piątek, 30 stycznia 2015

Let me fix you - rozdział I

Cześć Misie! 

Jak minął Wam tydzień? Ja dosłownie umieram ze zmęczenia. Chyba zaraz pójdę spać. Obawiam się tylko, że jak położę się teraz, to obudzę się w niedzielę. ;____; 

Dodaję pierwszy rozdział i bardzo, bardzo liczę na Wasz odzew. Jest mi przykro, że prolog skomentowało tylko 9 osób. Nie wiem, co mam myśleć. Jest aż tak źle?  

Liczę na Wasze komentarze. Dajcie znać, czy historia Wam się podoba oraz czy sam pomysł przypadł Wam do gustu. Wasze opinie są dla mnie naprawdę cenne, dają mi motywację i siłę do pisania. Powiedzcie mi, co sądzicie! :)

Zapraszam do czytania. Kolejny rozdział ukaże się za tydzień lub dwa. 

Kocham Was bardzo! 

PS. Wybaczcie mi błędy. Jestem zbyt zmęczona, by sprawdzić ten tekst po raz kolejny, więc pewnie zapodziały mi się jakieś literówki. Postaram się go wkrótce jeszcze raz przejrzeć i edytować ^^
PS2. Akapity dalej są na mnie obrażone. Wybaczcie mi to.


Doktor Waison zmarszczył brwi, drapiąc się po łysej głowie. Szatynka po raz pierwszy widziała go tak poważnego. Staruszek zawsze był oazą żartów i uśmiechu. Tym razem jednak świdrował ją wzrokiem swoich małych, niebieskich oczu, przez co była Gryfonka czuła się wyjątkowo niekomfortowo.
- Hermiono, nie możesz tak po prostu odmówić udzielenia pomocy pacjentowi! Jesteś naszą najlepszą lekarką, a pan Malfoy jest w stanie krytycznym. Jest niestabilny psychicznie. Ma myśli samobójcze, głęboką depresję, zaburzenia odżywiania, okalecza się. Moja droga, jesteś jego jedyną nadzieją na wyzdrowienie.
Szatynka schowała twarz w dłoniach. Doskonale wiedziała, że zachowuje się co najmniej nieprofesjonalnie, próbując zrzucić obowiązek opieki nad Malfoy’em na kogoś innego. Nie mogła jednak nic na to poradzić. Nie chciała współpracować z Draco. Nadal nie mogła zapomnieć tych wszystkich okropnych słów, które skierował w jej stronę, mimo, że minęło już tyle lat. Nie była w stanie wytrzeć z pamięci przepłakanych przez nie nocy.
            - Panie Waisonie… Thomasie – poprawiła się szybko, przypominając sobie, że staruszek poprosił ją, by nie mówiła do niego po nazwisku, gdyż czuł się wtedy wyjątkowo staro. – Znam tego mężczyznę. Chodziliśmy razem do szkoły i, cóż by tu dużo mówić, nienawidziliśmy się. Nie sądzę, by to był dobry pomysł, bym to ja była jego lekarzem. Draco na pewno nie będzie chciał się zwierzać osobie, której nie tolerował przez tyle lat… - mruknęła, mając nadzieję, że to przyniesie oczekiwany efekt. Przecież w klinice było tylu innych, doskonałych psychiatrów! Każdy z nich mógłby się zająć przypadkiem Draco Malfoy’a. Dlaczego miała robić to właśnie ona?
            Doktor Waison poprawił okulary na nosie, a jego twarz rozświetlił ten uwielbiany przez wszystkich pacjentów i pracowników ośrodka uśmiech.
            - Myślę, moja droga, że właśnie dlatego, że się nienawidziliście przez tyle lat, jesteś jedyną osobą, która może przywrócić życie Draco Malfoy’owi.

*
         
           - Powtórzę po raz ostatni, Zabini. Nigdzie, do cholery, nie idę. Czy to naprawdę tak ciężko zrozumieć? – Draco wręcz wysyczał ostatnie słowa, widząc, jak Blaise zabiera kufer z jego rzeczami, by wpakować go do kolejnego cudownego wynalazku mugoli, samochodu.
            - Sam przyznałeś, że potrzebujesz pomocy – odpowiedział Blaise, przepychając przyjaciela w przejściu, by móc zanieść do auta klatkę z jego sową, Amel. Było to piękne, śnieżnobiałe zwierzę. Choć Zabini zdawał sobie sprawę, że w mugolskim ośrodku terapeutycznym posiadanie sowy będzie co najmniej dziwne, wiedział, że będzie to jedyna droga, którą będzie mógł skontaktować się z Draco. Już na wstępie pacjentom odbierano telefony komórkowe oraz wszelkie inne cuda mugolskiej elektroniki. Pacjenci mieli pozostać odizolowani od świata zewnętrznego. Blaise nie chciał jednak, by tak było w przypadku jego najlepszego przyjaciela, dlatego podarował mu Amel. Wiedział, że w najbliższym czasie będzie ona ich jedynym łącznikiem.
            - Ale mówiąc, że potrzebuję pomocy, nie chciałem, żebyś wysyłał mnie do pieprzonego psychiatryka! – warknął Ślizgon, obejmując się ramionami. Zabini westchnął ciężko, chcąc wyjaśnić, lecz Draco kontynuował . –  Pieprz się Blaise. Wiem, że chodzi ci tylko o to, żeby się mnie pozbyć, wyrzucić jak niepotrzebnego śmiecia. Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy, że męczy cię opieka nade mną? Do cholery, obiecałeś, że mi pomożesz! Nie dotykaj mnie, kurwa! – wykrzyczał, gdy mulat próbował chwycić go za przedramię.
            Zabini odsunął się na odległość kilku kroków. Był przerażony. Dawno nie widział Malfoy’a tak rozchwianego emocjonalnie. Jeszcze przed chwilą było przecież wszystko w porządku, jeszcze niedawno Draco zgodził się na terapię!
Mimo gniewu w  oczach, Ślizgon się trząsł, a na jego czoło wystąpiły kropelki potu.
- Po prostu zostaw mnie w spokoju, Zabini – mruknął blondyn. Załamał mu się głos, więc odchrząknął cicho, kierując swoje kroki do własnego pokoju i zamykając za sobą z trzaskiem drzwi.
Blaise usiadł przy stole, chowając  twarz w dłoniach.
Nie jest łatwo uratować osobę, która wcale tego ratunku nie chce.


*

Draco śpiąc, zmarszczył czoło.

- Jesteś bezwartościowy. Co z ciebie za Śmierciożerca? Nie potrafisz wykonać nawet jednego zadania poprawnie! – krzyknął Lucjusz, biorąc zamach i uderzając syna w policzek. Draco cofnął się, spoglądając na ojca z bólem w oczach.
To była jego wina. Nie powinien być tak słaby.
Chciałby zabić tę dziewczynę. Chciałby móc być do tego zdolnym.
Pochylił głowę. Nie był potworem. Nie umiał mordować. Był tylko patetycznym nastolatkiem, na którego kark spadło zbyt wiele zadań, których nie umiał udźwignąć.
- Żałuję, że jesteś moim synem. Nie jesteś godzien, by tak się nazywać – syknął Lucjusz, wychodząc z pokoju, zostawiając blondyna samego, z bryłą lodu zamiast serca.

Przewrócił się na drugi bok, a z jego ust wydobyło się ciche jęknięcie.

            Klęczał nad ciałem własnej matki i żałował, że nie potrafi zdobyć się na łzy, które w pewien sposób uczciłyby jej pamięć. Jej śmierć nie wywołała u niego smutku, a jedynie złość. Gniew. I to nawet nie na Lucjusza, który zamordował Narcyzę.
            Draco był zły na samego siebie, że nie  umiał jej obronić. Była jego matką, jedyną osobą, której chociaż w pewnym stopniu na nim zależało. Powinien być przy niej, nie odchodzić od jej boku. Doskonale wiedział, że ojciec będzie chciał ukarać Narcyzę za to, że postanowiła odejść, uwolnić się od tyrana, którym był Lucjusz.
            Nigdy nie powinien zostawiać jej samej w takiej sytuacji. A wyszedł, niby tylko na chwilę…
            O chwilę za długo.
            To wszystko było jego winą.
            Wtedy właśnie Draco Malfoy po raz pierwszy przyznał, że nienawidzi samego siebie.
           
             Blondyn obudził się, zlany potem. Chcąc zetrzeć słone krople z czoła, poczuł, że jego policzki również są mokre. Płakał przez sen, znowu. Rozsypywał się na kawałki, których nikt nie umiał – a może nie chciał? - skleić.

            Patetyczny
            Bezwartościowy
            Słaby
            Beznadziejny
           
           - Blaise? – zawołał, wiedząc, że brunet nie odszedł. Zawsze zostawał, niezależnie ile razy Draco wykrzykiwał, jak bardzo go nienawidzi. Malfoy miał najlepszego przyjaciela na świecie i nienawidził się za to, że nigdy nie potrafił docenić tej więzi.
            - Wołałeś mnie? – drzwi otwarły się i mulat wszedł do środka, siadając na łóżku obok Malfoy’a, który momentalnie odsunął się. Nie lubił bliskości. Nienawidził, gdy ktoś go dotykał.
            Pragnął, by ktoś mu pomógł, a jednocześnie modlił się, by wszyscy dali mu spokój i pozwolili zostać samemu. Chciał bliskości, ale odpychał od siebie przyjaciół. Zamierzał przetrwać kolejny dzień, lecz w jego umyśle główną myślą było „niech to wszystko wreszcie się zakończy”.
            - Ja… muszę iść na tę terapię.

*
            
           Hermiona westchnęła ciężko. Dzisiaj czekał ją trudny dzień. Nie wiedziała, czego może spodziewać się po pierwszej sesji z Draco.  Gdy czytała kartotekę jego choroby nie mogła uwierzyć, że to ta sama osoba, którą nienawidziła przez tyle lat. Malfoy, którego znała, nie miał depresji, stanów lękowych, myśli samobójczych. Co wydarzyło się od czasu zakończenia wojny w życiu blondyna? Co miało na niego taki wpływ?
            Usiadła w gabinecie, popijając małymi łykami gorącą herbatę. Niecierpliwie spoglądała na zegarek. Do wizyty pozostało jeszcze dziesięć minut. Stukając niecierpliwie palcami, oczekiwała swojego pacjenta.
            Odkąd dowiedziała się, że będzie zajmować się przypadkiem Malfoy’a, wyobrażała sobie, jak będzie wyglądać ich pierwsze spotkanie. Może Draco już po wejściu obrzuci ją wyzwiskami? Nie będzie chciał przyjąć pomocy od szlamy? Zastanawiała się, czy po wejściu do jej gabinetu twarz Ślizgona przeszyje zdziwienie, szok, złość? Może od razu wyjdzie? Miała tylko nadzieję, że nie wyśmieje jej kwalifikacji. Była ambitną osobą, nie zniosłaby takiego upokorzenia!
            Gdy jednak Draco wszedł do pomieszczenia, to nie na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. To Hermiona była zszokowana.
            Bo osobą, która pojawiła się w jej gabinecie, nie mógł być Draco Malfoy. Ten człowiek nie miał nic wspólnego z pewnym swojej wielkości i wyjątkowości Ślizgonem, którego znała. Po otwarciu drzwi nie rzucił żadnym sarkastycznym komentarzem, choć w jego oczach błysnęła iskra, która dała byłej Gryfonce pewność, że ją rozpoznał.
Mężczyzna zmienił się również pod fizycznym aspektem. Zawsze był chudy, lecz teraz Granger była pewna, że ma wielokilogramową niedowagę. Ubrania wręcz na nim zwisały, ukazując obraz rozpaczy. Kolor jego skóry był co najmniej niepokojący. Wyglądało na to, Malfoy od wielu miesięcy nie widział światła słonecznego, przez co jego karnacja była trupio biała. Ale najgorszy w tym wszystkim był wyraz jego oczu, przedstawiający tylko i wyłącznie pustkę.
            Siedzieli tak, patrząc na siebie przez kilka minut, podczas gdy oboje próbowali otrząsnąć się ze zdziwienia. W końcu Malfoy uniósł brew i Hermiona otrząsnęła się ze zdumienia, odchrząkając.
            - Witam, panie Malfoy. Nazywam się Hermiona Granger i będę pańskim lekarzem prowadzącym – czuła się zażenowana, zwracając się do Ślizgona per „pan”. Draco zlustrował ją tylko obojętnym spojrzeniem.
            - Och, Granger, nie musisz zwracać się do mnie tak oficjalnie. Znamy się w końcu od jakiś dziesięciu lat – nawet jego głos był inny. Cichy, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Teraz mężczyzna nawet na nią nie patrzył. Jego wzrok utkwiony był w jednym punkcie, gdzieś na podłodze.
            Hermiona zaczęła się zastanawiać, czy Malfoy nadal jest jeszcze człowiekiem, czy też zmienił się w pozbawioną serca maszynę.
            - Więc, Draco, jak się czujesz? – spytała, rozpoczynając typowy wywiad, jaki przeprowadzała z każdym nowym pacjentem. Odpowiedziała jej jednak tylko cisza. Blondyn nie reagował. Nadal wpatrywał się w podłogę, jakby była ona najciekawszym elementem wystroju sali.
            - Dlaczego tu jesteś? – niezniechęcona, zadała kolejne pytanie. Nadal nic. Malfoy podniósł wzrok, ale jego oczy nie wyrażały niczego. Bezwiednie podciągnął rękawy swojej czarnej koszuli i Hermiona mogła zauważyć blizny, znajdujące się na jego przedramionach. Niektóre z nich nie zdążyły jeszcze się zagoić, miały więc ciemnoczerwony kolor, tak mocno kontrastujący z bladą skórą mężczyzny.
            - Jakie są twoje zainteresowania? – nadal nic, kompletny brak reakcji.
            Hermiona westchnęła. Wiedziała, że będzie trudno. Blondyn znalazł się w nowej sytuacji, potrzebował czasu, by przywyknąć do otaczającej go rzeczywistości. Wielu pacjentom ciężko było otworzyć się na specjalistów. Uważali psychiatrów za zupełnie inny, nieludzki gatunek. Potrzebowali wielu dni, tygodni, a czasem nawet miesięcy, by zauważyć, że lekarze to również ludzie, mający swoje własne problemy, troski, powody do uśmiechu, zainteresowania.
            - Chciałbyś porozmawiać ze mną na jakiś konkretny temat?
            Usta mężczyzny wykrzywiły się w grymasie, a Hermiona pomyślała, że nigdy nie sądziła, że uśmiech może wyglądać tak smutno.
            Nie odezwał się jednak.
            Przez pozostałe pół godziny jedynie siedzieli i patrzyli się w swoje oczy. Granger próbowała wyczytać z szaroniebieskich tęczówek cokolwiek. Jakiekolwiek emocje. Wolę walki. Całkowitą rezygnację. Nienawiść. Gniew, ból, cokolwiek. Ale nie mogła. Oczy blondyna były całkowicie puste i wtedy właśnie Hermiona zdała sobie sprawę, że stan Draco Malfoy’a nie jest zły, lecz krytyczny.

*
           
           - Thomasie, proszę, zastanów się ponownie! Ja nie umiem mu pomóc! Draco nawet nie chce ze mną rozmawiać. Jak mam mu pomóc w takiej sytuacji?
            Starszy mężczyzna zdjął z czubka głowy okulary, wyciągnąwszy z fartucha chustkę i przecierając spocone czoło. Granger nalegała, by zmienić jej przydział. Doktor Waison miał jednak przeczucie, że jeżeli ktoś może pomóc pacjentowi, to tylko ona. Wiedział, że w przeszłości nie przepadali za sobą. Tylko że teraz problemem Draco był fakt, że on nie czuł. I choć brzmiało to brutalnie, doktor uważał, że nawet nienawiść, którą mógłby odczuwać w stosunku do szatynki byłaby lepsza niż nic, kompletna obojętność.
            - Hermiono, proszę, daj sobie jeszcze tydzień. Jeżeli nie uda ci się nawiązać żadnej współpracy z panem Malfoy’em, a jego stan nadal będzie się pogarszał, skierujemy go do innego psychiatry.
            - Tydzień? – chyba mogła przystać na taką propozycję. Chociaż nadal darzyła blondyna nienawiścią – czy może raczej skrytym żalem? – pragnęła mu pomóc.
W końcu o to chodziło w jej pracy, taki był jej cel. Została psychiatrą, chcąc pomagać ludziom, którym, jak się wydaje, już nic nie może pomóc. Może nie powinna od razu skreślać ich współpracy? A jeżeli się nie uda, Draco zostanie skierowany do innego lekarza i Hermiona nie będzie musiała zaprzątać sobie głowy problemami Ślizgona.
            Z nieco lepszym humorem wyszła z gabinetu starszego mężczyzny. Może Draco nie jest wcale taki zły? Może będzie w stanie mu pomóc?

*
           
          Draco położył się w tak obcym sobie łóżku, wzdychając ciężko. Wiedział, że to będzie jedna z tych złych nocy, podczas których był przekonany, że całe jego życie nie ma sensu, a pobyt w ośrodku będzie bezowocny, bo dla niego nie było już ratunku.
            Gdy patrzył w przeszłość, sam nie potrafił uwierzyć w zmianę, jaka w nim zaszła. Hogwart był jednocześnie najpiękniejszym, jak i najgorszym okresem w jego życiu. Może  i był wtedy nadętym, zadufanym w sobie dupkiem, ale był szczęśliwy. Śmiał się. Chodził na imprezy. Żył. Miał przyjaciół, dziewczynę.
            I wtedy wszystko zaczęło się psuć.
            Śmierciożercy nie pragnęli. Gdy czegoś zechcieli, po prostu to brali, nie bacząc na konsekwencje. Na początku sprawiało mu to satysfakcję. Będąc jednym z nich czuł się silny jak nigdy dotąd. Miał władzę. Świat stał przed nim otworem, lub tak przynajmniej mu się wydawało. Był „tym złym”, którego wszyscy się bali.
            Później zaczęły się wyrzuty sumienia. Długie, nieprzespane noce, podczas których rozmyślał, co jest dobre, a co złe. Zaczął się izolować. Odseparowywać od ludzi. Jego najlepszymi przyjaciółmi stały się papierosy i alkohol.
            A teraz wylądował tutaj, w zakładzie dla ludzi chorych psychicznie, i nic, naprawdę nic nie było w porządku.
            I był sam. Znowu.
            Po jego policzku spłynęła jedna, druga, następnie kolejna i kolejna kropla.
            Nie umiejąc walczyć ze swoimi demonami, po prostu płakał, mimo, że łzy tak bardzo nie pasowały do wizerunku chłodnego i obojętnego na wszystko Draco Malfoy’a. 


16 komentarzy:

  1. Pieprzę w tym momencie ideologię pedagogiczną Pastelozziego, bo jak dostałam info o nowym rozdziale, to nie mogłam się powstrzymać.
    Zacznę od podkreślenia tego, że wybrałaś sobie trudny temat - emocje, psychika. Z doświadczenia wiem, że nie łatwo jest pisać o takim załamaniu jakie przechodzi Draco, ale Tobie się to udaje. Tak sycisz emocjami słowa, że są one bardzo realistyczne. Wspomnienia sprawiają, że mam łzy w oczach. Końcówka rozdziału sprawia, że te łzy płyną po policzkach.
    Nie patrz na ilość komentarzy, choć wiem, że to trudne. Pisz dla siebie. Pisz, póki zostanie jedna osoba, która będzie to czytać. Błagam.
    Bo ja zostanę tu do końca.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  2. Vilene, serio nie sądziłam, że aż tak sobie genialnie z tym poradzisz, nie żebym wątpiła w Twoje umiejętności, nie, po prostu nie sądziłam, że opiszesz to wszystko w sposób tak realistyczny i tak... tak naturalny. Cały stan Draco jest normalnym zachowaniem na jego przeszłość, bo jestem pewna, że jeśli ktoś przeszedłby to, co on, również wpadłby w głęboką depresję. Sądziłam, że coś powie na pierwszej rozmowie - okazało się, że Hermiona będzie miała o wiele trudniej. On po prostu nie chce żyć i to jest w tym wszystkim najboleśniejsze. Wyję jak głupia; dawno nie płakałam na czytaniu opowiadania, także powinnaś być z siebie dumna. I masz być, bo jest z czego, głupku. Powróciłaś w genialny stylu i widać, że ta długa przerwa dała Ci kopa i powróciłaś silniejsza. Z tego rozdziału chyba najbardziej wzruszyła mnie siła przyjaźni między Draco, a Blaisem. O takiego przyjaciela trudno, który mimo, że jest się już na dnie, jest gotów przybyć na każde zawołanie... Smutne, ale prawdziwe. Dałaś mi kopa do napisania swojego rozdziału, także już kończę. Jakoś się stęskniłam dzięki Tobie za pisaniem.
    Czekam na kolejny!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Więc...
    Po przeczytaniu tego rozdziału nagle nie wiem co powiedzieć, a rzadko mi się to zdarza :P
    Emocje Draco opisałaś tak realistycznie, że aż sama czytając poczułam się trochę jakbym była w jego skórze, jakbym dokładnie rozumiała, co przeżywał. To niezwykłe umieć tak opisać sferę duchowną czy psychiczną, żeby ktoś inny to poczuł. Tobie się to udało. Gratuluję ;)
    Trochę była dla mnie stresująca jego rozmowa z Hermioną, zupełnie jakbym była świadkiem tej sytuacji. Może dlatego, że uwielbiam Malfoya-Feltona i zaczęłam to przeżywać, jakby to działo się naprawdę xD Widać, że już, po zaledwie 1 rozdziale i prologu, wciągnęło mnie Twoje opowiadanie.
    Kochanemu blondynowi w Twoim opowiadaniu życzę, by z powrotem poczuł się dobrze, a Granger, by sama się przy nim nie załamała i by zdołała mu pomóc. To chyba byłaby dla niej największa satysfakcja.
    To dziwne, że składam życzenia bohaterom opowiadania xD cóż... kolejny dowód na to, że po prostu wciągnęło mnie na maxa i znowu z niecierpliwością będę czekać tydzień na kolejny rozdział. Błagam, nie każ czekać dwóch tygodni, bo będę Cię męczyć i dręczyć! :P
    A skoro jesteśmy przy życzeniach, Tobie życzę duuuużo weny, chociażby na bardzo ciekawych lekcjach... :P
    Pozdrowionka przesyłam!
    Kusieł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS: Tam miało być "duchową" nie "duchowną"... Efekty uboczne zakonu xD

      Usuń
  4. To jest genialne! Nigdy nie czytałam takiego opowiadania. Jestem bardzo ciekawa kolejnych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam ❤❤❤❤❤❤❤
    Ponadto chcialam tylko dodać ,ze cieszy mnie fakt że Malfoy nie odrazu zakochuje sie w Hermionie jak to czesto sie zdarza w opowiadaniach innych fanów Dramione. Emocje opisane w mistrzowski sposob licze na wiecej i to jak najszybciej
    Pozdrawiam Magda

    OdpowiedzUsuń
  6. Tylko tyle?! Na prawdę?!!
    EE... więc. Wczytałam się i to całkiem nieźle. Kolejny tydzień/2 czekania...
    Ogólnie pomysł historii bardzo mi się podoba. Niby wiadomo już było na początku że to Hermiona zostanie psychiatrą Draco i że zajmie naprawdę sporo czasu zanim zbliży się do chłopaka, ale mimo wszystko posiada to w sb taką delikatną nutkę ciekawości. Coś co nie pozwala mi ominąc tej opowieści. I bardzo się cieszę!
    Czekam na 2 rozdział
    Lora
    PS> Ile ta opowieść będzie miała rozdziałów?:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Tu nic nie trzeba mówić.. Ty sama doskonale wiesz, że to opowiadanie jest po prostu wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju. Błagam tylko, żebyś rozważyła dodawanie dłuższych lub częstszych rozdziałów.
    Życzę więc weny i chociaż odrobiny odpoczynku. Sama wiem jak to jest nie mieć na nic siły.
    Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Korzystając z tego, że mam noc poświęconą sprawom blogowym, niemal od razu po przeczytaniu Twojego komentarza, weszłam zobaczyć co tutaj wstawiasz.
    Niewiele będę mogła powiedzieć - w końcu to dopiero pierwszy rozdział nowej historii. Jednak postaram się jak najtrafniej oddać moje odczucia.
    Zazwyczaj stronię od opowiadań, w których to Draco przedstawiony jest jako słabsza strona. Tak jakoś utarło się w tej mojej główce i podświadomie trzymam się określonego schematu. Pewnie wskoczyłabym w inną historię, gdyby nie to, że moim postanowieniem noworocznym jest zerwanie ze starymi nawykami. Podejrzewam, że zrobiłam to tak chętnie, gdyż miałam do przeczytania tylko jeden rozdział, więc wcale nie trudno było się przełamać.
    Zacznijmy od początku - uwielbiam motyw dochodzenia do siebie po wojnie. Można naprawdę wykazać się przy kreowaniu psychiki bohatera. Poza tym, jak wcześniej wspomniałaś, w serii jest spora luka, jeśli chodzi o ten czas, więc można swobodnie wymyślać wydarzenia, bez żadnych zmartwień, związanych z kanonem. Tyle wygrać!
    Fakt, jest to bardzo ciężki temat, ale gdy włoży się w przygotowanie fabuły i opisów wystarczająco dużo pracy i czasu, efekty mogą być naprawdę powalające. Właściwie, będąc szczerą, jestem wielką zwolenniczką przedstawiania bohatera za pomocą "tego, co niewypowiedziane".
    Hermiona, jakby nie było, zawsze pasowała mi do roli wykształconej i pomocnej, więc nic dziwnego, że prędzej czy później przywiązałam się do jej obrazu jako magomedyka lub, jak tutaj, psychiatry.
    Staram się przestawić na tryb płaczącego Draco, gdyż w moich wyobrażeniach takie załamanie wyglądałoby nieco inaczej. Jednakże dopuszczam do siebie taką możliwość, gdyż reakcje na tak traumatyczne przeżycia bywają różne.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na ciąg dalszy, bo niezmiernie ciekawi mnie jakie będą pierwsze słowa, które padną z ust Malfoya. Mam nadzieję, że będzie to coś bardziej wyszukanego i górnolotnego niż "Granger, ty szlamo", haha :) Chociaż pewnie pękłabym ze śmiechu, gdyby naprawdę to powiedział.

    PS. Wiem, że to opowiadanie z serii "te poważne", ale mam nadzieję, że nie zabraknie tutaj, choćby najmniejszej dawki, humoru.

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie opisujesz i nazywasz emocje :) nigdy nie czytałam takiego Dramione, temat jest bardzo interesujący i zaczyna się bardzo ciekawie.
    czekam na następny rozdział :D
    pozdrawiam
    iam_crazy

    OdpowiedzUsuń
  10. :O
    Nie mogę.
    Kurde, masz talent dziewczyno!
    Draco jak mi go żal :'(
    Kurcze, nie wiem co napisać :/
    Pisz, pisz, pisz!
    Czekam na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam,
    Andromeda

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow. To jedynie, co potrafię teraz powiedzieć. Nie jestem w stanie wykrztusić siebie żadnego logicznego zdania. Jak wcześniejsze osoby powiedziały, wybrałaś sobie trudny temat, ale doskonale sobie radzisz. Mają całkowitą rację.
    Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział. Na pewno będzie równie wciągający jak ten, który przeczytałam na jednym wydechu.
    Pozdrawiam,
    Miss Frost

    OdpowiedzUsuń
  12. Wowww... Rozdział mimo, że do najdłuższych nie należy ma w sobie tyle emocji, że trudno jest mi napisać cokolwiek sensownego. W takim razie powiem tylko, że jest świetny i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Pierwsza konfrontacja Miony i Dracona opisana....Mistrzowsko. Wzruszyłaś mnie. Lecę dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zachowanie Hermiony bardzo mi się podobało. Może nie było (jak to ujęłaś) profesjonalne, ale wynikało z jej negatywnych doświadczeń, które miała z tym człowiekiem. Zresztą wierzę, że to odbiłoby się na pewno na jego zdrowiu. Nie rozumiem zachowanie przełożonego Hermiony. Pacjenta w takim ciężkim stanie nie konfrontuje się z wrogiem, który może wywołać jeszcze większe negatywne emocje. Osobiście zmieniłabym nieco przebieg akcji i zrobiła z Hermiony nie pierwszego psychiatry, a raczej ostatniego. Po tylu nieudanych sesjach z całkiem obcymi psychiatrami natrafia na kogoś co prawda znajomego, ale przy najmniej rozumiejącego go. Jednak to tylko moje małe fantazje :)
    Autkom o innym mugolskim cudom techniki w świecie czarodziejskim mówię zdecydowanie NIE. To zabija klimat, niestety. Graciak Weasleyów jest oczywiście wyjątkiem :)
    Widzę, że trauma Dracona nie wzięła się z powietrza. Straszne przeżycia, które bardzo wpłynęły na jego postrzeganie się. To dobrze, że w końcu się zgodził na ten krok, by się leczyć. Teraz wszystko będzie zmierzało w lepszym kierunku, mam przynajmniej taką nadzieję.
    No i w końcu nadeszło ich pierwsze spotkanie. Hermiona zareagowała trochę zbyt oficjalnie, ale nerwy i przyzwyczajenia mogą robić swoje. Wyszło jak wyszło między nimi. Nie sądziłam, że Draco będzie taki obojętny na Hermionę. No jestem ciekawa jak przebiegnie ten tydzień próbny. Teraz może się wiele dziać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem, co mam powiedzieć. Zostanę tu do końca. Obiecuję. Trudno oopisać uczucia osoby z głęboką depresją. Nie wiem, czy miałaś kiedykolwiek z tym styczność, ale w każdym razie, piszesz świetnie. Wspaniale opisujesz beznadziejne uczucia, jakimi są ból psychiczny i strach. Draco boi się jeść. On się boi czuć. Boi się żyć, bo jego życie wydaje się mu nic nie warte. To okropne, że ludzie są tak źle traktowani przez swoich najbliższych...
    http://zaklecieproteuszadramione.blogspot.com/p/spis-tresci.html

    OdpowiedzUsuń