy regale. Padające na niego światło podkreślało jasność jego cery i włosów. Był
ubrany w niedbale zarzuconą na ramiona koszulę i ciemne, obcisłe jeansy. Pakował do pudła książki i przy każdym ruchu
Granger mogła dostrzec, jak jego mięśnie się napinają. Na sam ten widok zaniemówiła i dopiero po chwili odzyskała zdolność mowy.
- Co ty
robisz? – spytała cicho. Blondyn zastygł, słysząc jej głos. Obrócił się w
stronę kobiety, nie dowierzając, że ona naprawdę tu jest.
-
Wyprowadzam się – odpowiedział. – Skończyła mi się wiza. Wracam do Anglii.
Granger
uśmiechnęła się smutno, podchodząc bliżej i kładąc rękę na jego nagiej piersi. Nie
umknęło jej uwadze, że pod wpływem jej dotyku mężczyzna zadrżał. Podniósł dłoń
i chwycił jeden z jej swobodnie opadających na twarz kosmyków, zaplatając go
sobie na palec.
- Dlaczego
odszedłeś? – spytała, patrząc prosto w szaroniebieskie tęczówki, w których
nagle pojawiła się iskra smutku.
- Bo nie
jestem kimś, kto odpowiadałby twoim wyobrażeniom.
Hermiona
posłała mu ciepły uśmiech, składając na policzku blondyna delikatny jak
muśnięcie skrzydeł motyla pocałunek.
- Masz rację. Wcale nie jesteś księciem na
białym koniu. Ale wiesz, czasy się zmieniły. Konie to już przeżytek, teraz ekscytują
mnie hipogryfy – Draco zaśmiał się, pierwszy raz od dawna tak szczerze i
naturalnie. Chwycił szatynkę w objęcia, przyciągając ją do siebie.
- Zwariuję
kiedyś z tobą, Granger – mruknął, sunąc nosem po jej szyi. W odpowiedzi
szatynka cicho zachichotała.
- A, Draco? Wcale nie musisz się
wyprowadzać. Czuję się dziwnie, mówiąc to, ale… ożenisz się ze mną?
Oczarowana. Tym słowem można określić wszystko, co teraz czuję.
OdpowiedzUsuńKomentarz bardzo krótki, noale.
Ściskam, em.
Padlam śmiechem!
OdpowiedzUsuńBoskie!
Ilość cukru przekroczyła niebotyczne ilości,ale czasem można ;)
Weny.
Pozdrawiam,Lili
to jest wspaniałe, cieszę się, że wróciłaś i to z tak piękną miniaturką.
OdpowiedzUsuńNIe ma znaczenia, że na podstawie filmu, ważne, że potrafiłaś film zamienić na mini Dramione
pozdrawiam
hmm ... Uwielbiam film i aktorów filmu "narzeczony mimo woli " . Wątek podobny (prawie) ... ogólnie rzecz biorąc to fajna miniaturka , ale zabrakło mi tu czegoś.
OdpowiedzUsuńDziękuję, słowa krytyki są dla mnie bardzo ważne. Wiem, że nie piszę w sposób idealny, ale chcę pisać coraz lepiej. Mogłabyś sprecyzować, co masz na myśli, mówiąc, że czegoś Ci zabrakło? Chciałabym wiedzieć, co można by poprawić:)
UsuńCałusy, Vilene
Sama chciałam napisać coś podobnego, ale ty zrobiłaś to o wiele lepiej. :)
OdpowiedzUsuńNo genialne! I kocham ten film! Rodzina Hermiony po prostu wspaniała! ;)
Czekam na więcej twojej twórczości.
Dramione True Love <3
Jeju, jaka cudowna miniaturka! Jest taka słodka i Draco jest taki kochany, że chyba się rozpływam, tak. Stanowczo się rozpływam.Czemu tacy mężczyźni muszą żyć na innej półkuli, no łaj. ;_;
OdpowiedzUsuńI ogólnie świetnie wykorzystałaś ten pomysł, naprawdę świetna robota. B| Oglądałam ten film (chyba.... cos mi się kojarzy) i z całą pewnością mogę stwierdzić, że Ci się udało. Rozśmieszyła mnie ta scena, kiedy Draco oznajmia panom z urzędu, że ma narzeczoną, przy okazji uświadamiając Hermionę. xD
Dalej, co dalej.... Ocena z owieczką jest najlepsza i wygrywa, chociaż o pierwsze miejsce rywalizuje z nią scena, gdy babcia i mama Hermiony chcą zrobić młodemu, śpiącemu narzeczeństwu zdjęcie. <3 I w ogóle babcia Hermiony to spoczi kobitka. Babcie zawsze są kochane.
Na szczęście, bo już mi skoczyło ciśnienie jak Draco uciekł (pff), wszystko zakończyło się szczęśliwie! Jest słodko czyli zupełnie tak, jak być powinno.
Pisz, kochanie, i nie przejmuj się ilością komentarzy. Nie wiedzą co tracą.
M.
genialne!
OdpowiedzUsuńMiniaturka świetna,fajne nawiązanie do filmu,ciekawie opowiedziane. Jest tylko jedno "ale"... Nie skupiasz się na tym co piszesz,pochłania Cie dalsza część historii...i gubisz wątek. Na początku napisałaś że Hermiona nieodwracalnie zmieniła swoim rodzicom pamięc i co? Odzyskali ją sami? Ale tak ogólnie super. Czekam na kolejną. Ewa
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity. <3
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z tym filmem , idealnie wykorzystałaś to w notce.
Draco - jak ja go niemiłosiernie uwielbiam xD
piękna miniaturka ;****
www.plonace-serca.blogspot.com <-- rozdział 1
Super ;D /Oluś
OdpowiedzUsuńGenialne :D
OdpowiedzUsuńSuper, super, super ! :)
OdpowiedzUsuńPięknie ci to wyszło ! Super pomysł z filmem oraz niesamowita notka ! :*
A tak przy okazji chciałabym zaprosić wszystkich na niesamowitego bloga, na którego niedawno się natknęłam.
http://wladcy-marmurowego-aniola.blog.pl
Jest to opowieść o Hermionie, która wkracza w szeregi czarnego Pana. Autorka niesamowicie opisała oraz wymyśliła przyczynę jej decyzji, sądzę, że blok na prawdę jest super i wam również się spodoba ! Serdecznie zapraszam i proszę o komentarze ponieważ autorka przestała wierzyć, że ktokolwiek odwiedza jeszcze jej bloga. Pozdrawiam :*
Przerabiaj, przerabiaj filmy bo naprawdę dobrze Ci to wychodzi😊 bardzo lubię Twój sposób pisania,
OdpowiedzUsuńAnita
Hej,
OdpowiedzUsuńTu Never i startuję z nowym opowiadaniem "Just Breathe". Serdecznie zapraszam do zapoznania się z Prologiem :)
zajawka:
"Urocza postać drugoplanowa. Jej wyjątkowe cechy wystarczały by mogła wybić się z tła postaci epizodycznych i czyniły z niej dobre wsparcie dla głównego bohatera. Oczywiście. Wkraczała do akcji w momencie kryzysowym i ratowała sytuację. Niewiele emocji. Jednostajne nastroje przez większość czasu. Tyle się w niej widzi.
Spokojna, mądra, wierna, ambitna – mówimy bez zastanowienia. Myślimy, że wiemy o niej wszystko. Nie tylko my. Większość.
A przecież zasługuje na więcej. Na znaki szczególne, słabości. Na prywatność.
Mówimy, że ją znamy, choć nie mamy prawa do takich słów."
Pozdrawiam i życzę weny!
ostatnie-dramione.blogspot.com
Urocza😊 zwięzła, wartka akcja na poziomie. Gratuluję.
OdpowiedzUsuńGenialne. Więcej nie mogę powiedzieć na ten temat bo to słowo mówi wszystko.
OdpowiedzUsuńKońcówka podobała mi się jak najbardziej! Ale chyba ciężko było Ci zacząć, prawda? Bo o ile od połowy czyta się świetnie i tak lekko, to początek jest nieco sztywny, a akcja leci zbyt szybko. Nie mniej, podobało mi się. :D
OdpowiedzUsuńNapisałabym coś więcej, ale oczy mnie bolą od tak jasnej czcionki na tak ciemnym tle, zwłaszcza, że jest malutka.
Pozdrawiam,
Koneko
/short-stories-koneko.blogspot.com/
Miniaturka fajna, dobrze napisana, ale jeśli na początku wspominasz, że nieodwracalnie usunęła pamięć rodzicom, to nie umieszczaj ich później jako bohaterów drugoplanowych haha, widzę małe niedopatrzenie, ale każdemu się zdarza ;)
OdpowiedzUsuń