Cześć Kochani!
PIĄTEK, PIĄTECZEK, PIĄTUNIO!
FERIE, FERIUSIE, FERIEŃKI! <3
Oto kolejny rozdział. Czekam na Wasze opinie i komentarze. Dajcie mi znać, jak podoba Wam się opowiadanie! :)
Zapraszam do czytania!
-
Porozmawiaj ze mną. Możemy podyskutować o twoich przyjaciołach, zainteresowaniach,
drużynach Quidditcha, którym kibicujesz, tylko Draco, odezwij się.
Blondyn
milczał, mierząc ją obojętnym spojrzeniem. Nienawidziła tego. Czuła, jak
szaroniebieskie tęczówki przewiercają ją na wylot, ujawniając jej wszystkie
dobre oraz złe strony. Wolałaby gdyby krzyczał, szarpał się, wyjawiał swoją
złość i ból w jakikolwiek inny sposób lecz nie – on milczał.
To
była już trzecia ich sesja. Za każdym razem spotkania wyglądały tak samo.
Malfoy wchodził do gabinetu, siadał i patrzył. Cisza nigdy nie krępowała
szatynki. Nie czuła się źle, gdy oboje milczeli. To wzrok blondyna powodował,
że drżała.
Była
pewna, że dopóki Ślizgon się przed nią nie otworzy, nie będzie umiała mu pomóc.
Gdyby tylko jej zaufał, zdradził choć kilka ze swoich sekretów, ulżyłoby mu,
poczułby się znacznie lepiej. Jak miała jednak zmusić do mówienia osobę, która
za wszelką cenę chciała pozostać niema?
Pragnęła,
by jej zaufał, ale dzieliły ich kilometry – choć przecież siedzieli tuż obok
siebie – kilometry kłamstw, tajemnic, dawnych urazów. Nic o nim nie wiedziała.
Choć chciała, by poczuł się lepiej, nie wiedziała jak.
Dlatego
właśnie skontaktowała się z Blaise’m, mając nadzieję, że on będzie wiedział,
jak można przywrócić radość życia jego najlepszego przyjaciela.
*
-
Granger, pysiaczku, urosłaś czy to tylko zasługa tych obcasów? – mulat wyszczerzył
się w uśmiechu do szatynki, łapiąc ją w niedźwiedzim uścisku i okręcając wokół
własnej osi. Hermiona parsknęła śmiechem, żartobliwie uderzając Blaise’a w
ramię, a ten skulił się, udając, że cios kobiety go powalił.
Blaise
był aurorem i współpracownikiem Harry’ego, dlatego też, pewnego dnia, gdy była
Gryfonka odwiedzała przyjaciela w pracy, natknęła się na mulata, który powitał
ją jak dawno niewidzianą, dobrą znajomą. Od tamtej pory często wymieniali kilka
słów. To dzięki niemu i jego radosnemu usposobieniu Granger stwierdziła, że
Ślizgoni nie muszą być jednak tacy straszni, jakimi się wydają.
-
Szpilki robią swoje, kochany – uśmiechnęła się radośnie. Czuła powiew lekkiego
wiatru i promienie słońca, leniwie oświetlające jej twarz, gdy wraz z Blaise’m
spacerowali wzdłuż ścieżki, ciesząc się wiosenną, przyjemną pogodą.
-
Jak źle z nim jest? – głos Zabiniego był cichy i stonowany. Świadomość, że jego
przyjaciel był w tak złym stanie, nie pozwalała mu spać spokojnie.
-
Nie jest dobrze, Blaise – westchnęła ciężko, nie chcąc okłamywać mężczyzny. –
Nie umiem do niego dotrzeć. Nie chce ze mną rozmawiać. Odkąd jest w ośrodku,
jedynie patrzy przez okno i… - sama nie wiedziała, co jeszcze może powiedzieć.
Z relacji, którą zdawała jej pielęgniarka wyglądało na to, że jest to jedyna
czynność, którą wykonuje Malfoy. – Nadal nie je, ale mam nadzieję, że uda mi
się wkrótce to zmienić. Ma stany lękowe i głęboką depresję, ale nie ma szans,
bym mogła mu pomóc, dopóki się przede mną nie otworzy. Opowiedz mi coś o nim,
Zabini. Nie chcę znać jego historii – mam nadzieję, że kiedyś zaufa mi na tyle,
by mi ją opowiedzieć. Powiedz coś o Draco, którego znasz. Co lubi, jakie są
jego zainteresowania, z kim się zadaje.
Blaise
zamyślił się głęboko, zastanawiając się, ile może zdradzić szatynce. W końcu
jednak postanowił, że powie jej całą prawdę. Mimo, że wiedział, że będzie czuł
się źle, zdradzając sekrety przyjaciela, robił to przecież tylko i wyłącznie dla
jego dobra.
-
Draco nie ma znajomych. Pozostałem mu tylko ja i Pansy, choć i od nas stara się
odciąć. Zainteresowania? Wiesz, kiedyś uwielbiał quiddich, było to jego hobby,
ale od zakończenia wojny nie dotknął kijka. Jeszcze kilka lat temu miotły były
jego obsesją. Pamiętasz jego minę, kiedy Harry dostał Nimbusa 2000 od Dumbledore’a?
– zachichotał, a jego twarz rozjaśniła się pod wpływem wspomnień. – Ale tamtego
Draco już nie ma…
Hermiona
położyła dłoń na ramieniu mulata, posyłając mu pocieszający uśmiech.
-
Odzyskamy go.
*
Granger
nie mogła doczekać się dzisiejszej sesji ze Ślizgonem. Chyba nareszcie wpadła
na pomysł, jak może do niego dotrzeć i sprowokować go do mówienia. Nie chciała,
by jej się zwierzał. Na to było zdecydowanie za wcześnie. Pragnęła po prostu,
by się odezwał i miała szczerą nadzieję, że jej misternie zaplanowany plan się
powiedzie.
-
Dzień dobry, Draco! Chodź za mną – pociągnęła niechętnego blondyna za sobą,
kierując się w stronę wyjścia.
Malfoy
był zszokowany. Od tygodnia, odkąd znalazł się w ośrodku, nie wychodził na
zewnątrz. Świat podziwiał jedynie przez szklaną taflę swojego niewielkiego
okna. Pacjenci dla własnego bezpieczeństwa nie mieli prawa wychodzić poza mury
budynku. Blondyn parsknął w duchu. Czyżby panna Granger lekko naginała dla
niego przepisy?
-
No chodź, Malfoy, nie wlecz się tak! – krzyknęła do niego lekarka, na co
zareagował tylko podniesieniem brwi. Gdyby był dawnym sobą, nie powstrzymałby
się od złośliwego komentarza. Teraz nie miał jednak na to siły.
Hermiona
prowadziła go ścieżką w stronę niewielkiego lasu, gdzie po kilkuminutowym
marszu zatrzymali się na niewielkiej, osłoniętej drzewami polanie. Takiego
miejsca potrzebowali. Ustronnego, oddalonego od wzroku mugoli.
Granger
wyjęła różdżkę i wyszeptawszy kilka słów, przywołała dwie miotły. Nie były to
profesjonalne modele, lecz stare Zmiataczki, na widok których Draco prychnął
cicho. Hermiona uśmiechnęła się z tryumfem, na tyle jednak dyskretnie, by
blondyn nie zauważył jej reakcji. Już sam widok mioteł wywołał u obojętnego na
wszystko mężczyzny jakąś reakcję. Szatynka pomyślała, że to dobry znak.
-
Założyłam się z Ronem, że do końca tygodnia nauczę się latać na miotle i
potrzebuję kogoś, kto mi pomoże.
-
Granger, przecież ty nienawidzisz latania – sytuacja na tyle zaintrygowała
Ślizgona, że postanowił się odezwać. Jego głos był cichy i zachrypnięty, ale
jednak. Mówił. Hermiona odtańczyła w głowie taniec zwycięstwa. Udało się. To
był tylko jeden, malutki, wręcz milimetrowy kroczek, jednak każdy taki,
chociażby niewielki sukces przybliżał ich do zwycięstwa.
Ich,
bo to już nie była tylko jego walka. Choć na początku Granger chciała
zrezygnować, udało jej się dostrzec w odwiecznym wrogu zagubionego człowieka,
nie dającego sobie rady z własną psychiką. Teraz czuła, że to jest ich wspólna
bitwa. I miała nadzieję, że kiedyś uda im się ją wygrać.
-
To kwestia honoru! Nie mogę dać Ronowi satysfakcji! – Malfoy uśmiechnął się w
duchu. No tak. Granger zawsze była bardzo upartą osobą. Widocznie nie przeszła
w ciągu tych kilku lat takiej transformacji, jak on.
Nie
lubił Rudzielca. Weasley był jedną z osób, których, mimo, że świat się zmienił,
a jego poglądy obróciły się o sto osiemdziesiąt stopni, nie umiał zaakceptować.
Myśl o jego porażce była dla Draco w pewien sposób intrygująca, dlatego
postanowił pomóc szatynce.
Zobaczywszy,
w jaki sposób kobieta chwyta kijek, przewrócił oczami. Czekała go masa pracy.
-
Granger, trzymasz miotłę odwrotną stroną… - jęknął.
Szatynka
natychmiast zmieniła uścisk, a na jej twarzy pojawił się dorodny rumieniec.
Blondyn pomyślał, że uroczo wygląda z zaróżowionymi policzkami i ta myśl go
przeraziła.
*
-
Malfoy, boję się, pozwól mi wylądować! – krzyknęła szatynka, zaciskając oczy ze
strachu. Jej dłonie kurczowo obejmowały trzonek miotły, a palce aż zbielały od
trzymania kijka z całych sił.
-
Granger, otwórz oczy – głos Draco brzmiał tak spokojnie, kojąco. Przez głowę
szatynki przemknęła myśl, że na chwilę zamienili się rolami. Teraz to blondyn
był psychologiem, a ona spanikowaną, odmawiającą współpracy pacjentką.
-
Zwariowałeś? Nigdy! – wrzasnęła.
-
Granger, unosisz się dosłownie dziesięć centymetrów nad ziemią. Zaufaj mi i
otwórz oczy.
Gryfonka
rozchyliła powieki i sekundę później jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
-
Ja latam – szepnęła. – Ja naprawdę latam!
Draco,
choć naprawdę starał się powstrzymać od okazywania jakichkolwiek emocji,
prychnął dźwiękiem, który prawie przypominał śmiech. Ta dziewczyna potrafiła go
rozbawić. Unosiła się kilka centymetrów nad ziemią, a wydawało się, jakby szybowała
nad obłokami.
-
Malfoy, wskakuj na miotłę, pościgamy się! Mogę się założyć, że cię wyprzedzę –
stwierdziła Hermiona, odlatując na odległość kilkunastu metrów.
Blondyn
zamyślił się. Tak dawno nie latał! W pewnym momencie szybowanie po prostu
przestało sprawiać mu przyjemność. Latając, miał wrażenie, że jest bliżej osób, które zabił, a które są
teraz tam, u góry, w niebie. Dlatego bał się wsiąść na miotłę. Z drugiej
strony… chęć unoszenia się w powietrzu jeszcze nigdy nie była tak silna.
Rozpierała go energia. Pragnął znów poczuć tą wolność. Choć przez chwilę nie
myśleć.
Wygrywając
z własnymi demonami, usiadł na miotle i wzbił się w powietrze. Od dawna nie
czuł się tak dobrze, jak teraz, gdy lecąc, prześcigał szatynkę, która próbowała
nieudolnie przyśpieszyć.
Wygrał.
Wyprzedził dziewczynę. Jego sukces spowodował obrażoną minę na twarzy Gryfonki,
jednak widział w jej oczach również dumę. Doceniała fakt, że w końcu się do
niej odezwał.
Spróbował się
uśmiechnąć, jednak jego wargi umiały uformować się tylko w skrzywiony grymas.
Było
lepiej, ale nadal nie było dobrze i Draco zaczął się zastanawiać, czy
kiedykolwiek będzie jeszcze szczerze, prawdziwie szczęśliwy.
*
Hermiona
szła do swojego gabinetu z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy, gdy
usłyszała, że ktoś woła jej imię. Odwróciła się i zobaczyła doktora Waisona, który
machał do niej, wzywając ją, by przyszła do jego gabinetu.
-
Moja droga, jak ci idzie terapia z Draco? – spytał starzec, poprawiając okulary
na nosie. Jej oczy rozbłysnęły, gdy zaczęła opowiadać, jak udało jej się
wydobyć od pacjenta kilka zdań. Oczywiście, nie mogła powiedzieć lekarzowi, że
Malfoy uczył ją latać na miotle. Thomas był mugolem, dlatego też wymyśliła
bajeczkę o tym, jak to blondyn został jej nauczycielem jazdy na rolkach. Z
każdym jej słowem twarz doktora rozjaśniała się. Był tak dumny z młodej
lekarki, którą traktował jak własną córkę. Gdy jednak Gryfonka zakończyła swoją
opowieść, spoważniał, a na jego twarzy pojawiło się zmartwienie.
-
Hermiono, wiesz, że nic nie jest jeszcze przesądzone. To, że Draco raz na
ciebie się otworzył, nie oznacza, że zrobi to ponownie jutro, pojutrze, w
przyszłym tygodniu. Depresja nie jest tylko jego wymysłem. On jest poważnie
chory, nie zapominaj o tym.
I
choć kobieta zaręczała, że doskonale o tym pamięta, w jej sercu tliła się
nadzieja, że dzisiejszy dzień był początkiem drogi ku lepszemu.
*
- Nie zabijajcie go. To jeszcze nie czas.
Najpierw chciałbym się pobawić z naszym odważnym Śmierciożercą – Voldemort
przejechał kościstym palcem po twarzy Draco. Czując, jak ten się wzdryga,
Czarny Pan uśmiechnął się kpiąco. Śmierciożercy, stojący wokół nich w kręgu
zachichotali, przeklinając i dopingując swojego mistrza. Chcieli krwi. Chcieli
zemsty. Chcieli widzieć, jak niewierni zostają ukarani. – Myślałeś, że uda ci
się mnie oszukać, Draco Malfoy’u? Naprawdę wydawało ci się, że nie dowiem się,
że nie wykonałeś poprawnie swojego zadania? Kazałem ci zabić Hermionę Granger. Dlaczego
ta szlama nadal żyje?!
Blondyn poczuł, jak przechodzi go
zimny dreszcz. Pomyślał sobie, że zbliża się jego koniec. Czarny Pan nie znał
litości.
- Wybacz, panie – jęknął potulnie,
chociaż wiedział, że wyrok już zapadł. Nie było dla niego nadziei.
- Jesteś bezwartościowy, Draco.
Przynosisz wstyd swojej rodzinie. Spójrz na własnego ojca. To hańba dla niego,
mieć takiego syna jak ty! – słowa Voldemorta boleśnie wpijały się w jego duszę.
Cierpiał, choć tak bardzo starał się tego nie okazywać. Spojrzał na Lucjusza,
mając nadzieję, że ojciec go wesprze, że pokaże mu, że wcale nie jest porażką.
Niestety, w oczach starszego mężczyzny ujrzał tylko potwierdzenie słów
Voldemorta.
I wtedy nagle przestało się dla
niego liczyć to, że wkrótce może umrzeć. Może tak byłoby lepiej?
Draco
otrząsnął się ze snu, oddychając ciężko. Nienawidził nocy. Nienawidził spać.
Nienawidził śnić.
Skierował
swoje kroki do łazienki, podchodząc do umywalki i obmywając twarz zimną wodą.
Chciał spojrzeć w lustro, ale go tutaj nie
było. Jakiekolwiek szklane rzeczy, przedmioty, którymi można było zrobić
sobie krzywdę, były tutaj zakazane. W końcu był w miejscu dla ludzi
niestabilnych psychicznie, którzy marzyli o bólu.
Dla ludzi takich jak on.
Zaczął
się trząść, czując, jak ogarnia go panika. Nie chciał tu być. Nie chciał.
Musiał się stąd uwolnić, jak najszybciej.
Ale
nie mógł. Stąd przecież nie było ucieczki. Skulił się więc w kącie, kołysząc
się w przód i w tył.
Ciemność
powoli go pochłaniała.
*
Hermiona
spojrzała ze zdziwieniem na zegarek, wskazujący trzecią nad ranem, nie mogąc
zrozumieć, co o tak wczesnej porze próbuje wyrwać ją z krainy Morfeusza.
Mrugnęła kilkakrotnie ze zdziwieniem, dopiero po chwili zauważając, że źródłem
irytującego wibrowania jest jej telefon, leżący na szafce nocnej. Odebrała
połączenie, mrucząc do słuchawki zaspanym głosem.
-
Hermiono? Mogłabyś jak najszybciej przyjechać do ośrodka? Z panem Malfoy’em
jest źle.
Zerwała
się z łóżka, sięgając tylko do szafeczki, by wziąć klucze od auta i popędziła w
stronę samochodu. Cała podróż wydawała jej się wyłącznie snem. W jej głowie
huczało od niespójnych myśli, których nie mogła poukładać w zwartą całość.
A
wydawało się, że było tak dobrze!
-
Draco! – wpadła do pokoju pacjenta, gdzie roiło się już od innych lekarzy,
obserwujących, jak blondyn trzęsie się, skulony na podłodze i próbujących go
uspokoić. Ruchem ręki odgoniła ich od drżącej postaci, podchodząc bliżej i
siadając obok Ślizgona.
-
Spokojnie, to tylko ja. Oddychaj. Jeden, dwa, trzy. Weź głęboki oddech. Musisz
się uspokoić, to zaraz minie.
Oddech
blondyna spowalniał, a drgawki ustawały. Spojrzał na siedzącą obok niego
Gryfonkę, a szaroniebieskie tęczówki jarzyły się zmęczeniem i przerażeniem.
-
Niech to się wreszcie skończy – szepnął, odwracając wzrok.
Hermiona
chciała ze wszystkich sił go przytulić, pocieszyć, obiecać, że będzie dobrze.
Była jednak psychiatrą na tyle długo, by wiedzieć, że w przypadku cierpiących
na depresję pacjentów zapewnianie o tym, jak to wspaniale wszystko się ułoży,
było bezsensowne, a Draco bał się dotyku obcych. Dlatego nieśmiało położyła
swoją dłoń na jego, a gdy jej nie odtrącił, mocniej zacisnęła uścisk.
A Malfoy przez krótki ułamek chwili poczuł, że nie jest
sam.
Hej.:)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie, naprawdę niesamowicie.
Bardzo dobrze odnalazłaś się w tematyce psychologicznej, co nie jest bardzo łatwe do opisania. Punkty dla Ciebie za realizm - dobrze, że wiesz, iż depresja może mieć swoje dobre i złe momenty. Trochę brakuje mi tu reakcji parasomnicznych - koszmarów nocnych, bo zazwyczaj ludzie mający nocne lęki nie dają się przytulać, ani przez dłuższy czas nie są świadomi tego, co ich boli.
Ogólnie bardzo dobrze.:)
Z niecierpliwością czekam na kolejny i życzę udanych ferii.:)
Pozdrawiam serdecznie,
la_tua_cantante_
Ps. Zapraszam na swoje opowiadanie.
www.dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
CU-DO-WNE!
OdpowiedzUsuńKochana nie mogłaś tego rozdziału lepiej wymyślić! Jest perfekcyjny od początku do samego końca! Zazdroszczę Ci talentu pisarskiego.
Prosze niech z Draco będzie coraz lepiej :( Nie chce już czytać o tym jak jest smutny eh :( Ten jego atak pod koniec mnie przeraził... Biedny musi się bardzo męczyć...
Dodawaj szybko następny kochana!
W wolnej chwili możesz wpaść do mnie na historię Stupid In Love ❤
Pozdrawiam, życzę weny i do następnego rozdziału! :)
Cudowny rozdział
OdpowiedzUsuńJa cież pierniczę *-*
OdpowiedzUsuńJak tylko zobaczyłam że się wyświetla "let mi fix you...bla, bla, bla..." od razu weszłam poczytać i moja dusza pragnie więcej!
Tak więc czekam na więcej niesamowistości z twojej boskieeej storony <3
Pozdrawiam... Lora <3
Wspaniały rozdział. Kocham.
OdpowiedzUsuńZ utęsknieniem czekam na kolejny rozdział.
Cieszę się że Draco czuje się lepiej.
Wreszcie rozmawia z Harmonią. A
to latanie na miotle genialnie. Nie umiem się doczekać czasu jak Malfoyowi pójdzie lepiej.
Podsumowując B O S K I E ❤❤❤❤❤
Świetnie uwielbiam twoje opowiadania :) A na ten miałaś wyjątkowo ciekawy pomysł.
OdpowiedzUsuńSunset :)
Jeju jeju jej !
OdpowiedzUsuńKocham *-* Ciekawe co będzie dalej ;D
Krótki komentarz bo nie bardzo mam czas ;/
Pozdrawiam :*
Całą noc nie spałam tylko czytałam wszystkie opowiadania! Chce wiecej. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdzial!! A teraz biorę sie za miniaturki :3
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam do mnie http://dramionemiedzymilocia.blogspot.com/
Ps2. Naprawde świetne *.*
No co ja mogę powiedzieć...
OdpowiedzUsuńJeju... Rany... Boże... :P Jednym słowem: brak słów. Rozdział jak zwykle perf.
Wyjątkowo się nie rozpisuję, ale jestem pełna podziwu.
Pozdrowionka przesyłam :*
Kusieł
Zostałaś nominowana do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńSzczegóły na
dramione-wybacz-mi.blogspot.com
Pozdrawiam, Qeiko
Rozdział super, bardzo mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńOby Draco nic nie groziło :((( Mam złe przeczucia, ale nie zrobisz nam tego? :(
ps. niedługo powracam do pisania Pottera ;)
Część dzisiaj dopiero znalazłam to opowiadanie. I ono jest wspaniałe takie smutne ale wspaniałe. Oby Draco wrócił do siebie. Tylko dlaczego przestałaś to pisać?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko na Twoim blogu.
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna!
Masz głowę pełną pomysłów i fajny styl - mimo iż minęło trochę czasu - dokończ. Wielu z nas chętnie przeczyta.
Przeczytałam cały twój blog. :D Jest wspaniały! Twoje pomysły na opowiadania (zarówno dłuższe jak krótsze) są genialne. Mam nadzieję, że szybko wrócisz do kontynuowania tego opowiadania. :)
OdpowiedzUsuń